Nie od dziś wiadomo, że Lao Che
to zespół wyjątkowy. Muzycy z Płocka od osiemnastu lat serwują swoim fanom
niepowtarzalną fuzję muzycznych gatunków, przy okazji w żartobliwy sposób komentując
otaczającą rzeczywistość. Miesiąc po premierze "Wiedzy o Społeczeństwie"
wciąż nie milkną dyskusje na temat dźwiękowej i tekstowej zawartości albumu,
zarówno wśród sympatyków zespołu, jak i krytyków muzycznych oraz poszukiwaczy
nowych brzmień, a promująca wydawnictwo marcowo - kwietniowa trasa koncertowa
wzbudza ogromne zainteresowanie słuchaczy w całej Polsce. Z dwudziestu pięciu
koncertów wyprzedało się już dziewięć, w tym występ w Gdańskim Teatrze
Szekspirowskim, który odbył się w minioną niedzielę.
W recenzji siódmego albumu Lao Che pisałam, że "w dzisiejszych czasach niesamowicie trudno o
dobrą popową płytę, (…) która dzięki swojej przebojowości ma ogromny potencjał koncertowy." Muzycy, stosując się do ustanowionej przez siebie zasady na każdym kolejnym wydawnictwie obierają nowy muzyczny kierunek i koncept, tym razem przy akompaniamencie popowo-tanecznych rytmów poddając analizie pojęcie "społeczeństwo".
Kto jednak spodziewał się na
koncercie przebojowych piosenek z przewagą łatwo wpadających w ucho rytmów mógł
być bardzo zaskoczony. Zamiast na popową lekkość muzycy postawili na mroczne,
transowe rytmy, które przepięknie podkreślały znaczenie tekstów i w pełni
sprostały wymaganiom poszukujących słuchaczy. Zachowali przy tym swój
charakterystyczny styl, łączący tak skrajnie różne gatunki muzyczne jak
elektronika, jazz, reggae, hip hop oraz
dźwięki o orientalnym zabarwieniu.
Podczas dwugodzinnego występu, na
który złożyły się wszystkie utwory z najnowszego albumu, cztery kompozycje z "Dzieciom",
trzy z wydanego przed sześcioma laty "Soundtracku" oraz niespodzianka
w postaci coveru "Dziewiąta" z repertuaru Jazzombie (wspólny projekt
muzyków Lao Che oraz Pink Freud) zgromadzona w Teatrze Szekspirowskim
publiczność mogła podziwiać muzyczny kunszt każdego z siedmiu członków zespołu.
To prawdopodobnie współpraca z trójmiejskim jazzowym kwartetem, na czele
którego stoi Wojciech Mazolewski skłoniła Spiętego i przyjaciół do poszerzenia
składu Lao Che o multiinstrumentalistę Karola Golę, który swoją nieprzeciętną
grą na saksofonie barytonowym, flecie oraz klawiszach zdobył serca słuchaczy. Z
mrocznym brzmieniem jednego z największych instrumentów dętych fantastycznie
współgrały mięsiste dźwięki basu, ekspresyjna gra dwóch perkusistów oraz
transowe rytmy klawiszy. Całości dopełniała rytmiczna gitara i jak zawsze
świetnie zaśpiewane teksty przez Spiętego, a także djska pomoc Mariusza Densta
zwanego Denatem, który swoim radosnym podrygiwaniem za stołem mikserskim
rozładowywał atmosferę.
O przepięknej sali teatru
dysponującej doskonałymi warunkami akustycznymi wspominałam już przy okazji
relacji z październikowego występu Wardruny oraz grudniowego koncertu SleepParty People. Również i tym razem selektywne nagłośnienie oddało w pełni
potencjał kompozycji oraz pozwoliło cieszyć się każdym dźwiękiem, sprawiając, że pozornie nieskomplikowane
utwory nabrały wielowarstwowości i przestrzenności. Lao Che to zespół, który
nie gra powtarzalnych koncertów – podczas każdej kolejnej trasy muzycy
prezentują swoje muzyczne pomysły w nowych aranżacjach, zaskakując słuchaczy.
Szczególnie w pamięci zapadła mi subtelna, jazzowa wersja "Polaka, Ruska i
Niemca" z najnowszego albumu wzbogacona ciekawą partią gitary,
nostalgiczna aranżacja singlowego "Nie Raj", bardzo mroczne wersje
hip hopowych "Jestem Psem" oraz "Dziewiąta", a także transowe
wykonanie "Govindam" na finał bisu.
Dwugodzinny występ był bardzo
dobrze przemyślanym, spójnym spektaklem, który miał na celu skupić uwagę
słuchaczy na przekazywanej w utworach treści. Układ kompozycji nie był przypadkowy.
Zespół rozpoczął koncert od "Zbiega z Krainy Dreszczowców", gdzie
jasny komunikat powtarzanego kilkanaście razy "uciekam" wyraźnie
wskazywał kierunek interpretacji. Mocne, przepełnione goryczą teksty
nawiązujące do obecnej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce obejmującej
tematy zawirowań prawnych, religijnych, edukacyjnych i wytykające narodowe
przywary poruszały i skłaniały do refleksji. Zwieńczeniem podstawowej części
koncertu było brawurowe wykonanie "Kapitana Polski" rozpoczynającego
nowy album, będące jakby wołaniem o ratunek dla upadających wartości.
Co ciekawe, znany z doskonałego
kontaktu z fanami zespół tym razem zdecydował się na ograniczenie bezpośredniej
słownej interakcji, skupiając się na jak najlepszym wykonaniu kompozycji. Spięty
podczas koncertu odezwał się tylko dwa razy, po przywitaniu z fanami
podkreślając, że występowanie przed gdańską publicznością to zawsze
przyjemność, a następnie dziękując wszystkim za przybycie. Słuchacze również
zachowywali się nieco inaczej niż zwykle na koncertach Lao Che. Radosne pogo i
szaleńcze tańce ustąpiły miejsca marazmowi i skupieniu. Zgromadzeni z
zainteresowaniem wsłuchiwali się w treść kompozycji, chłonąc każde słowo i
podziwiając towarzyszące wykonywanym utworom fantastyczne światła i ciekawe
wizualizacje, przedstawiające między innymi fragmenty serwisów informacyjnych,
czy też przywołujące na myśl rozmyte obrazy towarzyszące regulowaniu telewizyjnych
odbiorników. Fani po każdym utworze nagradzali muzyków okrzykami zachwytu i
gromkimi owacjami. Dopiero pod koniec występu, gdy w setliście pojawiło się
kilka bardziej znanych fragmentów, takich jak "Wojenka" i "Dym",
odśpiewali ze Spiętym ich treść i dali się ponieść tańcom.
Koncert w Teatrze Szekspirowskim
ukazał zespół znany z występów na licznych festiwalach i juwenaliach z zupełnie
innej, bardziej mrocznej strony, udowadniając, że Lao Che to grupa doskonałych
muzyków, mających do powiedzenia dużo więcej niż można usłyszeć w nagraniach
studyjnych i podczas wydarzeń przyciągających dużą grupę ludzi. Specyficzny
klimat teatralnej sali z pewnością miał wpływ na atmosferę gdańskiego występu,
pełną dramatyzmu i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Był to wyjątkowy koncert skierowany
przede wszystkim do wymagających słuchaczy, który pozostanie na długo w ich
pamięci.