F
FINK - Resurgam
Tego albumu
prawdopodobnie nie spodziewał się żaden z fanów FINKa. Po wydaniu przez
brytyjskie trio zaledwie siedem miesięcy wcześniej „Fink’s Sunday Night Blues
Club Vol. 1” (przywołującej tradycję bluesowego grania) i wyczerpującej trasie
promującej płytę już po czterech dniach od powrotu narodził się pomysł na
kolejne wydawnictwo.
Odpoczywając po powrocie z
koncertów wokalista i kompozytor Fin Greenall, zainspirowany łacińskim napisem
na ścianie kościoła w swoim rodzinnym mieście w Kornwalii napisał „Resurgam”,
który stał się motywem przewodnim i utworem tytułowym nowego albumu. W ciągu
kolejnych dwóch miesięcy powstało jeszcze dziewięć nowych kompozycji,
utrzymanych w stylistyce znanej i lubianej przez sympatyków zespołu.
Pod względem muzycznym są one zwiewne,
przyjemne i hipnotyzujące. Album ma swój charakterystyczny
melancholijno - nostalgiczny klimat. W porównaniu do wcześniejszych wydawnictw
pojawia się tu więcej brzmień klawiszowych, które przepięknie ubarwiają
gitarową podstawę utworów. Nadal jednak w przewadze słyszymy gitarę akustyczną,
delikatne uderzenia basu oraz ciekawe rozwiązania perkusyjne.
FROZEN PLANET....1969
- Electric Smokehouse
Ktoś chętny na psychodeliczno
- stonerowy odjazd? Ten album zapewnia pokaźną dawkę kosmicznego lotu i
nieoczywistych rozwiązań brzmieniowych. W zależności od podziwianego właśnie
muzycznego krajobrazu otrzymujemy perkusyjny grad spadających meteorytów, stale
płynące niczym prąd rzeki gitarowe solówki, pulsujące w rytmie kropli deszczu
odbijających się od podłoża klawiszowe smaczki oraz surrealistyczne, mieniące
się intensywnymi barwami przestery gitar. To niezwykła planeta, której
zwiedzanie krok po kroku przynosi niejedno epokowe odkrycie! Pozycja
obowiązkowa dla fanów Ozric Tentacles i pokrewnych brzmień.
G
GET YOUR GUN - Doubt Is My Rope Back
To You
Drugi
album Duńczyków zachwyca dojrzałym brzmieniem, którego nie powstydziliby się
Nick Cave i Brendan Perry. Siedem utworów wypełniają romantyczne, tajemnicze
dźwięki, przeplatane agresywniejszymi fragmentami. To wydawnictwo dla osób
poszukujących oryginalności w indie rocku i nowych alternatywnych zespołów,
których działalność ma szansę nie zakończyć się na dwóch-trzech albumach.
GODSPEED YOU! BLACK EMPEROR - Luciferian Towers
Zwariowane,
niepokojące dźwięki, siejące w głowie zamęt, kontrastują tu z melancholijnym,
sennym klimatem, który wprowadza słuchacza w trans. Dziewięcioosobowa grupa z
Kanady po raz kolejny zaczarowała swoich fanów fantastycznym albumem, którego
zawartość chłonie się z zapartym tchem.
GRETA VAN FLEET - From The Fires
W wielu recenzjach tego
albumu pojawia się określenie: sensacja. Druga EPka amerykańskiego zespołu
wdarła się szturmem do niejednego podsumowania płytowego mijającego roku.
Wszystko z powodu wokalisty, którego barwa głosu łudząco przypomina tę z
wczesnego okresu twórczości Roberta Planta. Bracia polskiego pochodzenia o
wdzięcznym nazwisku Kiszka wraz z kuzynem zarejestrowali osiem utworów,
przywołujących ducha hard rocka z lat siedemdziesiątych. Lekkie, bardzo
melodyjne i energetyczne kompozycje trwające łącznie około trzydzieści minut
brzmią świeżo i aż proszą się o brawurowe wykonanie w wersji koncertowej.
GROMBIRA - Grombira
Nie, to nie jest płyta
rodem z Bliskiego Wschodu. To przestrzenne połączenie space rocka z jazzem i orientem, pełne eksperymentów i pasji w grze stworzyli Niemcy. Album, który
hipnotyzuje całkowicie i od pierwszej do ostatniej minuty zachęca do transowego
kołysania się w rytm psychodelicznych improwizacji. To jedna z najbardziej
nieoczywistych płyt, która przekracza gatunkowe granice i nie pozwala przestać
tańczyć długo po zakończeniu odtwarzania.
H
STEVE HACKETT - The
Night Siren
Dwudziesty piąty album gitarzysty
Genesis to zbiór jedenastu kompozycji utrzymanych w dobrze znanym fanom muzyka,
progresywno-orientalnym stylu. Pełne humoru teksty, doskonałe gitarowe pejzaże
i plejada gości to recepta na świetne wydawnictwo. Sam Hackett jest z niego
bardzo zadowolony i podkreśla, że to właśnie na tej płycie poczuł się w pełni…
wokalistą.
