Czas podsumować drugi kwartał 2018 roku. W ostatnich trzech miesiącach
ukazało się sporo bardzo dobrych albumów, jednak jak to zwykle bywa nie
wszystkie udało się szczegółowo opisać. Podobnie jak po pierwszym kwartale
zebrałam kilkanaście propozycji, na które warto zwrócić uwagę. Zapraszam do lektury drugiej części obejmującej okres od kwietnia do czerwca.
KWIECIEŃ
Lonker See - One Eye Sees Red (6.04.2018)
Drugi długogrający album gdynian wprowadza
słuchaczy w psychodeliczny świat zapętlonych, mrocznych dźwięków i długich,
niepokojących form. Trzy składające się na płytę kompozycje wypełniają dynamicznie
narastające zgrzyty gitarowych przesterów, puls basu, perkusyjne galopady i
obłędne solówki na saksofonie. Free-jazzowe improwizacje kontrastują tu z ambientową
klimatycznością, progresywnymi pejzażami, post metalowym brzmieniem sekcji rytmicznej
i hałaśliwymi gitarami, przywołującymi na myśl twórczość Swans oraz Godspeed
You! Black Emperor. Dopełniają je melancholijne wokalizy Joanny Kucharskiej
oraz klawiszowe eksperymenty. Album doskonale broni się na żywo, o czym można
było się przekonać między innymi w gdańskim Klubie Żak (relacja tu).
Posłuchaj: Lonker See - One Eye Sees Red
BOKKA - Life On Planet B (20.04.2018)
Trzeci album Bokki to kolejna
odrębna muzyczno-wizualna koncepcja. Po debiutanckiej podróży w nieznane,
łączącej elektronikę z brzmieniami filmowymi i wrażliwością Sigur Ros i
tanecznej "Don't Kiss And Tell" tym razem tajemniczy muzycy
zapraszają na Planetę B, pełną popowej lekkości, syntezatorowej energii i
eksperymentalności.
Jak pisałam już w koncertowej relacji z występu w Starym Maneżu, siłą zespołu jest głęboki, wywołujący ciarki,
charakterystyczny głos wokalistki, przypominający nieco wokal Karin Dreijer
znanej z The Knife i Fever Ray. Pasuje on do tajemniczej
atmosfery kompozycji, które wypełniają dynamiczne brzmienie żywej perkusji,
energetyczne partie gitar oraz syntezatorowe przestrzenne pejzaże. To jedyna w swoim rodzaju mieszanka
elektroniki, popu, rocka i dźwiękowych eksperymentów. Nowa płyta jest jej kwintesencją.
Father Murphy - Rising - A Requiem For Father Murphy (20.04.2018)
Po czternastu latach od wydania
debiutanckiego albumu Freddie Murphy i Chiara Lee, zmęczeni nieco konwencją
sakralną i muzycznymi wycieczkami w kierunku psychodeliczno - onirycznych,
niepokojących dźwięków, postanowili "uśmiercić" dotychczasową
działalność i wkroczyć na nową artystyczną drogę. Wyrazem końca zespołu jest
"Rising - A Requiem For Father Murphy".
Muzycy od zawsze byli skłonni do
muzycznych eksperymentów wypracowali swoje własne, niepowtarzalne brzmienie,
które zachwyciło lidera Swans Michaela Girę połączeniem minimalizmu i emocjonalności.
Brzmienie zespołu to wypadkowa dronowej, rozstrojonej gitary na tle organowo –
elektronicznego akompaniamentu, z dodatkiem dźwięków natury, oszczędnej
perkusji i wokalnego dialogu obojga artystów ocierającego się o melorecytację.
Nie jest to muzyka łatwa w odbiorze – wymaga skupienia i otwartości umysłu na
nowe formy artystycznego wyrazu, wykraczające poza schemat nie tylko piosenki
posiadającej zwrotki i refren, lecz także melodyjnych kompozycji o nieradiowej
długości, będących jednak formami zamkniętymi, posiadającymi swój początek i
koniec. To trudny album, mogący wywołać skrajne emocje, który spotka się z
pewnością z zainteresowaniem poszukujących słuchaczy.
Miałam przyjemność usłyszeć
zespół na żywo, na kilka dni przed premierą albumu (relacja).
Toundra - Vortex (27.04.2018)
Hiszpanie powracają do
instrumentalnego grania po eksperymencie z muzyką flamenco w projekcie Exquirla (recenzja). Post-metalowe pasaże, charakteryzujące się mrocznym,
niepokojącym nastrojem i gitarowo-perkusyjnymi galopadami budują solidne,
ciekawe kompozycje, które stanowią kwintesencję zespołowego brzmienia. Album co
prawda nie zaskakuje nietypowymi rozwiązaniami dźwiękowymi, jednak słucha się
go z niemałą przyjemnością.
