"I'd do anything for you… anything you'd ever ask me to" - między
innymi takimi słowami Jakub Krupski zdobywa serca fanek, które na koncertach
nie mają najmniejszych szans by oprzeć się jego urokowi osobistemu. Wokalista
dysponuje doskonałym, głębokim i wyrazistym głosem, a także sceniczną charyzmą,
co sprawia, że jest w stanie skupić na sobie całkowitą uwagę tłumu i nim
manipulować. Na scenie towarzyszą mu fantastyczni muzycy, którzy całe serce
wkładają w jak najlepsze wykonanie swoich partii. Gitarzysta Adam Hajzer dwoi
się i troi, grając skomplikowane solówki i wyciągając ze swojego instrumentu maksimum
możliwości. Całości dopełnia soczyste brzmienie basu, intrygujące dźwięki
instrumentów klawiszowych oraz akordeonu i bardzo ciekawe partie perkusji.
Początek tego tekstu brzmi jakbym
opisywała koncert gwiazdy światowego formatu. Tymczasem dotyczy on występu zespołu
z olbrzymim medialnym potencjałem, który niestety pozostaje wciąż niewykorzystany.
Łódzki kwintet Tune, który całkiem niedawno zasłynął występem w czwartej edycji
Must Be The Music, od kilku lat praktycznie od podstaw buduje swoją bazę fanów,
koncertując w maleńkich klubach, mogących pomieścić kilkadziesiąt osób. W minioną
świąteczną sobotę muzycy odwiedzili gdański Wydział Remontowy, by promować
swoje trzecie wydawnictwo, które ukazało się 1 grudnia 2017 roku nakładem
Mystic Production.
Jak nieco ponad miesiąc temu pisałam
w recenzji tej płyty,
"III" to stylistyczny zwrot w kierunku większej prostoty i
przebojowości, będący połączeniem alternatywnego rocka, popu i tanecznej
elektroniki. Album jest znacznie krótszy od swoich poprzedników - trwa jedynie
trzydzieści minut i zawiera osiem zwięzłych kompozycji, wyposażonych w zgrabne
zwrotki i bardzo nośne, bujające refreny, które mimowolnie nuci się po
przesłuchaniu. Najnowszy materiał jest zdecydowanie inny niż zawarty na obu
starszych, progresywno - psychodelicznych wydawnictwach.
Setlistę gdańskiego występu
wypełnił przekrojowy zestaw utworów ze wszystkich trzech płyt, co pomimo
wspomnianej różnorodności nie miało wpływu na spójność koncertu i dodało mu
kolorytu. Każdy z obecnych w klubie słuchaczy miał możliwość uczestnictwa w
wyjątkowym muzycznym spektaklu, podczas którego na scenie wrzało od emocji.
Jakub Krupski wykazał się nie tylko niezwykłymi zdolnościami wokalnymi, płynnie
przechodząc od szeptu do krzyku i fantastycznie modulując głosem, lecz także
aktorskimi. Lider zespołu podczas występów na scenie niesamowicie intryguje i
toczy z odbiorcą grę pełną sprzeczności, doskonale przekazując znaczenie
zawartych w utworach treści, traktujących o poszukiwaniu sensu życia,
zagubieniu jednostki, potrzebie akceptacji, krytyce korporacyjnego pędu do
kariery, ironizowaniu ślepego podążania za tłumem i modą, a także temacie
relacji damsko-męskich, podanym jednak w niebanalnej formie. Jego mroczny,
nieco sarkastyczny i złowrogi śmiech wspaniale kontrastował z pełnym pasji
śpiewem, a także uśmiechami zadowolenia w odpowiedzi na w pełni zasłużone owacje.
Jednakże talenty wokalisty nie mogłyby
się objawić w pełnej krasie bez technicznych umiejętności muzyków oraz
doskonałego nagłośnienia. Zespół bardzo skrupulatnie przygotował się do
występu, dopracowując do perfekcji ustawienia poziomu głośności poszczególnych
instrumentów i wykorzystując maksymalnie akustyczne warunki klubu. Był to
zdecydowanie najlepiej nagłośniony koncert w Wydziale Remontowym, w jakim
miałam przyjemność uczestniczyć.
W piętnastu kompozycjach
podstawowego zestawienia oraz dwóch utworach zagranych na bis ukazała się
pełnia złożonego brzmienia zespołu. Lekkie, skoczne, kipiące pozytywną energią
i bezkompromisowością utwory z "trójki" obroniły się w koncertowych aranżacjach,
pozwalając zgromadzonym fanom oddać się tańcom, śpiewom i nieskrępowanej
zabawie. Świetnie kontrastowały one z art rockowymi, melancholijnymi, mrocznymi
dźwiękami, bogatymi w gitarowe riffy i solówki. Prawdziwy kunszt zaprezentował
Adam Hajzer, udowadniając, że jest jednym z najbardziej kreatywnych polskich
gitarzystów młodego pokolenia. Wspaniałym
uzupełnieniem doskonałej gry muzyka była natomiast świetnie współpracująca tego
wieczoru sekcja rytmiczna – wyrazisty bas współgrał ze złożonymi partiami
perkusji oraz barwnymi klawiszowymi pejzażami. Co więcej, klawiszowiec zespołu dodatkowo
wzbogacał brzmienie kompozycji z debiutanckiego albumu dźwiękami akordeonu, co
na koncertach rockowych zdarza się niezwykle rzadko.
Tune to zespół nietuzinkowy,
wyróżniający się na polskiej scenie muzycznej i zasługujący na zdecydowanie
większy szacunek i uznanie słuchaczy. Muzycy znaleźli złoty środek pomiędzy
twórczą niezależnością, a możliwością dotarcia do szerszego grona odbiorców, co
udowodnili podczas koncertu w Gdańsku. Trzeci album grupy jest prawdopodobnie
tylko przystankiem na drodze ewolucji w kierunku wypracowania niepowtarzalnego
stylu, który mam nadzieję zapewni zespołowi większą rozpoznawalność i stanie
się pomostem do kariery.