Wrócili niespodziewanie po kilku latach milczenia, wywołując poruszenie wśród fanów i dziennikarzy muzycznych. Od premiery przebojowej "AM" minęło pięć długich lat, zaś od przełomowego, debiutanckiego "Whatever People Say I Am That's What I Am Not" aż dwanaście. Arctic Monkeys z indie zespołu śpiewającego o rozterkach brytyjskich nastolatków i ponurych dzielnicach przedmieść dużych aglomeracji stali się dojrzałymi, świadomymi swoich umiejętności muzykami i postanowili nagrać koncept album w stylu retro, którego akcja toczy się… na Księżycu.
"Tranquility Base Hotel & Casino" to
muzyczna opowieść science - fiction, o niedalekiej przyszłości, w której Księżyc
został zasiedlony i stał się luksusowym kurortem. Tranquility Base to rejon, w
którym wylądował w 1969 roku Apollo 11 z Neilem Armstrongiem na pokładzie. Pierwszy
krok człowieka w kosmosie był wydarzeniem przełomowym. Analogia nie jest
przypadkowa… muzycy na szóstym albumie odkrywają nowe dźwiękowe terytoria,
inspirując się twórczością Beach Boys, Serge'a Gainsbourgha oraz Davida Bowiego,
jednocześnie nie wyzbywając się charakterystycznych elementów wypracowanego
wcześniej gitarowego brzmienia.
Nowy album Arctic Monkeys zaskakuje
i wymyka się gatunkowym klasyfikacjom, dzięki czemu może zjednoczyć fanów
różnych stylów muzycznych. Retro-pop, jazzujące melodie, taneczny puls,
klawiszowy romantyzm i ciekawe gitarowe solówki łączą się ze sobą w jedenaście
płynnie następujących po sobie kompozycji, tworzących spójną opowieść
stanowiącą muzyczno-tekstowy pomost pomiędzy przeszłością i współczesnością. To
bardzo progresywna, przestrzenna i wielowarstwowa płyta, wymagająca od
słuchacza skupienia i otwartości na muzyczne eksperymenty.
Od samego początku teksty Alexa
Turnera pełne były metafor i ciekawych spostrzeżeń na temat ludzkich zachowań.
Wokalista, który poruszał już zagadnienia patologii na brytyjskich
przedmieściach, problemów nastolatków oraz skomplikowanych relacji damsko-męskich
tym razem wybrał tematykę science-fiction, która jest punktem wyjścia do
refleksji dotyczących destrukcyjnego wpływu technologii na ludzkie
postępowanie, sytuacji politycznej oraz tęsknoty za latami minionymi. Na tle
występujących w tekstach podniebnych autostrad, gwiazd i meteorów Turner
błyskotliwie komentuje rzeczywistość, opowiadając o "życiu" na
portalach społecznościowych, dostosowywaniu prawdy do własnych potrzeb, ogromie
informacji, z którym nie wiadomo, co zrobić i skomplikowaniu komunikacji
międzyludzkiej.
Trzydziestodwuletni artysta
obdarzony bardzo ciepłym, charakterystycznym wokalem z głosu pokolenia
buntowników dwudziestego pierwszego wieku stał się dojrzałym, świadomym swoich
atutów autorem ciekawych tekstów. W rozpoczynającym album "Star
Treatment" zaczyna opowieść od westchnienia "chciałem być jednym ze
Strokes", odnosząc się do indie-rockowych początków zespołu. W dalszej
części tekstu przywołuje natomiast "Łowcę Androidów". Nawiązania do kina
pojawiają się także w dwóch innych utworach.
Warstwa muzyczna albumu to spore
zaskoczenie dla fanów dotychczasowych dokonań zespołu. Podstawą brzmienia
jedenastu nowych kompozycji są nie gitary, lecz instrumenty klawiszowe -
zarówno akustyczne, jak i elektryczne. Wyraźnie słyszalne są fortepian i
syntezatory, lecz także organy, a nawet niezwykle rzadko spotykany klawesyn i
popularny w dziewiętnastym wieku orkiestron, co umożliwiło zaaranżowanie
utworów w stylu retro. Poza czwórką przyjaciół z Sheffield, na "Tranquility
Base Hotel & Casino" pojawiają się goście, na czele z
multiinstrumentalistą Jamesem Fordem, który wyprodukował płytę razem z Alexem
Turnerem.
O brzmieniu Arctic Monkeys w
ubiegłych latach poza wokalem Alexa decydowała perkusja Matta Heldersa, bas
Nicka O'Malleya oraz gitara Jamiego Cooka. Elementów tych nie brakuje również
na najnowszym wydawnictwie, brzmią one jednak trochę inaczej. Wokal zyskał
nieco więcej wysokich rejestrów, perkusyjne galopady zostały zastąpione
precyzyjnymi, przemyślanymi uderzeniami podkreślającymi atmosferę, bas pulsuje
w tanecznym, nie dyskotekowym, lecz wyrafinowanym rytmie, zaś zamiast
agresywnego brzmienia gitar pojawiają się pomysłowe, przestrzenne solówki. Bogactwo
i dźwiękowy eklektyzm albumu podkreślają także gitara hawajska, gitara
barytonowa oraz wibrafon. Przede wszystkim jednak liczą się tu zapadające w
pamięć, bujające melodie, które nie budują stadionowych hymnów, a zdecydowanie
lepiej sprawdzą się w kameralnych klubach i bardziej eleganckich koncertowych
salach.
Wskazywanie muzycznych faworytów
na albumie jest zadaniem niełatwym i może okazać się bezcelowym zabiegiem,
choćby ze względu na fakt, że sam zespół nie wyznaczył żadnego z utworów na
singiel promujący wydawnictwo, zachęcając do zapoznania się z dziełem w
całości. "Tranquility Base Hotel & Casino" trwa czterdzieści minut
i kończy się zdecydowanie za szybko, wręcz zmuszając słuchacza do ponownego włączenia
przycisku odtwarzania. Wszystkie kompozycje tworzą surrealistyczną historię,
której słucha się z zapartym tchem, odkrywając kolejne muzyczne warstwy i zachwycając
się głosem Alexa Turnera. Wokalista imponuje łatwością przekazywania
nieoczywistych opowieści zarówno na tle muzycznej podstawy w formie romantycznych
ballad, jak i tanecznych oraz rockowych rytmów. To album, który ugruntowuje pozycję
Arctic Monkeys pośród najciekawszych zespołów młodego pokolenia oraz zapisze
się w pamięci na długo, jako jedno z największych muzycznych zaskoczeń 2018
roku.
9/10
Posłuchaj całości ;)