Plenty - It Could Be Home (27.04.2018)
Tim Bowness, jak mało kto potrafi
budować nastrój. Obdarzony niezwykle romantyczną barwą głosu wokalista tym
razem postanowił podzielić się z fanami albumem zarejestrowanym na taśmach demo
z przyjaciółmi w latach osiemdziesiątych, który nigdy wcześniej nie został
wydany. Po ponad trzydziestu latach od rozpoczęcia działalności zespołu Plenty,
ich debiutanckie dzieło wreszcie ujrzało światło dzienne. Nagrania demo zostały
odświeżone i ponownie zmiksowane. Zachowano także oryginalnie wyselekcjonowaną
okładkę. Wydawnictwo wypełniają zwiewne, melodyjne ballady, w których na tle
gitarowo-elektronicznych pejzaży błyszczy wokal Bownessa.
Sprawdź też ubiegłoroczne
wydawnictwo Tima (recenzja).
MAJ
I Am Wolves - ABCD (10.05.2018)
Explosions In The Sky, Russian Circles, Sigur
Ros, Mogwai to główne inspiracje belgijskiego kwartetu I Am Wolves. Słychać
je wyraźnie na debiutanckim albumie muzyków. To dobra, równa płyta o filmowym
potencjale, pozwalająca podziwiać w wyobraźni malownicze krajobrazy pełne gór i
dolin i zrelaksować po ciężkim dniu.
Beach House - 7 (11.05.2018)
Subtelna elektronika, malowanie
dźwiękami, zwiewny wokal, przepiękne melodie - takie muzyczne doznania zapewnia
nowa płyta Beach House. Utwory łączą się tu ze sobą w spójną całość, przywodząc
na myśl melancholię znaną z albumów Slowdive. Klawiszowe pasaże łączą się tu z
partiami gitar, perkusyjnymi sekwencjami i elektronicznymi efektami, tworząc
pełną romantyzmu podstawę, na tle której błyszczy ulotny, ujmujący
delikatnością głos Victorii Legrand. To klimatyczne ballady, których
melodyjność sprawia, że zapadają w pamięć od pierwszego odsłuchu. Zdecydowanie
jest to album, do którego chce się wracać.
Pamiętacie Ozric Tentacles? Brytyjski zespół, który ma na koncie ponad trzydzieści wydawnictw stał się inspiracją dla greckiej grupy Spiralmaze. Trio od sześciu lat intryguje połączeniem progresywnych pejzaży, space rocka i psychodelii. Kipiący energią drugi album zespołu z pewnością spodoba się fanom kosmicznych muzycznych odjazdów, porywając do tańca szaleńczym tempem i czarując gitarowo-klawiszowymi improwizacjami.
Grayceon - IV (18.05.2018)
Doom spotyka post metal, ocierające
się o jazz improwizacje i psychodeliczne gitarowe pejzaże - tak w skrócie brzmi
czwarty album Grayceon. Muzycy z San Francisco powracają po pięciu latach przerwy,
zaskakując niezwykłym połączeniem gitarowo-perkusyjnych galopad, z
melancholijnym wokalem nawiązującym nieco do twórczości Alice In Chains i
brzmieniem wiolonczeli. Album przepełnia mrok i tajemniczość. Kluczową postacią
w zespole jest wokalista i wiolonczelista Jackie Perez-Gratz, który snuje pełną
metafor opowieść o trudach ludzkiego życia i niełatwej miłości. W tekstach przeważają
negatywne emocje, takie jak tęsknota, ból, nostalgia i pogoń za tym, co osiągalne
jest tylko w snach. Podkreślają je melodyjne riffy i solówki grane na
wiolonczeli, wsparte gitarową mocą i perkusyjną dynamiką. To płyta
nieoczywista, która może spodobać się nie tylko fanom Alice In Chains, lecz
także zespołu Subrosa, a nawet wielbicielom psychodelicznego rocka.
Mouse On The Keys - Tres (23.05.2018)
Japońskie jazzowo-post rockowe
trio powraca z trzecim albumem studyjnym. Muzycy zachwycili mnie trzy lata temu
poruszającym "The Flowers Of Romance". Ich najnowsza propozycja w
niczym poprzedniej nie ustępuje. To wciąż wypadkowa brzmienia perkusji oraz
instrumentów klawiszowych, pełna matematycznej precyzji gry oraz specyficznej
dla Japończyków mrocznej melancholii. Tym razem Panowie zaprosili do współpracy
kilku gości, którzy wzbogacili brzmienie albumu melorecytacją, chórkami oraz
ciekawymi solówkami. Jest tu mnóstwo przepięknych melodii, łączących w sobie
ambientowe pejzaże, post rockowe ściany dźwięku i jazzowe improwizacje.