HADAL SHERPA - Hadal Sherpa
Trudno uwierzyć, ale ten
wspaniale brzmiący album to debiut fińskiego zespołu. Osiem instrumentalnych
kompozycji, utrzymanych w stylistyce balansującej na granicy rocka
progresywnego, muzyki folkowej i psychodelii maluje cudne pejzaże, w których
odnaleźć można całą paletę emocji. Muzykom granie skomplikowanych pasaży
przychodzi bardzo łatwo - w utworach wyraźnie słyszalna jest lekkość i radość
grania, co nie jest oczywiste w przypadku debiutantów. Pozostaje trzymać
kciuki, by zespół rozwijał się i cieszył słuchaczy dobrą muzyką przez długie
lata.
HIDDEN ORCHESTRA -
Dawn Chorus
Hidden Orchestra to
powołany do życia w 2010 roku nietuzinkowy projekt, łączący jazz z awangardą,
elektroniką oraz muzyką klasyczną.
Wyjątkowość twórczości zespołu podkreśla osobowość lidera Joe Achesona,
który z wielkim zaangażowaniem podróżuje po całej Europie, by zarejestrować
piękno otaczającego świata obecne w odgłosach deszczu, wiatru, burzy, szumu
fal, czy też trzepotu ptasich skrzydeł. W wywiadzie udzielonym przed grudniowym
koncertem w Gdańsku przyznał, że właśnie tu, podczas ubiegłorocznej,
listopadowej wizyty udało mu się nagrać jeden z najlepiej brzmiących gwizdów
wiatru, jakie kiedykolwiek usłyszał. Opowiadał również szczegółowo o procesie
powstawania ostatniej płyty oraz rejestrowaniu śpiewu ptaków, który stanowi
bardzo ważną część "Dawn Chorus". Każdy osłuch tego wydawnictwa jest
wyjątkowym przeżyciem, pozwalającym zapomnieć o otaczającej codzienności,
zrelaksować się i oddać kontemplacji piękna w wyobraźni.
HIMMELLEGEME - Myth
Of Earth
Melodyjność, melancholia i
północnoeuropejski mrok to recepta na bardzo dobry album. Dodatkowo zyskuje on
na wartości, gdy zaśpiewany jest (przynajmniej częściowo) w ojczystym języku i
nie jest przesadnie długi. Do tego przepisu bezbłędnie zastosowali się
debiutujący Norwegowie z Himmellegeme, którzy zgrabnie połączyli post rockowe
ściany gitar z progresywnym malowaniem dźwiękiem i bardzo dobrym wokalem. "Myth
of Earth" to płyta bardzo klimatyczna i tajemnicza, która pozwala
przenieść się w wyobraźni w odległe tereny norweskich lasów i fjordów i poczuć
jedność z naturą.
I
ISILDURS BANE & STEVE HOGARTH - Colours Not
Found In Nature
Piętnasty album
szwedzkiej mini-orkiestry, założonej ponad czterdzieści lat temu nagrany został
wspólnie ze Steve’m Hogarthem, którego nikomu przedstawiać nie trzeba. Po
wzięciu płyty do ręki, pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest
niesamowicie pozytywna okładka przedstawiająca… odwróconego tyłem słonia
beztrosko siedzącego na gałęzi i spoglądającego w rozciągającą się w oddali
przestrzeń. Z drugiej strony płytowego pudełka ten sam słoń znajduje się na
łódce na środku jeziora. Po otwarciu kartonika i wyjęciu dołączonej do albumu
książeczki widzimy natomiast słonia podróżującego latającym dywanem, a w środku
wkładki przechadzającego się po linie… Nasuwają się skojarzenia z beztroskim
czasem dzieciństwa i pogonią za marzeniami. Nie mam wątpliwości, że w kategorii
najbardziej zaskakującej okładki jest to płyta roku.
Muzycznie najkrócej rzecz ujmując
jest to album, który mógłby zostać nagrany kilkadziesiąt lat temu i brzmiałby
prawdopodobnie tak samo - Isildurs Bane to jeden z ostatnich zespołów, który
gra rock symfoniczny w czystej postaci. Niezwykłe brzmieniowe doznania i
szeroką paletę muzycznych barw gwarantuje dziewięcioosobowy skład. Poza
klasycznym rockowym instrumentarium słyszymy sekcję dętą (saksofon, flet,
trąbka, klarnet), skrzypce, wibrafon, marimbę i niewielki dodatek elektroniki.
Zjawiskowe pejzaże prowadzą nas przez całą paletę emocji – od radości i
uniesienia, przez złość i smutek, po nostalgię, które ujawniają się w pełnej
krasie po kilku przesłuchaniach.
J
Amerykański post metalowy zespół
wydał w 2017 roku swój trzeci album, najlepszy w dotychczasowej dyskografii.
Klimatyczne, pełne melancholii pejzaże wzbogacone zostały o klawiszowe pasaże,
tajemnicze szepty i pełen pasji wokal, a także charakterystyczne dla tego
gatunku gitarowo-perkusyjne galopady. To solidny, dobry album, któremu warto
poświęcić godzinkę i zanurzyć się w mrocznym, dusznym klimacie, przypominającym
nieco dokonania Deftones.