sobota, 24 lutego 2018

VLMV (ALMA) – Gdańsk, Plama, Gdański Archipelag Kultury, 22.02.2018



O istnieniu zespołu VLMV dowiedziałam się przypadkiem. Pewnego wieczoru, przeglądając nowości ze świata muzyki natrafiłam na zagadkowo brzmiącą, czteroliterową nazwę brytyjskiej grupy. Zaintrygowana kombinacją liter, którą niełatwo zapisać w pamięci zaczęłam drążyć temat i natrafiłam na informację o trasie promującej drugi studyjny album grupy. Ku mojemu zaskoczeniu na liście koncertowych miast znalazł się Gdańsk, a dokładniej niewielki klub mieszczący się na Zaspie, pośród ozdobionych muralami bloków. 


Zaspiańska "Plama", będąca częścią Gdańskiego Archipelagu Kultury to kreatywna przestrzeń skupiająca lokalnych artystów - w budynku działa pracownia malarska oraz regularnie odbywają się spektakle teatralne i spotkania podróżnicze. Znajduje się tam również kameralna, bardzo ładna sala koncertowa, wyposażona w dobry sprzęt nagłaśniający, w której w czwartkowy, mroźny wieczór swoje kompozycje zaprezentował wspomniany brytyjski zespół, zabierając zgromadzonych słuchaczy w emocjonalną muzyczną podróż do krainy ambientowo - post-rockowych pejzaży.

VLMV to tak naprawdę dawna ALMA - projekt Pete'a Lambrou, który chcąc zrealizować kilka artystycznych pomysłów poza swoim ówczesnym zespołem, postanowił spróbować swoich sił w komponowaniu eterycznych dźwięków zbliżonych do twórczości Sigur Ros i Explosions In The Sky. W międzyczasie podjął współpracę z Ciaranem Morahanem i solowy projekt stał się duetem. Pierwsze wydawnictwo, "ALMA", przyniosło zespołowi szacunek muzycznych niezależnych mediów oraz pokaźną grupę sympatyków. Jednak zbieżność nazwy z pseudonimem fińskiej piosenkarki pop o zielonych włosach zmusiła ich do zmiany jej pisowni na "odwróconą", tj. VLMV.
Określenie "ALMA" bardzo trafnie nawiązuje do charakteru twórczości zespołu. To skrót od Atacama Large Millimeter Array - nazwy największego na świecie interferometru radiowego, a jednocześnie hiszpańskie słowo oznaczające duszę. Muzyka VLMV to sennie snujące się ambientowe dźwięki, pozwalające dryfować w czasoprzestrzeni i trafiające prosto do wnętrza wrażliwych słuchaczy.  


Zaraz po premierze drugiej płyty, "Stranded, Not Lost" panowie wyruszyli w trasę promującą album. W ciągu godzinnego występu w Gdańsku zaprezentowali kompozycje na nim zawarte, na czele ze zjawiskowo pięknym "If Only I", wzbogacając je kilkoma akcentami z debiutu. Był to bardzo spójny, przepełniony melancholią, wyciszający koncert. Pomimo zmęczenia spowodowanego wyczerpującą podróżą z Hannoveru, muzycy dali z siebie wszystko i w bardzo kameralnej przestrzeni stworzyli magiczną, intymną atmosferę. Urzekające delikatnością brzmienie klawiszy w połączeniu z intensywnością gitarowych pasaży i subtelnym, lecz niepozbawionym emocji wokalem Lambrou, bliźniaczo podobnym do głosu Jonsiego poruszyły niejedno serce. 

Muzyk śpiewał z zamkniętymi oczami, przeżywając swoje bardzo osobiste teksty, traktujące o samotności, izolacji i tęsknocie za miłością. Grał przy tym na zmianę na gitarze oraz na klawiszach. Na uwagę zasługuje także pomysłowość jego towarzysza, który generował na gitarze nieoczywiste dźwięki przy użyciu śrubokrętu i perkusyjnej pałeczki. Zapętlenia niektórych motywów przy wykorzystaniu możliwości nowoczesnej technologii dodały brzmieniu przestrzenności i w połączeniu z wysmakowanymi, czarno-białymi wizualizacjami oraz delikatnym światłem żarówek, które zwiększało swą intensywność wraz z rosnącą mocą muzyki, wprowadzały w trans.  


Londyńczycy zostali bardzo ciepło przyjęci przez około trzydziestoosobową publiczność, która w ciszy i skupieniu wysłuchała wspaniałego występu, a następnie nagrodziła muzyków owacją, dziękując za mistyczne, wzruszające doznania i chwile relaksu pozwalające zapomnieć o codzienności. Oby następnym razem udało się zaprezentować tę piękną muzykę szerszej publiczności.

Posłuchaj fragmentu: VLMV - "If Only I"