Spurv - Myra (31.05.2018)
Norweskie fjordy, szum fal
lodowatej morskiej wody, górskie poszarpane szczyty i specyficzna mroczna
melancholia - wszystko to zawarte jest na albumie kwartetu Spurv. Piękno
skandynawskich krajobrazów wyrażone zostało poprzez ambientowo - post-rockowe
muzyczne pejzaże. Słuchając kolejnych utworów zawartych na drugim albumie
zespołu można poczuć rześkie arktyczne powietrze i podziwiać malownicze widoki
Północy. To jedna z najpiękniejszych i najbardziej poruszających płyt, które
ukazały się w ostatnich miesiącach.
CZERWIEC
Ghost - Prequelle (1.06.2018)
Czwarty album szwedzkiego
kolektywu to krok w kierunku jeszcze większej niż dotychczas przebojowości,
potraktowanej jednak z przymrużeniem oka. To melodyjne, bardzo radosne w
brzmieniu krótkie formy, które świetnie sprawdzą się jako towarzysze podróży,
codziennych zajęć oraz spotkań czy imprez w gronie przyjaciół. Gdy posłucha się
ich jednak dokładniej, dostrzeże się ciekawe teksty, wielowarstwowość brzmienia
i bardzo ciekawe partie gitar, a także klawiszowe odniesienia do muzyki lat
osiemdziesiątych. Znalazło się tu nawet miejsce dla nowej wersji wielkiego hitu
grupy Pet Shop Boys…
Płyta ma polski akcent - autorem
okładki jest polski artysta, Zbigniew M. Bielak. Pomimo, że zapowiada ona zawartość
pełną mroku i ciężkich brzmień oraz tematykę niekoniecznie wesołą, album wpada
w ucho od pierwszego odsłuchu, wywołując chęć ponownego odtworzenia i uśmiech
na twarzach nie tylko fanów metalu. To także materiał z ogromnym potencjałem
koncertowym, który w połączeniu z nietuzinkową oprawą sceniczną może stać się
elementem niezapomnianego muzyczno-wizualnego spektaklu i podstawą do
beztroskiej zabawy pod sceną.
Onségen Ensemble - Duel (6.06.2018)
Szalone gitarowe ściany dźwięku,
perkusyjne galopady, jazzowe improwizacje, psychodeliczne odjazdy i malownicze
muzyczne pejzaże, w których Pink Floyd spotyka King Crimson. Tak jest na drugim
albumie fińskiego Onségen Ensemble - wspólnego projektu artystów wywodzących
się z różnych muzycznych światów, obejmujących jazz, rock progresywny, stoner
rock, a nawet black metal. Mnogość muzycznych
barw uzupełniają chóralne wokalizy, dodające muzyce przestrzeni i lekkości.
Czego chcieć więcej? Pozostaje tylko zanurzyć się w dźwiękach, wyobrazić sobie
piękno fińskich lasów i jezior i zapomnieć o codzienności.
Posłuchaj: Onsegen Ensemble - Duel
Zeal & Ardor - Stranger Fruit (8.06.2018)
Nie sposób ocenić tej płyty
jednoznacznie. Trzecie wydawnictwo szwajcarsko-amerykańskiego zespołu, który z
solowego projektu wokalisty i gitarzysty Manuela Gagneux'a rozrósł się w
ubiegłym roku do sekstetu, to mieszanka wybuchowa, łącząca pop-rockową
przebojowość, wpływy folkowe z ambientową przestrzenią oraz black metalową
ścianą dźwięku. Perkusyjne galopady i szaleńcze krzyki kontrastują tu z
tanecznymi, zmuszającymi do kołysania się w rytm, wpadającymi w ucho
piosenkami. Album wypełniają krótkie formy, z których tylko ostatnia kompozycja
przekracza cztery minuty. Niestety płycie brakuje nieco spójności. Utwory
rozkręcają się, po czym motyw zostaje nagle zakończony i następuje gwałtowny
zwrot akcji, co jednak nie wyklucza przyjemności słuchania poszczególnych
fragmentów osobno.
Yob - Our Raw Heart (8.06.2018)
Mrok, doom, progresywność - w
tych trzech słowach można streścić zawartość "Our Raw Heart". Ósmy
album YOB rozpoczyna się od drapieżnych gitarowych riffów, złowrogich growli i
miażdżącego basu, by w kolejnej fazie nieco zwolnić i poprowadzić słuchacza ku
melancholii post-rockowych pejzaży i progresywnej balladowości, jak chociażby w
najdłuższym na płycie, szesnastominutowym, poruszającym "Beauty In Fallen
Leaves", a następnie znów zaatakować "ciemnością". To płyta wymykająca
się gatunkowym klasyfikacjom i wymagająca kilku podejść, zapewniająca jednak
niezwykłe doznania muzyczne. Siedemdziesiąt pięć minut muzyki wypełnia ból
zmagania się z poważną chorobą lidera zespołu Mike'a Scheidta, przekazana w
postaci pełnych emocji wokali, powolnie snujących się partii gitar i
przytłaczającego brzmienia sekcji rytmicznej. To kwintesencja mrocznej odmiany
gitarowego grania.
