wtorek, 31 października 2017

The National - Sleep Well Beast (8.09.2017)



Wraz z nadejściem długich chłodnych wieczorów powraca nostalgia i nastrój na melancholijne albumy. Idealnie pasującymi na ten czas utworami są kompozycje Matta Berningera oraz braci Dessner i Davendorf. „Sleep Well Beast” - pod takim, nieco zagadkowym tytułem nakładem prestiżowej wytwórni 4AD ukazał się siódmy album The National. Amerykanie po czterech latach przerwy od wydanego w 2013 roku „Trouble Will Find Me” powrócili w wielkim stylu i znów zaczarowali słuchaczy klimatycznym, pełnym przepięknych melodii albumem.  


Najnowsze dzieło piątki muzyków to refleksyjna opowieść o codzienności, rodzinnym życiu i przemyśleniach dotyczących związku dwojga ludzi. Minimalistyczna okładka przedstawia dom, a w nim widoczną przez okno rodzinę. Dwanaście kompozycji utrzymanych jest w stylistyce znanej z poprzednich dokonań nowojorskiego zespołu. Delikatne gitarowe indie rockowe pejzaże kontrastują tu z elektronicznymi eksperymentami, przywołującymi na myśl twórczość Radiohead, szczególnie z przełomowego albumu „Kid A” z początku dwudziestego pierwszego wieku. Wpływy te słyszalne są przede wszystkim w tytułowej, wieńczącej dzieło kompozycji oraz w „Guilty Party” i „I Still Destroy You”. Na albumie pojawiają się również bardzo charakterystyczne dla zespołu odwołania do nowej fali lat osiemdziesiątych, głównie w partiach perkusyjnych. 

Pomimo licznych inspiracji muzyka The National jest jednak tak specyficzna, że nie sposób pomylić jej z twórczością innych artystów. Dzieje się tak przede wszystkim ze względu na nietuzinkowy głos wokalisty. Matt Berninger potrafi w sposób nieprawdopodobnie szczery zaangażować słuchacza w przekazywane przez siebie treści. Przypominający nieco Nicka Cave’a i Leonarda Cohena jego głęboki baryton przepełniony jest smutkiem, nostalgią i rezygnacją, lecz jednocześnie…nadzieją. Na nowym albumie wspierają go wspaniali goście tacy jak zjawiskowa Lisa Hannigan oraz multiinstrumentalista i wokalista Bon Iver, Justin Vernon.

Muzycznie na „Sleep Well Beast” dzieje się bardzo dużo. Prawie godzinna, wypełniona po brzegi emocjami opowieść płynie nieco sennie, leniwie, momentami rozbudzając słuchacza gitarową galopadą lub tanecznym rytmem. Każda z dwunastu kompozycji mimo swojej prostoty, dopracowana jest w najdrobniejszych szczegółach, dzięki czemu brzmi wyjątkowo. Podczas miksowania utworów zadbano o to, by wyeksponować w odpowiednich momentach poszczególne elementy kluczowe - delikatne pulsowanie basu, romantyczne dźwięki fortepianu, perkusyjną galopadę, gitarową ścianę, hipnotyczną elektronikę czy też partie orkiestrowe (w nagraniach brała udział Orkiestra Paryska). Wszystkie te drobiazgi tworzą misterną układankę złożoną z przepięknych, snujących się ballad, elektronicznych eksperymentów, gitarowej energii i popowej przebojowości. 

Liryczna wieloznaczność tekstów Matta Berningera stwarza możliwość swobodnej interpretacji słów. W przeciwieństwie do poprzednich dokonań autor tym razem skupia się głównie nie na politycznych odniesieniach (których jednak nie brakuje w „Empire Line” czy „The System Only Dreams In Total Darkness”), lecz na intymności relacji międzyludzkich. Utwory pełne są wspomnień z młodości, refleksji na temat postępowania („Walk It Back”), przemyśleń o sprawach ostatecznych („Day I Die”), wzruszającej walki o uczucia („Born To Beg”), intrygujących rozważań na temat związku („Nobody Else Will Be There”), rozczulających marzeń („Dark Side Of The Gym”) oraz znaczenia życia rodzinnego i odpowiedzialności za najbliższych („Sleep Well Beast”). Trudno jest tak naprawdę wyróżnić poszczególne kompozycje, ponieważ na albumie od początku do końca wszystko się zgadza. 

Kim jest zatem tytułowa bestia? Odpowiedź Berningera jest nieco zaskakująca. Z jednej strony to wg niego przytłaczająca nas codzienność, od której próbujemy uciec np. w sen, z drugiej zaś jest to… przyszłość, z którą będą musiały zmagać się kolejne pokolenia. Jest to więc w pewnym sensie czas - rzecz abstrakcyjna. 

Najnowszy album Amerykanów jest pełen przeciwieństw – wzrusza i wyciska łzy nawet z najbardziej odpornych na muzyczne emocje słuchaczy, jednocześnie pokrzepiając ich serca. To mroczna i melancholijna, a momentami radosna opowieść o życiu i o nas samych, dzięki czemu może stać się kołem ratunkowym na smutki i pomocą w zmaganiach z codziennością. To wreszcie płyta, obok której nie da się przejść obojętnie i warto przysłuchać się jej zawartości dogłębnie. 

8/10

Posłuchaj fragmentu: The National - Guilty Party