W życiu każdego człowieka czasem pojawia
się potrzeba zmiany i nie ma absolutnie żadnych wytycznych, który termin jest
najlepszym z możliwych, by tego dokonać – jedni postępują zupełnie
spontanicznie, nie patrząc w kalendarz, niektórzy starają się realizować
postanowienia noworoczne, jeszcze inni, jak chociażby Miron Grzegorkiewicz wybierają
ważne daty. Multiinstrumentalista i producent, muzyk znany z projektów Daktari,
How How oraz JAAA! w roku swoich trzydziestych urodzin poczuł chęć realizacji
osobistego projektu i powołał do życia M8N.
Zapytany przez Jarosława Kowala z
Soundrive.pl o powód takiego działania przyznał, że kierowała nim przede
wszystkim potrzeba własnej satysfakcji i spełnienia artystycznego. To
najbardziej skomplikowane z dotychczasowych przedsięwzięć artysty, które
wymagało ogromnego nakładu twórczej energii i straciłoby szansę powodzenia,
gdyby nie zaangażowanie współpracowników. Aby zapewnić najwyższą jakość i
pełnię twórczej wolności " ULSSS" ukazał się nakładem niezależnej
wytwórni Sadki Rec. Forma wydawnictwa jest nietypowa – płyty pakowane są w
drewniane skrzyneczki projektu Pawła Nowackiego, ozdobione ośmioma różnymi
kolażami, obrazującymi poszczególne tytuły utworów, które wykonała Anna
Kamecka, a każdy album nosi swój indywidualny numer. To prawdziwa gratka dla
kolekcjonerów!
Zarówno nazwę projektu Grzegorkiewicza,
jak i tytuł albumu przepełnia symbolika pozostawiająca dowolność interpretacji.
M8N to tak naprawdę "m∞n" (czytany "moon"), przywołujący
skojarzenia z nocą, pełnią księżyca, czy kulą postrzeganą jako bryła idealna,
lecz także pętlą albo przestrzenią. Nie
bez znaczenia jest też ósemka w nazwie – osiem kolejnych kompozycji publikowane
było w sieci od marca do października, ósmego dnia każdego z miesięcy. Cyfra ta
jest też w dacie urodzin Mirona, a tym samym w terminie ukazania się albumu.
Natomiast w nazwie projektu pojawia się dlatego, że ze względu na ograniczenia
serwerów jest po prostu odwróceniem znaku nieskończoności. Dopełniając całości
dodam jeszcze tylko, że tytuł płyty "ULSSS" odnosi się do imienia
wędrowca, którego można porównać do Ulissesa, bohatera książek Joyce’a oraz
mitycznego Odyseusza.
Album wymyka się gatunkowym
klasyfikacjom, ponieważ łączy elementy elektroniki z gitarowymi pasażami,
dźwiękowymi eksperymentami i muzyczną wyobraźnią przywodzącą na myśl dokonania
Sigur Ros, co autor określa jako muzykę elektroakustyczną. Klawiszowo-komputerowym
pejzażom towarzyszą tu żywe instrumenty - gitary, skrzypce, perkusja, kontrabas
oraz… saksofon tenorowy, który słyszymy w utworze ósmym. Wyjątkowości
kompozycjom dodaje charakterystyczny, intrygujący i nie pozwalający o sobie
zapomnieć wokal Mirona, budzący skojarzenia ze sposobem ekspresji Jonsi’ego i
Thoma Yorke’a, którego w utworze piątym i dziewiątym wspierają odpowiednio
Kinga Majewska oraz Pete Simonelli, będący ponadto autorem tekstu monologu z
przedostatniego utworu na płycie.
"ULSSS" to dziesięć
kompozycji, tworzących spójną muzyczno-liryczną całość. Kolejne utwory ułożone
zostały tak, że każdy poprzedzający stanowi fabularną podstawę następującego po
nim. Pomimo, że powstawały na przestrzeni dziesięciu lat, Grzegorkiewicz niektóre
nagrania komponował w ciągu ostatnich miesięcy, publikując je systematycznie, gdyż
każde następne stanowiło kontynuację muzycznego pomysłu z poprzedniego. Dobrym
określeniem zawartości albumu, ze względu na opowiadaną na nim historię, jest
elektronika konceptualna.
Bohater albumu - wędrowiec, w
kolejnych kompozycjach odbywa metafizyczną podróż w głąb własnych wspomnień i
przeżyć, które zakorzeniły się w jego sercu. Poruszając się w labiryncie myśli
odkrywa on kawałek po kawałku świat wyobraźni i próbuje zgłębić tajemnicę
ludzkiego życia. To wielowymiarowa, nostalgiczna opowieść o człowieku, jego
przeżyciach i emocjach, momentami przenosząca w barwny, bajkowy świat
dzieciństwa, innym razem zaś mroczna i pełna niepokoju.
W porównaniu z twórczością macierzystego
zespołu artysty, JAAA!, jest tu zdecydowanie mniej tanecznej, przebojowej elektroniki.
Przeważają natomiast ambientowe, nieco senne pejzaże, wprowadzające słuchacza w
stan hipnozy, z którego co jakiś czas wybudza go improwizacja. Album jest równy
od początku do końca i ciężko wskazać na nim momenty wyróżniające się. Najbliższa
stylistyce JAAA! jest ostatnia singlowa, bardzo melodyjna kompozycja
"Veins", budząca muzyczne skojarzenia z bajkowym "Spook". Pierwsze
minuty albumu wypełniają przede wszystkim psychodeliczne transowe eksperymenty,
doskonale ubarwione dźwiękami kapiącej wody czy otwieranych drzwi. Z utworu na
utwór narasta intensywność emocjonalnych, szczerych wyznań, osiągając
kulminację w czwartym "Before The Eyes", gdzie wokalista śpiewa po
polsku. Dalsza część albumu czaruje klimatycznym, bardzo intymnym "Night",
bujającym, klubowym "Digging", niezwykle ciepłym "Hidden
Kingdom", zaskakującym partią saksofonu tenorowego "After The
Storm" oraz monologiem o kondycji współczesnego świata w przedostatnim "We
Are Surprising No One" i wieńczącym dzieło wspomnianym singlem.
Według Grzegorkiewicza
"Polska to trudny kraj dla muzyki poszukującej." Nie sposób nie
przyznać mu racji choćby ze względu na fakt, że większość naszych rodaków
najchętniej sięga po kojarzące się z kiczem disco polo oraz rozrywkę oferowaną
przez komercyjne rozgłośnie, nastawioną na zadowolenie "statystycznego"
słuchacza, która łatwo wpada w ucho i jest świetnym towarzyszem codziennych
obowiązków. Artysta dodaje również, że "rzadko można przeczytać recenzje,
w których ktoś ciekawie podchodzi do muzyki". Może chociaż ten tekst da odrobinę
nadziei na to, że jest jednak grupa wrażliwców, dla których ten album będzie
miał znaczenie i otworzy przed nimi nowe horyzonty… Tak wszechstronny twórca z
przebogatą muzyczną wyobraźnią zasługuje na najwyższy szacunek słuchaczy i to
wcale nie ten wyrażony liczbą polubień na portalach społecznościowych.
8/10
Posłuchaj fragmentu: M8N - "Veins"