Indie rock, zwany również rockiem
alternatywnym i niezależnym to, jak większość często sztucznie tworzonych
gatunków muzycznych, określenie bardzo pojemne i nieprecyzyjne, którego
znaczenie zmienia się w zależności od grupy odbiorców. Na przełomie XX i XXI
wieku ta odmiana rocka przeżywała szczyt popularności za sprawą takich brytyjskich
zespołów jak Coldplay, Muse, Bloc Party, Arctic Monkeys, Franz Ferdinand czy
Radiohead. Ich odpowiedniki powstawały oczywiście także w innych państwach na
świecie. Kraje północnej Europy reprezentuje niewielu przedstawicieli tego
nurtu, jednakże w Danii funkcjonuje do dnia dzisiejszego trio Mew, które 29
listopada odwiedziło gdański klub B90, w ramach promocji najnowszej płyty "Visuals".
Przez ponad dwadzieścia lat
działalności Duńczycy zarejestrowali siedem albumów studyjnych. Popularność na
starym kontynencie przyniosła im trzecia płyta - „Frengers” oraz wspólna
europejska trasa koncertowa z zespołem REM. Obecnie jednak o muzykę zespołu niełatwo
w rozgłośniach radiowych, również tych mniej oczywistych (zespół zerwał
kontrakt z wytwórnią Sony w 2013 roku i postanowił wydawać muzykę w niezależnej
wytwórni Play It Again), co, poza terminem koncertu w środku tygodnia, miało
niebagatelny wpływ na frekwencję w B90. Poznańska agencja Go Ahead, która
zorganizowała środowy koncert w Gdańsku nie spodziewała się chyba jednak aż tak
małego zainteresowania. Mieszczący półtora tysiąca fanów muzyki stoczniowy klub,
który są w stanie zapełnić zespoły niekoniecznie "pierwszoligowe",
odwiedziło ledwie niecałe sto osób, które bez problemu pomieściły się na małej
scenie, używanej jedynie w trakcie imprez festiwalowych, takich jak Soundrive
Fest, czy Smoke Over Dock.
Ci jednak, którzy zdecydowali się na udział w koncercie zdecydowanie nie mieli czego żałować. Kameralna sala umożliwiła wręcz bezpośredni kontakt z artystami. Członkowie zespołu, jak na stereotypowych Skandynawów przystało, są raczej introwertykami, jednak tego wieczoru dali się ponieść muzycznej energii, czerpiąc radość ze wspólnego granie, skacząc po scenie, uśmiechając się do siebie i ze wzruszeniem dziękując słuchaczom za bardzo ciepłe przyjęcie. Koncertowy skład Mew to pięciu muzyków – poza wokalistą, basistą i perkusistą stanowiącymi trzon zespołu, na żywo wspierają ich również klawiszowiec i gitarzysta.
Panowie zaprezentowali nieco
ponad godzinną prezentację swojej twórczości, a wśród
wykonanych utworów nie zabrakło najważniejszych kompozycji z całej dyskografii,
takich jak charakteryzujący się fenomenalną wokalizą Jonasa Bjerre "Zookeeper’s
Boy", skoczny, gitarowy "Am I Wry? No", mieniący się paletą klawiszowych
barw "Satellites", a także brawurowo zagrany na zakończenie, nastrojowy
"Comforting Sounds". Pojawiły się również utwory z najnowszego
wydawnictwa, na czele z przepiękną balladą "Carry Me To Safety" oraz
tanecznym "Twist Quest".
Wokalista Mew dysponuje niezwykłą
wrażliwością oraz oryginalną, ocierającą się o falset barwą głosu, która dodaje
kompozycjom zwiewności i wyróżnia je na tle innych, podobnych pop-rockowych
piosenek. Mimo wykorzystywania w dużej mierze brzmień popowo - elektronicznych
w ostatnich latach, zespół wciąż gra indie rocka, ubarwionego gdzieniegdzie
elementami progresywnymi, takimi jak narastanie napięcia oraz gitarowe solówki.
Większa liczba skocznych dźwięków w najnowszych utworach, miała jednak znaczący
wpływ na charakter koncertu, przepełnionego dość jednostajnymi uderzeniami
perkusji i jednorodnym brzmieniem basu. Ze względu na nieco gorszą akustykę
mniejszej sali klubu B90, niestety mniej słyszalne były klawiszowe partie oraz
wokal. Dopiero w momentach, w których sekcja rytmiczna schodziła na dalszy
plan, robiło się zdecydowanie bardziej klimatycznie – wyciszenie pozwalało na wyeksponowanie
kompozycyjnych smaczków oraz tekstów utworów, traktujących o próbach
odnalezienia się jednostki w społeczeństwie, uczuciowych rozterkach, tęsknocie
za dzieciństwem, a także konieczności docenienia życia "tu i teraz". Wyjątkowości
dodawały scenicznym wykonaniom barwne, bajkowe wizualizacje, które w połączeniu
z głosem Jonasa pozwalały zapomnieć o codzienności i przenieść się w krainę
wspomnień. Na szczególną uwagę zasługuje jednak utwór będący zwieńczeniem
wieczoru – progresywny, nostalgiczny i absolutnie porywający "Comfotring
Sounds", który lata temu cieszył się uznaniem redaktorów radiowej "Trójki".
Od czasu mojej intensywnej fascynacji
muzyką indie minęła już prawie dekada. Mimo, że jestem obecnie na zupełnie
innym etapie muzycznej drogi, warto było wybrać się w środę do B90. Duńczycy zaprezentowali
solidny, dobry występ, który spodobał się zarówno entuzjastycznie reagującej młodszej
części publiczności, lecz także słuchaczom z dłuższym muzycznym stażem, którzy
mogli tego wieczoru powrócić wspomnieniami do lat dzieciństwa.
Posłuchaj fragmentu: Mew - Comforting Sounds