Sobotni wieczór to idealny
moment, by poobcować trochę z kulturą i wybrać się na przykład na koncert. Tak
pomyślało około półtora tysiąca osób, które zjawiły się w pierwszy weekend
listopada w B90, by podziwiać na scenie gdańskiego klubu zespół Archive
–jednego z głównych, obok Massive Attack i Portishead, przedstawicieli
trip-hopu. Brytyjczycy są pewnego rodzaju fenomenem w branży muzycznej - mimo ponad dwudziestu lat działalności i
wydania jedenastu albumów studyjnych, wciąż nie zyskali należytego uznania w
swojej ojczyźnie. Cieszą się za to ogromną popularnością w Europie
Kontynentalnej, z Polską i Francją na czele.
Od czasu ukazania się
legendarnego już singla "Again" zespół odwiedza nasz kraj regularnie,
w ostatnich latach przynajmniej raz w roku. Gdański koncert zapoczątkował drugą
część trasy promującej zeszłoroczny album, który podzielił fanów, ze względu na
odejście od gitarowego brzmienia na rzecz bardziej elektronicznego oraz
rezygnację ze współpracy z wokalistkami. W listopadzie 2016 roku miała miejsce
część pierwsza "The False Foundation” Tour, podczas której Brytyjczycy
zawitali na szczelnie wypełniony sympatykami klimatycznych dźwięków warszawski
Torwar oraz do poznańskiej hali MTP2. Pomimo tak wielu wizyt w Polsce fani
zespołu nie sprawiają wrażenia zmęczonych występami muzyków i nadal licznie
przybywają na koncerty. Nic w tym jednak dziwnego, ponieważ każdy koncert
Archive to gwarancja dźwiękowego oraz wizualnego widowiska na najwyższym
poziomie.
W porównaniu z zeszłorocznymi występami w tegoroczną trasę wyruszył pomniejszony, siedmioosobowy skład, bez zjawiskowej wokalistki Holly Martin (Maria Q nie przyjechała już rok temu), co spotkało się z dezaprobatą znacznej części męskiej publiczności. W związku z nieobecnością pań zmianie uległa koncertowa setlista - w zamian za trochę już osłuchane podczas ostatnich tras utwory z płyt "Restiction" i "With Us Until You’re Dead", fani mieli możliwość usłyszeć najpopularniejsze w facebook'owym głosowaniu rarytasy sprzed lat, takie jak brawurowo wykonane przez Dave'a Pena i wspierających go spod sceny fanów "Fuck You", energetyczne, porywające do tańca "Sane", nostalgiczne "Headlight" i "Empty Bottle", akustyczną, skróconą wersję "Lights” oraz post rockową, rozbudowaną wersję "Numb", wieńczącą wieczór. Oczywiście nie mogło także zabraknąć pokaźnej reprezentacji ostatniego albumu grupy, z którego wybrzmiało aż siedem kompozycji, w tym fenomenalnie zaśpiewane przez Pena "Blue Faces" na zakończenie podstawowego setu, jak również zawsze owacyjnie nagradzanych oklaskami "Bullets" i "Controlling Crowds".
Jak zawsze o sile brzmienia
kolektywu stanowili Danny Griffiths oraz Darius Keller, prezentujący się po
bokach sceny, za instrumentami klawiszowymi opatrzonymi nowym zespołowym logo.
Dwóch założycieli Archive to jednocześnie dwa sceniczne przeciwieństwa – podczas
gdy Darius żywiołowo zagrzewał publiczność do interakcji, Danny skupiony był na
dokładnym wykonywaniu swoich partii. Pośrodku natomiast błyszczeli Dave Pen i
Pollard Berrier, wspierając się wokalnie oraz obsługując na zmianę gitary i
elektroniczne instrumenty perkusyjne. To również dwie kontrastujące ze sobą
osobowości – żywiołowy długowłosy Pollard, ubrany w czarną pelerynę i kapelusz
oddawał się żywiołowym tańcom zdecydowanie bardziej niż krótkowłosy
melancholijny Dave, który postawił na moc przekazu, koncentrując się na
brzmieniu swojego głosu i jak najlepszym przekazaniu emocji. Muzykom w dalszej
części sceny towarzyszyła fantastyczna sekcja rytmiczna.