Posłuchaj: YOB - Our Raw Heart
Pelagos - Revolve (8.06.2018)
"Wyobraź sobie, że płyniesz
łódką w niekończącą się podróż i podziwiasz malownicze śródziemnomorskie
krajobrazy. Cieszysz się życiem popijając gorzkawy migdałowy likier wraz ze
współtowarzyszami wycieczki. Słońce i kołysanie łodzi wprowadzają Cię w stan
zadumy, a melodia i rytm silnika oraz fal uderzających o burtę pobudzają umysł
i ciało" - tak w wolnym tłumaczeniu na język polski o swojej muzyce na
profilu Bandcamp opowiadają Teemu Elo, Petri Hagner i Janne Peltomäki, którzy
zadebiutowali w ubiegłym miesiącu albumem "Revolve".
Trio Pelagos tworzą członkowie legendarnego zespołu Circle, wywodzącego się z południowo-zachodniego wybrzeża Finlandii.
“Revolve” to czterdzieści osiem minut pełnej melancholii, psychodelicznej
muzyki, oscylującej na granicy wyrafinowanego rocka, post rockowych ścian
dźwięku i post-industrialnej elektroniki, które dopełnia szczypta orientu. To
opowieść o chęci ucieczki w nieznane i oderwania się od rzeczywistości,
wypełniona kosmicznymi brzmieniami psychodelicznych gitar, syntezatorowych improwizacji,
perkusyjnych galopad i przesterowanych wokali. Transowe, pełne pogłosów klawiszowe
pejzaże spotykają tu floydowe
gitarowe solówki. Całość dopełnia tajemniczy głos wokalisty i dźwięki natury.
Nine Inch Nails - Bad Witch (22.06.2018)
Najnowsza muzyczna propozycja
Nine Inch Nails to podsumowanie konceptu zapoczątkowanego w 2016 roku na "Not
the Actual Events" i kontynuowanego na ubiegłorocznym "Add Volence".
W trzydziestu minutach muzyki zamknięta została potężna dawka emocji. Album
wypełnia punkowa energia kontrastująca z jazzowymi improwizacjami oraz
transowymi elektronicznymi przejściami. Głos Trenta Reznora, który potrafi
zahipnotyzować, by za chwilę krzyknąć, przyprawiając o dreszcze, bezbłędnie
wyraża tu mrok, tajemniczość i przytłaczające wręcz poczucie schyłkowości.
"Bad Witch" to wyjście zespołu
ze strefy komfortu. Na płycie pojawia się tyle nieoczywistych dźwięków, że aby
w pełni docenić jej muzyczną wartość potrzeba co najmniej kilku odsłuchów.
Centralną część albumu stanowi "God Break Down The Door”, będący hołdem
dla Davida Bowie i nawiązujący do ostatniego dzieła artysty, "Blackstar",
rozpoczynający się hipnotyzującą elektroniką, a kończący transowym szaleństwem.
To najlepszy album Nine Inch
Nails od dekady.
Night Verses - From The Gallery Of Sleep (29.06.2018)
Opowieści pełne magii i
mistycyzmu wywołujące na plecach ciarki, surrealistyczne obrazy wpływające na
podświadomość i sposób myślenia, marzenia – wszystkie te elementy są motorem
napędowym sztuki, pobudzającym artystyczną kreatywność. Doskonale wie o tym
trio Night Verses z Los Angeles,
którego twórczość nawiązuje do innowacyjnych dzieł Salvadora Dali i
inspirowana jest historiami wymyślonymi przez Stephena Kinga.
Czwarty album zespołu to
dźwiękowa podróż na granicy jawy i snu, pobudzająca wyobraźnię słuchacza fuzją
kontrastujących ze sobą muzycznych pejzaży pełną nieoczywistych dźwiękowych
struktur i przyprawiających o zawrót głowy technicznych umiejętności.
Progresywne partie gitar łączą się tu z perkusyjnymi galopadami
charakterystycznymi dla ekstremalnych odmian metalu i hipnotyzującymi
klawiszowymi pasażami, przykuwając uwagę od pierwszej do ostatniej minuty
trwania płyty.
Inspiracje trójki muzyków są
bardzo szerokie - obejmują pierwszą falę punku, kulturę emo, trip hop, rock i
metal progresywny, post-rock, ambient oraz post-punk lat osiemdziesiątych. Animals As Leaders mają poważną
konkurencję.