"Jest zupełnie ciemno,
mokro, zimno mi. Jak się tu dostałem? Dlaczego właściwie tu jestem? Gdy jesteś
artystą, pisarzem czy występujesz przed publicznością często podejmujesz
wyzwania, które jedynie z pozoru wydają się proste do zrealizowania…" tymi
słowami rozpoczyna się pasjonująca opowieść Benedikta van der Spaansa,
opisującego swoje przeżycia towarzyszące spotkaniu z niezwykłym niemieckim zespołem
i ich szóstym studyjnym albumem. Zadanie, które otrzymał brzmiało mniej więcej
tak… "spotkaj się z Long Distance Calling, posłuchaj nowej płyty
"Boundless", pogadaj z chłopakami i zrób z tego fajny artykuł". Łatwe,
prawda? To jednak tylko złudzenie, ponieważ, aby osiągnąć zamierzony cel jakimś
cudem narrator znalazł się …na górskim szlaku…
Long Distance Calling to czterech
muzyków kochających przestrzeń, naturę i urokliwe krajobrazy. Wspólnymi siłami
potrafią stworzyć nieprawdopodobnie piękne muzyczne pejzaże, które prowadzą
słuchaczy przez malownicze górskie szlaki. Szóste studyjne wydawnictwo kwartetu
to powrót do brzmieniowych korzeni i wyzbycie się wszelkich ograniczeń. Po
dziesięciu latach działalności i prób stylistycznych zmian w postaci między
innymi podejmowania współpracy z wokalistami muzycy doszli do wniosku, że o
wyjątkowości i autentyczności ich twórczości decyduje przede wszystkim moc i
emocjonalny przekaz muzyki oraz siła charakteru każdego z czterech członków
zespołu. To rock instrumentalny najwyższych lotów, w którym mięsisty bas i
dynamika perkusji tworzą post metalowe ściany dźwięku, bogate w gitarowe pasaże
okraszone szczyptą elektroniki. Muzyka kwartetu płynie niczym rwący górski
potok, który przybiera na sile wraz z każdym utworem - niespełna pięćdziesiąt dźwiękowej
podróży minut mija niezwykle szybko, pozostawiając słuchacza z chęcią ponownego
odtworzenia albumu.
Przygotowując się do spotkania z
muzykami van der Spaans nie miał pojęcia o planowanej przez nich rezygnacji ze
wsparcia wokalisty i przeżył szok słuchając po raz pierwszy kompozycji z nowej
płyty granych na żywo w studiu. Niezwykłości całej sytuacji dodał fakt, że w
odpowiedzi na prośbę przeprowadzenia wywiadu z zespołem otrzymał zaproszenie na
wspólną wyprawę w góry. Podążając malowniczymi, krętymi szlakami ku najwyższym
wzniesieniom i zmagając się z niesprzyjającymi wycieczkom warunkami
atmosferycznymi starał się zrozumieć co przyczyniło się do takiego obrotu
spraw. Basista zapytany o nowe kompozycje podkreślił, że czterej muzycy zawsze
pisali utwory wspólnie, co stanowi podstawę ich charakterystycznego,
rozpoznawanego stylu. Perkusista dodał, że "Boundless" brzmi tak
masywnie i ciężko, ponieważ zespół, nagrywając nowy album dziesięć lat po
wydaniu debiutu, chciał nawiązać w ten sposób do swoich początków, w których
obracał się głównie w stylistyce post metalowej. Tworzenie skomplikowanych
struktur utworów pozwoliło im nabierać dynamiki, intensywności, a jednocześnie pozostawić
przestrzeń doskonałym melodiom. Gitarzysta przyznał, że prace nad płytą
przebiegały bardzo intuicyjnie – gdy jeden z muzyków rozpoczynał dany motyw,
kolejny go rozwijał i uzupełniał, by dotrzeć na dźwiękowy szczyt.
