Trzy listopadowe koncerty Ulver
to jedne z najbardziej wyczekiwanych tegorocznych muzycznych wydarzeń w Polsce.
Od ostatniej wizyty norweskich "Wilków" w naszym kraju minęły trzy
lata - w 2014 roku gdański klub B90 był jednym z dwunastu miejsc, w którym
zespół postanowił zarejestrować materiał na eksperymentalny, post-rockowo -
ambientowy album "ATGCLVLSSCAP". W minioną niedzielę Norwegowie
powrócili do Trójmiasta w zupełnie nowej odsłonie, by zaprezentować na żywo dwa
ostatnie, spójne koncepcyjnie wydawnictwa - album długogrający oraz
towarzyszącą mu EPkę.
Kolektyw pod
dowództwem Kristoffera "Garma" Rygga w pełni zasługuje na miano
eksperymentalnego. Każdy kolejny album grupy jest zaskoczeniem dla słuchaczy i jego
zawartość staje się obiektem długich dyskusji. Wydany w kwietniu tego
roku "The Assassination of Julius Caesar" to zwrot w kierunku
synth-popowych dźwięków, przywodzących na myśl muzykę lat osiemdziesiątych, który
wzbudził olbrzymie zainteresowanie nie tylko wśród fanów zespołu i słuchaczy-odkrywców,
lecz także sympatyków Depeche Mode i pokrewnych brzmień. Krytycy natomiast
zaczęli żartować, że Ulver nagrał lepszą płytę niż ulubieńcy masowej publiczności.
Trasa promująca ostatnie dzieło zespołu to świetlno-dźwiękowe widowisko na najwyższym możliwym poziomie, spójne i przemyślane od początku do końca. Zapierający dech w piesiach laserowy pokaz towarzyszący wykonywanym utworom z pewnością pozostanie w pamięci obecnych w B90 na długo. Tak doskonałych świateł perfekcyjnie zgranych z muzyką, a do tego tworzących nieprawdopodobne przestrzenne figury nie ma prawdopodobnie żaden inny zespół na świecie. Różnokolorowe lasery rysowały na ekranie umieszczonym z tyłu sceny idealnie pasujące do dźwieków wizualizacje, a pokrywający promienie światła dym tworzył nad głowami muzyków wielobarwną imitację nieba. Z racji tego, że muzycy woleli pozostać w cieniu i skupić uwagę widzów wyłącznie na prezentowanej sztuce, zrezygnowano z przedniego oświetlenia sceny, dzięki czemu został osiągnięty zamierzony efekt, którego nie są w stanie oddać żadne zdjęcia, czy nagrane podczas występu filmiki.
Muzycznie występ był równie
perfekcyjny jak pod względem wizualnym. Spektakl zespołu poprzedził solowy
popis Stiana Westerhusa, który zaprezentował niecodzienne umiejętności gry na
gitarze smyczkiem oraz zaskakujące możliwości swoich efektów gitarowych. Po
dwudziestu minutach eksperymentów, do gitarzysty płynnie dołączyła reszta
"Wilków". Wraz z Garmem, poza mikrofonem obsługującym tego wieczoru
elektroniczną perkusję i tamburyn, na scenie pojawili się dwaj perkusiści -
jeden grający na klasycznym zestawie, drugi na bębnach i instrumentach
towarzyszących, klawiszowiec oraz operator laptopa.
Ulver zaprezentował doskonały
przykład na to, jak powinna brzmieć muzyka elektroniczna na żywo, prezentując
maksimum możliwości tej formy muzycznego wyrazu. Lider zespołu, utwór po
utworze czarował swoim głębokim głosem, a towarzyszący mu muzycy wydobywali ze
swoich instrumentów trafione w punkt dźwięki, hipnotyzujące publiczność, która
odbierała płynący ze sceny przekaz w dwojaki sposób - jedni poddali się
transowemu tańcowi, inni zaś stali nieruchomo i całkowicie zahipnotyzowani
podziwiali magiczny spektakl. W sumie zaprezentowanych zostało jedenaście
utworów - wszystkie osiem kompozycji z najnowszej płyty, w nowych aranżacjach
oraz świeża, listopadowa EPka "Sic Transit Gloria Mundi", nawiązująca
tematycznie i muzycznie do kwietniowego albumu.
Ze względu na koncepcyjną
kompletność występu niezwykle trudno jest wyróżnić któryś z jego fragmentów. Mnie
osobiście najbardziej ujęły trzy momenty - koncertowa wersja ulubionego
"So Falls The World", który z melancholijnego wstępu rozwinął się w
cudownie płynący refren i zwariowaną taneczną końcówkę, transowa jazda bez
trzymanki w kończącym podstawowy set "Coming Home" oraz czarujące
wykonanie na bis coveru "The Power Of Love" z repertuaru Frankie Goes
to Hollywood, podczas którego niesamowite wrażenie robiły czerwone, ciepłe
światła zalewające scenę.
Jeśli ktoś spodziewał się
interakcji muzyków z publicznością, spotkał go srogi zawód. Kilka słów
podziękowania, drobny bis, będący właściwie częścią widowiska oraz oszczędne ukłony
po wykonaniu całości programu musiały zadowolić fanów. Nie było także
pokoncertowych rozmów oraz autografów, co akurat w przypadku tego zespołu
zupełnie nie zaskakuje.
Każdy, kto zjawił się w
niedzielny wieczór w B90 miał możliwość uczestniczyć w jedynym w swoim rodzaju
wydarzeniu, dzięki czemu mógł poczuć się wyjątkowy. Podczas kolejnej trasy
koncertowej (o ile taka się odbędzie) z pewnością zostanie zaprezentowane
zupełnie nowe widowisko, mające swój dopracowany do perfekcji scenariusz i
będące skrajnie odmiennym, nietuzinkowym muzycznym doświadczeniem.
Posłuchaj fragmentu: Ulver - So Falls The World