Archive w wersji "na
żywo" to gwarancja jakości, co dla stałych bywalców koncertów zespołu nie
jest żadnym zaskoczeniem. Dzięki temu, że muzycy podróżują z własnym inżynierem
dźwięku, występ był perfekcyjnie nagłośniony, brzmiał potężnie i potencjał
akustyczny klubu B90 wykorzystano w pełni. Sam set został precyzyjnie
wyreżyserowany i wykonany, a poszczególne utwory opatrzono nowymi, genialnymi
przestrzennymi wizualizacjami, podkreślającymi treść kompozycji, które mimo że
nagrywane były w różnym czasie, połączyły się w spójną, niespełna dwugodzinną
opowieść o współczesności, postępie technologicznym i problemach jednostki
próbującej odnaleźć się w przytłaczającej rzeczywistości. Zaprezentowany został
solidny, przekrojowy zestaw piętnastu utworów, doskonale łączący hipnotyzującą
elektronikę z rockową energią. Zespół słynie z tego, że potrafi wprowadzić
słuchaczy w marazm, a następnie jednym uderzeniem czy zmianą tempa wybudzić ich
z transu. Nie inaczej było tym razem.
Archive to zespół całkowicie
samowystarczalny, który potrafi dobrze zaprezentować się właściwie w każdych
warunkach. Jedyne czego zabrakło w B90 to
obecnej na zeszłorocznych występach białej "kurtyny" złożonej z
misternie utkanych, pionowo zwisających z sufitu tuż przed sceną sznureczków,
na których wyświetlały się wizualizacje, tworząc niepowtarzalny efekt
zamknięcia zespołu w klatce, co bardzo trafnie symbolizowało tematykę "The
False Foundation".
Z pewnością wielu obecnych tego
wieczoru słuchaczy w B90 będzie miało zastrzeżenia do muzyków
o bardzo ograniczony kontakt z publicznością, a w zasadzie jego brak. Zespół przywitał się z fanami dopiero po wykonaniu połączonych ze sobą czterech utworów z ostatniego wydawnictwa, po czym na zakończenie koncertu pożegnał ukłonem i szczerym "dziękuję". Wielu fanów oczekuje od swoich idoli zdecydowanie większej interakcji, jednakże niekiedy wystarczą spojrzenia, uśmiechy i niesamowity klimat występu, by poczuć całkowitą satysfakcję z uczestnictwa w wyjątkowym wydarzeniu. Liczą oni także na to, że za każdym razem usłyszą największe przeboje (nie było "Again" i "You Make Me Feel") i w momencie, gdy nie pojawią się one w zaplanowanym zestawie, są bardzo niepocieszeni. Z drugiej jednak strony każdy otwarty na nowe brzmienia słuchacz wyszedł z koncertu zadowolony.
o bardzo ograniczony kontakt z publicznością, a w zasadzie jego brak. Zespół przywitał się z fanami dopiero po wykonaniu połączonych ze sobą czterech utworów z ostatniego wydawnictwa, po czym na zakończenie koncertu pożegnał ukłonem i szczerym "dziękuję". Wielu fanów oczekuje od swoich idoli zdecydowanie większej interakcji, jednakże niekiedy wystarczą spojrzenia, uśmiechy i niesamowity klimat występu, by poczuć całkowitą satysfakcję z uczestnictwa w wyjątkowym wydarzeniu. Liczą oni także na to, że za każdym razem usłyszą największe przeboje (nie było "Again" i "You Make Me Feel") i w momencie, gdy nie pojawią się one w zaplanowanym zestawie, są bardzo niepocieszeni. Z drugiej jednak strony każdy otwarty na nowe brzmienia słuchacz wyszedł z koncertu zadowolony.
Warto jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy – poza inżynierem
dźwięku zespół zatrudnia własnego fotografa, który dokumentuje szczegółowo
każdą trasę koncertową, a także kamerzystę, odpowiedzialnego za nagranie wszystkich
występów. Przez cały czas trwania koncertu w pobliżu sceny znajduje się sprzęt
dokumentujący poczynania zespołu, a fotograf, oprócz obsługi aparatów zajmuje
się także transmitowaniem na żywo wybranych fragmentów koncertu i udostępnieniu
ich na portalu społecznościowym. Jest to sytuacja na granicy paradoksu, gdyż
zespół, którego twórczość jest w pewnym sensie krytyką i próbą zrozumienia
współczesnej wizji świata opartej na "kontroli ludzkich umysłów" sam
wpadł w cywilizacyjny wir i dał się porwać technologicznej manipulacji. A może
to celowe działanie? O tym z pewnością przekonamy się podczas kolejnej trasy
Archive, podczas której Brytyjczycy miejmy nadzieję zawitają też do Polski.
posłuchaj fragmentu: Archive - The False Foundation
posłuchaj fragmentu: Archive - The False Foundation