Koncerty A Place To Bury Strangers to jedne z najgłośniejszych i najbardziej niezapomnianych muzycznych wydarzeń, podczas których poziom decybeli przekracza dopuszczalne normy. Podobnie jak w przypadku występów Swans przestrzega się fanów, aby przed wejściem na salę zaopatrzyli się w zatyczki, gdyż w przeciwnym razie nie będą w stanie doświadczyć niepohamowanego muzycznego szaleństwa i wyjść z tego cało. Miałam okazję przeżyć je przed trzema laty, podczas jednego z koncertów trasy promującej "Transfixation".
Nowojorskie trio od szesnastu lat
wydaje płyty, regularnie koncertuje i zabiera słuchaczy w podróż pełną
hałaśliwych, nieoczywistych dźwięków, łącząc je z brzmieniem charakterystycznym
dla lat osiemdziesiątych oraz końcówki siedemdziesiątych, inspirowanych
twórczością The Jesus And Mary Chain, The Brian Jonestown Massacre, Joy
Division i Bauhaus. Muzycy przez lata poszukiwali oryginalnych środków wyrazu,
przekraczając kolejne gatunkowe granice. Ulegał zmianom również skład grupy. Na
piątym studyjnym albumie trzon zespołu stanowią wokalista i gitarzysta Oliver
Ackermann oraz basista Dion Lunadon. Nową jakość wnosi natomiast perkusistka Lia
Simone Braswell, która poza nadawaniem tempa i rytmu, w kilku kompozycjach
tworzy także wokalne duety z Ackermannem, dodając subtelności i delikatności
ostrej muzyce.
Dwanaście kompozycji zawartych na
"Pinned" to połączenie noise rockowych ścian dźwięku, dusznej
psychodelii, shoegaze'u i space rocka. Co więcej, na płycie pojawia się także
punkowa energia oraz… balladowa nostalgia. To tak zwany kontrolowany chaos,
gdyż żaden z wymienionych powyżej elementów nie zostaje użyty w nadmiarze, co
sprawia, że albumu słucha się z przyjemnością.
Mrok i gitarowy ciężar równoważone są melodyjną grą na basie,
klawiszowymi pejzażami oraz melancholijnym głosem nowej wokalistki.
Oliver Ackermann tak tłumaczy
ewolucję muzyczną A Place To Bury Strangers: "Staramy się być coraz lepsi
studyjnie i koncertowo. Po dziesięciu latach wspólnego bycia w zespole
poszukiwanie nowych ekscytujących pomysłów jest bardzo trudne. Musisz mierzyć
bardzo wysoko, by osiągnąć cel. Czasem to podważałem, prawie doszło do rozpadu
zespołu, zanim wszystko zadziałało, jak należy. Myślę, że teraz udało się nam go
zrealizować."
Pierwszym singlem, a zarazem
utworem rozpoczynającym wydawnictwo jest "Never Coming Back" -
kompozycja o bardzo wymownym, odnoszącym się do zmian tytule, napędzany
nowofalową partią basu nawiązującą do charakterystycznego brzmienia Joy Division,
ścianą gitarowych przesterów i hipnotyzującymi, uzupełniającymi się wokalami
gitarzysty i perkusistki. Napięcie z minuty na minutę narasta, by w punkcie
kulminacyjnym eksplodować emocjonalną partią gitary. Ackermann wyjaśnia
tekstową warstwę następująco: "Ten utwór to wielki koncept. Podejmujesz
życiowe decyzje, rozważasz, czy to będzie Twój koniec czy też nie. Myślisz o
ulotności życia, o momentach, w których możesz umrzeć oraz o tym, jakie to ma
znaczenie. Myślisz o byciu na brzegu i tej decyzji czy skończyć, czy też nie.
Gdy jesteś już na krawędzi, łatwo się zachwiać i spaść."
Podobne, niekoniecznie wesołe
rozważania towarzyszą także pozostałym utworom, traktującym między innymi o
rozliczeniu się z przeszłością, emocjonalnych rozterkach, konieczności zmiany
czy też pójścia naprzód. Kluczowe, powtarzane jak mantra, hipnotyzujące frazy
zapadają w pamięć pozostawiając w głowie słuchacza niepokój. Nad całością unosi
się atmosfera mrocznej tajemnicy oraz duch nieodżałowanego Iana Curtisa i
legendarnego Joy Division. Kompozycje wprawiają w zadumę, a jednocześnie
wprawiają w trans, porywając do tańca. Gitarowym szaleństwom towarzyszą psychodeliczne
odloty, miarowe uderzenia perkusji oraz gdzieniegdzie elektroniczne
eksperymenty, dodające muzyce wyjątkowości.
Trudno jest wskazać wyróżniające
się fragmenty albumu. "Pinned" to niespełna czterdziestominutową,
spójna całość. Gitarowa partia "Frustrated Operator", syrena alarmowa
w "Act Your Age", perkusyjno-elektroniczna galopada w "Look Me
In The Eye" i obłąkańcze dźwięki klawiszy w "Execution"
wwiercają się w pamięć i potrafią wywołać strach. Całkowite przeciwieństwo
stanowi natomiast "Was It Electric" porywający hipnotyzującym,
shoegaze'owym klimatem przywodzącym na myśl twórczość Slowdive. Głosy
Ackermanna i Braswell przyjemnie współbrzmią na tle czarującej, lekkiej partii
gitary. W miarę delikatnie jest także w stopniowo narastającym "I Know
I've Done Bad Things". To cisza przed dźwiękową burzą następującą we
wspomnianym już powyżej, dwuminutowym "Act Your Age". Wieńczący
wydawnictwo "Keep Moving On" intryguje zaś elektroniczną partią
perkusji, na tle której wybrzmiewają gitarowe szaleństwa i shoegaze'owe,
subtelne partie wokalne.
Całości dopełnia ciekawa okładka
wydawnictwa, przedstawiająca oko, wyrażająca jednocześnie bliskość, spojrzenie
do wnętrza duszy, lecz także skrywaną głęboko tajemnicę. Wszystkie te elementy
zawarte są w muzycznej i tekstowej warstwie albumu, który dzięki swojej
gatunkowej różnorodności, a jednocześnie brzmieniowej spójności ma szansę
zwrócić uwagę wymagających słuchaczy, poszukujących w muzyce oryginalności.
8/10
Posłuchaj fragmentu: A Place To Bury Strangers - "Never Coming Back"