Pojawili się znienacka pod koniec 2015 roku, wywołując kontrowersje i wywracając polską scenę metalową do góry nogami. Batushka to tajemniczy dziewięcioosobowy projekt, który fascynuje, intryguje, bulwersuje i przyprawia o dreszcze. Jedno jest pewne - obok twórczości tego zespołu nie da się przejść obojętnie.
Zakapturzone postaci w maskach i czarnych szatach, ambona, rekwizyty religijne, czaszki i mszalny, prawosławny rytuał - w tych kilku słowach można opisać występy Batushki. Muzycy odgrywają w całości "Litourgiyę", złożoną z ośmiu ektenii (Yekateniya), będących odmianą litanii kościoła wschodniego wzbudzając skrajne emocje. Skład grupy pozostaje nieznany - wiadomo jedynie tyle, że głównodowodzącym jest Christofor, pełniący tu rolę kapłana, który dobiera współpracowników w zależności od ich dostępności.
Muzycy dali się poznać polskiej
publiczności podczas wspólnej trasy Rzeczpospolita Niewierna z zespołami Behemoth i Bölzer. Wystąpili także na
Off Festivalu w Katowicach. W kwietniu 2018 po ogromnej liczbie koncertów
zagranicznych powrócili do ojczyzny, by wraz z obiecującą Entropią i
fascynującym Obscure Sphinx odbyć sześciokoncertową pielgrzymkę. Trasa I Pielgrzymka Polska zorganizowana
przez prężną ekipę Knock Out Productions
objęła swoim zasięgiem Wrocław, Katowice, Kraków, Poznań, Gdańsk oraz Warszawę.
Miałam przyjemność wziąć udział w gdańskiej odsłonie tego misterium w piątkowy,
przed majówkowy wieczór.
Punktualnie o godzinie
dziewiętnastej trzydzieści na scenie klubu B90,
zaaranżowanej już zgodnie z rytualnym ceremoniałem Batushki, pojawili się
muzycy Entropii. Kwintet podczas
półgodzinnego występu zaprezentował nagrania z niewydanego jeszcze nowego
albumu, na którym poszerza swoje muzyczne horyzonty, wykraczając poza post
black metal w kierunku klawiszowej melodyjności i taneczności. Dobry, solidny
pokaz umiejętności młodych artystów był jednak tylko przystawką do dwóch
kolejnych koncertów tego wieczoru.
Obscure Sphinx to jeden z najoryginalniejszych polskich zespołów,
wymykający się gatunkowym klasyfikacjom. Post metalowe, gitarowe ściany dźwięku
łączą się tu z doom metalowym mrokiem i klimatycznością, perkusyjnymi
galopadami, ambientową elektroniką, melancholijną melodyjnością oraz teatralnością.
Każdy występ kwartetu to niezapomniane dźwiękowo-wizualne przedstawienie. Uwagę
publiczności skupia na sobie niezwykle charyzmatyczna i oryginalna wokalistka
Zofia "Wielebna" Fraś. Na co dzień pani weterynarz, na scenie zmienia
się w pełną pasji artystkę, która swoją skalą głosu wprawia w zakłopotanie
niejednego potężnego wokalistę, potrafiąc płynnie przejść od obłędnego,
siejącego postrach growlu do czystego, anielskiego śpiewu.
Artystka wkładała całe serce w
każdą minutę występu i każde śpiewane przez siebie słowo. Wokalnym popisom
towarzyszyła niezwykła choreografia, przypominająca taniec sfinksa próbującego oswobodzić się z więzów. Zofia podobnie
jak Steven Wilson wystąpiła jak zawsze na boso. Towarzyszący jej muzycy również
dali z siebie wszystko, chcąc jak najpełniej oddać mrożącą krew w żyłach, a
jednocześnie tajemniczą i intrygującą atmosferę zespołowej twórczości. Kwartet
wykonał pięć najmocniejszych punktów swoich trzech fantastycznych albumów,
wzbudzając aplauz zgromadzonej publiczności. Wielka szkoda, że zagrali tylko
godzinny set, który standardowo zakończył się obowiązkowym błogosławieństwem
Wielebnej.
Kilkanaście minut po dwudziestej
pierwszej scena klubu B90 zamieniła się w mroczne miejsce kultu religijnego. Z
głośników popłynęła cerkiewna modlitwa wyśpiewana przez chór, wniesiono ambonę,
świece, dwa sztandary procesyjne, rozpalono ogień… Punktualnie o dwudziestej
pierwszej trzydzieści rozpoczęła się ceremonia. Podłogę sceny zasnuły opary
dymu, w przestrzeni unosił się zapach kadzidła, wybrzmiały dzwony, gitarzysta
wniósł na scenę świętą ikonę przedstawiającą okładkę "Litourgiyi", po
czym na deski wkroczył wokalista-kapłan, pobłogosławił publiczność i rozpoczął
czarną mszę.
Przez około pięćdziesiąt minut Batushka hipnotyzowała słuchaczy
brzmieniem łączącym black metal i muzykę sakralną. Prawosławne modlitewne
pieśni skontrastowane zostały z perkusyjną nawałnicą, black metalowym krzykiem
wokalisty, który wykorzystywał także swój wyrazisty tenor i mrocznym,
szaleńczym brzmieniem gitar.
Niepowtarzalną atmosferę podkreślała obecność czteroosobowego chóru.
Muzycy jak wspomniałam na początku tego tekstu wykonali osiem kompozycji -
ektenii, składających się na debiutancki album. Był to absolutnie porywający
występ, który trzymał w napięciu od pierwszego do ostatniego momentu, nie
pozwalając nawet na moment oderwać wzroku od dekoracji i ceremoniału
rozgrywanego na scenie. Zakończył się tradycyjnym błogosławieństwem kapłana, pokłonem
przed świętym obrazem i zgaszeniem świec. Publiczność odebrała go różnie -
jedni stali zasłuchani i zafascynowani, inni dali się ponieść szaleństwu
tańcząc pogo i wrzeszcząc niecenzuralne wyrażenia, które niekoniecznie pasowały
do koncepcji wieczoru, zdecydowanie wymagającej skupienia. Nie zauważyłam
jednak wyrazów niezadowolenia czy też zniesmaczenia wykorzystaniem przez zespół
elementów najbardziej ortodoksyjnego odłamu religii chrześcijańskiej.
Co ciekawe, podczas żadnego z
trzech występów tego wieczoru ze sceny nie padło ani jedno słowo skierowane
przez artystów do słuchaczy. Zespoły skupiły się na jak najdokładniejszym
wykonaniu swoich kompozycji i przekazaniu jak największego ładunku
emocjonalnego. Wszystkim koncertom towarzyszyło bardzo dobre oświetlenie sceny
i selektywne nagłośnienie, pozwalające przeżywać pełnię muzycznych doświadczeń.
Był to wyjątkowy wieczór, który może się już nie powtórzyć - lider Batushki nie
wyklucza zakończenia działalności projektu, deklarując, że obecnie nie ma szans
na to, by ukazał się kolejny album zespołu. Kto więc nie zdecydował się na
udział w którymś z sześciu przystanków I Pielgrzymki Polskiej być może stracił
szansę na zobaczenie na scenie jednego z najbardziej kontrowersyjnych polskich zespołów.