W dniach 19-23 lipca odbyła się trzynasta edycja festiwalu Globaltica, w
gdyńskim Parku Kolibki. Jak co roku do wyboru były warsztaty, projekcje
filmowe, spotkania z ciekawymi osobami oraz oczywiście koncerty.
Na festiwal wpadłam tylko 21-go lipca, z różnych powodów. Jadąc do Gdyni
miałam w głowie trzy istotne punkty piątkowego wieczoru – spotkanie z autorem
„Raportu o Stanie Świata”, Dariuszem Rosiakiem z Trójki, koncert Estończyków z
Trad.Attack! oraz występ bardzo lubianych przez Artura Orzecha Alsarah and The
Nubatones. Tak się złożyło, że zostałam praktycznie do północy.
Spotkanie z Dariuszem Rosiakiem
Pogoda w piątek od rana mocno dawała się we znaki – wszechobecna wilgoć i
przelotne opady deszczu spowodowały, że spotkanie z Dariuszem Rosiakiem zamiast
na polanie odbyło się w starym, powoli adaptowanym na przestrzeń kulturalną,
budynku o uroczej nazwie „Tu Baza”. Bohater spotkania opowiadał bardzo
interesująco o swoich książkach dotyczących życia i problemów społeczności na
Bliskim Wschodzie („Ziarno i Krew”) oraz w Afryce („Żar”), a tematyka dotyczyła
roli religii w kulturze rdzennych mieszkańców tych obszarów, wpływie i ingerencji
krajów rozwiniętych na lokalną społeczność oraz postrzeganiu uchodźców w
krajach Europy.
Bardzo pouczająca 1,5-godzinna rozmowa redaktora Radia Gdańsk z autorem
trójkowej audycji dała wyraźny obraz współczesnego świata. Niestety pokazała
również, że nie potrafimy słuchać ze zrozumieniem – po oficjalnej części ze
strony publiczności pojawiły się bardzo jednostronne pytania, które dobitnie
pokazały, że oczekujemy jasnego obrazu sytuacji w momencie, gdy nie ma
możliwości jednoznacznego uproszczenia sprawy i na odpowiedź ma wpływ wiele
czynników.
Następnie przyszedł czas na muzykę. Na scenę główną kilkanaście minut po 19
wyszli Estończycy z Trad.Attack! Spodziewałam się po tym koncercie naprawdę
ciekawych doznań, a to, co usłyszałam zaskoczyło mnie negatywnie. Zespół
utrzymuje, że swoje inspiracje czerpie z archiwalnych nagrań starych estońskich
pieśni tradycyjnych i łączy je ze współczesnymi muzycznymi trendami. Z
założenia brzmi dobrze, lecz w rzeczywistości otrzymujemy mieszankę
elektronicznych beatów, akustycznych instrumentów oraz…playbacku! Zamiast
zwrócić uwagę słuchaczy na nietypowe instrumentarium, składające się z dud
estońskich, drumli czy też 12-strunowej gitary akustycznej, muzycy postawili na
irytujące nawoływanie publiczności do wspólnej zabawy. Najgorsze jest jednak
to, że zespół chcąc brzmieć oryginalnie przesadził z ilością podłożonych głosów
i przesterów. Może ich wytłumaczyć fakt, że są tylko triem, jednak znamy
przykłady zespołów trzyosobowych, które nie potrzebują wsparcia nowoczesnych
technologii.
Trad.Attack!
Na drugi z koncertów tego wieczoru czekałam najbardziej. Alsarah –
wokalistka z Sudanu wraz z przyjaciółmi z The Nubatones dała porywający występ,
będący połączeniem brzmień orientalnych z elementami r’n’b, soulu, jazzu,
bluesa czy popu. To muzyka, w której melodie grane na lutni oud współgrają z
fenomenalnym brzmieniem akustycznych instrumentów perkusyjnych, pulsującym
basem oraz amerykańską kulturą miejską. Delikatne, bujające rytmy i czarujący
głos wokalistki stworzyły niepowtarzalną całość. Za jedyny minus można uznać
fakt, że festiwalowy koncert trwał tylko godzinę. Połączenie tradycji z
nowoczesnością widać było również w samym ubiorze artystów – kolorowe
afrykańskie zwiewne materiały kontrastowały ze znanymi nam ubraniami z
popularnych sieciówek. Alsarah mieszka obecnie w Brooklynie, co ma niebagatelny
wpływ na jej akcent, gdy mówi po angielsku. Pomiędzy utworami wokalistka
czarująco opowiadała o tym, jaki wpływ ma na jej życie miejsce, skąd pochodzi i
przytaczała afrykańskie opowieści m.in. o Nilu. Wzywała też do szerzenia pokoju
na świecie.
Alsarah i wspaniali The Nubatones
Jak zawsze poszczególne koncerty zapowiadał znany i ceniony, niestety
obecnie były redaktor Trójki Wojciech Ossowski, który między wierszami dawał do
zrozumienia, który z koncertów jest wart wysłuchania. O kolejnej artystce
powiedział, że jej zespół miesza wszystko, jedynie z pominięciem tanga. To dało
pewien sygnał, czego można się spodziewać po muzyce La Yegros.
Argentyńska wokalistka nie była chętna do wyjścia na scenę i potrzebowała
specjalnego zaproszenia publiczności. Co więcej, niestety niewiele miała do
powiedzenia artystycznie. Dla osób, które utożsamiają koncert z imprezą zapewne
był to koncert wieczoru. Pomieszanie rapu, elektroniki, popu z brzmieniami
rodem z wesela zdecydowanie nie zapewnia wrażeń kulturalno-estetycznych. Po
kilku utworach, które wywoływały pusty śmiech pomieszany z niedowierzaniem w
to, co się słyszy zdecydowaliśmy się zjeść późną kolację i skorzystać z jednego
z okolicznych food trucków.
Wieczór zakończyliśmy fragmentem koncertu Bollywood Brass Band, którzy jak
sama nazwa mówi łączą elementy jazzu tradycyjnego z motywami rodem z Bollywood.
Wyświetlające się na wielkim ekranie sceny z hinduskich filmów ciekawie
współgrały z muzyką prezentowaną przez zespół, jednak bardzo późna pora i
przejmujący chłód (14 stopni i wilgoć) spowodowały, że wybraliśmy powrót do
domu.
Wieczór mimo różnych opisanych niedogodności uważam za udany. Niezależnie od prezentowanej muzyki zawsze warto wybrać się na taki festiwal jak Globaltica, aby odczuć na własnej skórze niepowtarzalny klimat samego wydarzenia, jak również móc zapoznać się z kulturą innych krajów, z którą nie mamy do czynienia na co dzień. 2 lata temu odkryłam Ajinai, do których twórczości wracam nadal, w tym roku takim odkryciem jest Alsarah.
Posłuchaj fragmentu: Alsarah & The Nubatones - Ya Watan