Na samą myśl o poniedziałku wielu z nas dostaje gęsiej
skórki. Jednak okazuje się, że nie każdy początek nowego tygodnia jest taki
straszny, jak go malują. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy zamiast
porannej podróży do pracy pojawi się perspektywa wolnego dnia i dobrego
koncertu…
W pierwszy październikowy poniedziałek w warszawskim
Palladium wystąpił Slowdive. Założony w 1989 roku brytyjski zespół cieszył się
największym zainteresowaniem słuchaczy w pierwszej połowie lat
dziewięćdziesiątych, u szczytu popularności nurtu zwanego shoegaze'm,
reprezentowanego również między innymi przez My Bloody Valentine. W latach
1991-1995 ukazały się trzy albumy grupy, które zyskały status kultowych. Po
wydaniu "Pygmalion" w 1995 roku nastały jednak dwadzieścia dwa lata
studyjnego milczenia, które niespodziewanie zostało przerwane w styczniu 2017
roku. Wtedy opublikowano utwór "Star Roving", natomiast 5 maja 2017
roku ukazał się czwarty album zespołu, będący nostalgicznym powrotem do nieco
zapomnianych już brzmień z czasów, gdy o smartfonach i laptopach nikt jeszcze
nie słyszał.
Naturalnym następstwem wydania płyty zatytułowanej "Slowdive" stała się jej trasa promująca, podczas której nie mogło zabraknąć polskiego przystanku. Po fenomenalnym występie zespołu na Off Festivalu w 2014 roku polski klubowy koncert był tylko kwestią czasu. Pomimo niezbyt korzystnego terminu wyprzedano prawie wszystkie bilety, a długa kolejka oczekujących fanów zaczęła ustawiać się przed wejściem już dwie godziny przed otwarciem bram i ponad cztery przed rozpoczęciem koncertu. Klimatyczna, lecz bardzo ciasna i duszna sala warszawskiego teatru została wypełniona po brzegi. Występ angielskiej legendy lat dziewięćdziesiątych połączył pokolenia - wśród publiczności można było odnaleźć zarówno słuchaczy nieco starszych koncertowym stażem, pamiętających początki zespołu, jak i zupełnie nowych odbiorców muzyki, którzy z twórczością Rachel Goswell i jej przyjaciół zetknęli się w ostatnich latach bądź nawet miesiącach. Dla bardziej wprawionych koncertowo słuchaczy ciekawą dodatkową atrakcją była możliwość obserwowania pokoleniowych różnic w postrzeganiu sensu występów na żywo.
Zanim, nieco po godzinie dwudziestej pierwszej, na scenie
pojawił się zespół, zgromadzona publiczność została uraczona z twórczością
supportującego projektu Blanck Mass, co okazało się
niekoniecznie dobrym wyborem. Muzyka elektroniczna generowana z laptopa pomimo
ciekawej oprawy wizualnej nie trafiła w gusta większości słuchaczy i w kontekście
idei koncertu, który z założenia ma być grany na żywo, sprawiała wrażenie
niezbyt śmiesznego żartu.
Po około czterdziestu minutach ciągnących się w
nieskończoność zapętlonych komputerowo motywów i krótkiej przerwie technicznej
nadszedł wreszcie czas na w pełni profesjonalny, godny teatralnej sali występ. W blasku subtelnego scenicznego światła popłynęły
pierwsze dźwięki "Slomo" otwierającego nowy album Slowdive, a
następnie najciekawsze fragmenty wszystkich czterech albumów zespołu. Przez
ponad półtorej godziny piątka muzyków dawała z siebie wszystko, zgrabnie
balansując pomiędzy shoegaze'owymi ścianami gitar, a dream-popowymi pejzażami,
podkreślonymi przepięknie współbrzmiącymi głosami Rachel Goswell i Neila
Halsteada oraz trafionymi w punkt uderzeniami perkusji. Pomimo zauważalnego
upływu lat i rosnącej popularności zupełnie innej formy scenicznego wyrazu, prezentowana
muzyka zabrzmiała bardzo świeżo, nie tracąc nic ze swojej mocy i oryginalności.
Fantastyczne nagłośnienie i wspaniała oprawa świetlno-wizualna dodawały
występowi niepowtarzalnego piękna i klimatu, co usatysfakcjonowało nawet
najbardziej wymagających odbiorców. Pomiędzy publicznością a artystami
wytworzyła się magiczna atmosfera wręcz domowego ciepła, dzięki czemu koncertu
słuchało się z prawdziwą przyjemnością.
W bezpośrednim, po-koncertowym kontakcie Anglicy okazali się
być bardzo otwartymi ludźmi, którzy cierpliwie i wytrwale pozowali do zdjęć i
podpisywali płyty oraz koncertowe pamiątki, zamieniając przy okazji kilka
ciepłych słów z każdym chętnym. W obecnych czasach taki szacunek do fanów jest
na wagę złota. Wokalistka zapytana po występie o plany powrotu do Polski
obiecała wizytę w przyszłym roku. Pozostaje mieć nadzieję, że nie były to
jedynie kurtuazyjne uprzejmości, a realna obietnica kolejnego koncertu.
Posłuchaj fragmentu: Slowdive - Sugar For The Pill