Pomimo, że można próbować
klasyfikować "Boundless" w obrębie stylistyki post rockowej i post
metalowej, płyta przekracza gatunkowe granice. O budowaniu gitarowych ścian dźwięku, zmianach
tempa i poziomu intensywności utworów, perkusyjnych galopadach i misternym
tkaniu solówek napisano już niejedną recenzencką publikację, która z powodzeniem
wpisałaby się w charakterystykę nowego albumu Long Distance Calling. Dwie
gitary elektryczne, gitara basowa i perkusja fenomenalnie ze sobą współbrzmią,
przekazując paletę szczerych emocji trafiających prosto w serce. Osiem
kompozycji tworzy spójną, doskonałą brzmieniowo całość, spośród której
niezwykle trudno wskazać wyróżniające się momenty.
Rozpoczynający album
dziewięciominutowy "Out There" otwiera przed słuchaczami bezkresną
przestrzeń i zachęca do wyruszenia z zespołem w dźwiękową podróż, która umożliwia
podziwianie świata z perspektywy lotu ptaka i najwyższego szczytu w okolicy, z
którego rozpościera się widok na zapierające dech krajobrazy. Utwór wypełnia soczyste
brzmienie basu, doskonały rytm perkusji i fantastyczne gitarowe riffy,
doprowadzające słuchacza do muzycznego uniesienia, po którym doświadcza on
nostalgicznego wyciszenia. Szaleńcza
galopada w następującym po nim "Ascending" przypomina staczającą się
z górskich pasm lawinę. "In The Clouds" czaruje wpływami rocka
progresywnego. Tajemniczy mroczny wstęp, w którym wyróżnia się delikatny
gitarowy motyw płynnie nabiera metalowej mocy, która zostaje wzbogacona
szczyptą elektroniki pobudzającej do tańca.
Rytmiczne pląsy nie ustają w czwartym
utworze. "Like A River" niczym górska rzeka wypływa ze źródła i
dynamicznie meandruje między skalistymi brzegami, wprowadzając odbiorcę w
trans, pulsującą równomiernie melodią. Kolorytu kompozycji dodają dźwięki
instrumentów smyczkowych, przywodzące na myśl skojarzenie z muzyką do filmów
Jima Jarmuscha. W kolejnym "The Far Side" spustoszenie sieją metalowe
riffy, które wzbogaca klawiszowa nutka psychodelii. Natomiast przy dźwiękach
szóstego "On The Verge" można dać się ponieść kołyszącej, lekkiej i
melancholijnej melodii, przynoszącej wytchnienie po energetycznej burzy. W
przedostatnim "Weightless" na tle mrocznych pejzaży i zawodzących
gitar słyszalna jest melodia, delikatnie ocierająca się o stylistykę reggae.
Druga połowa utworu wybucha zaś gitarowo-perkusyjnym szaleństwem. Dźwiękowy
walec przejeżdża po słuchaczach raz jeszcze na sam koniec albumu. Przestrzenności
ostatniej kompozycji dodaje obecność krautrockowej elektroniki, która nawiązuje
do klasyki gatunku rodem z twórczości Tangerine Dream. Co więcej, "Skydivers"
wypełnia autentyczna radość wspólnego grania, którą basista Long Distance
Calling porównał do niekontrolowanej reakcji chemicznej, w której cząsteczki
łączą się w większą strukturę przypadkowo, z tym, że katalizatorem procesu są
tutaj emocje, z pomocą których tworzy się magia.
"Boundless" to wyjście
z muzycznej strefy komfortu i bardzo udana próba przekroczenia stylistycznych
ograniczeń, która przypomina skok z samolotu, po którym zamiast odczuwać strach
przed spadaniem ma się wrażenie dryfowania w przestrzeni. Słuchanie albumu w
całości to czysta przyjemność, której chce się doświadczać wielokrotnie. Ta
płyta budzi z zimowego letargu, ładuje pozytywną energią i sprawia, że słuchacz
ma ochotę biec przed siebie i wspinać się coraz wyżej, by podziwiać piękno
otaczającego świata.
9/10
posłuchaj fragmentu: Long Distance Calling - Out There