Ostatni weekend wakacji dla fanów progresywnego rocka jak co roku upłynął pod znakiem festiwalu Ino Rock, organizowanego wspólnie przez Wydawnictwo Rock Serwis i Kujawskie Centrum Kultury. Już po raz jedenasty wielbiciele muzycznych pejzaży spotkali się w Teatrze Letnim, zlokalizowanym nieopodal inowrocławskich Tężni Solankowych.
Jak pisałam w ubiegłorocznej
relacji z tego wyjątkowego wydarzenia kto przyjedzie na Ino Rocka raz, ten z
pewnością zjawi się tam ponownie i będzie odwiedzał ten festiwal regularnie.
Nie inaczej było i tym razem – wśród publiczności można było spotkać znajome
twarze stałych bywalców festiwalu, serdecznych i uśmiechniętych, celebrujących
wspólne muzyczne święto.
Tym razem Ino Rock upłynął pod
znakiem rywalizacji polsko-norweskiej. Po raz pierwszy w historii imprezy
zagraniczni wykonawcy byli przedstawicielami tylko jednego kraju – do polskich grup
Hipgnosis i Amarok dołączyli gitarzysta Airbag, Bjorn Riis z przyjaciółmi,
ubiegłoroczne odkrycie dziennikarzy radia rockserwis.fm – Soup oraz dobrze
znany polskim fanom sekstet Gazpacho.
Bramy Teatru Letniego zostały
otwarte punktualnie o godzinie szesnastej. Jak co roku występy artystów
poprzedzały zapowiedzi sympatycznego prowadzącego Czwartkowy Czart w rockserwis.fm Marka Anioła, który świetnie odnajduje się w roli konferansjera.
Jak zwykle także nagłośnienie
wszystkich pięciu występów pozostawało bez zarzutu. Dźwięk wydobywający się z
głośników był czysty i selektywny, a poziom decybeli pozwalał na czerpanie
przyjemności z słuchania w dowolnym punkcie terenu festiwalowego – czy to pod
samą sceną, czy też daleko z tyłu w strefie gastronomicznej. Drobne problemy
techniczne na początku występu Gazpacho
udało się szybko opanować.
Koncertowy maraton otworzył
występ Hipgnosis. Jak wspominałam w
biografii grupy, twórczości tego krakowskiego zespołu założonego przed
czternastoma laty nie sposób jednoznacznie przypisać do konkretnego gatunku. To
dźwiękowa wypadkowa inspiracji różnymi kulturami i otaczającymi muzyków
brzmieniami, przenosząca słuchaczy w inny wymiar czasoprzestrzeni i zmuszająca
do nieszablonowego myślenia. Post metal łączył się tu z elektronicznymi pasażami
i gilmourowskimi gitarami. Nad wielowarstwową muzyką górował głos Ani Batko,
którą w niektórych fragmentach wspierał growlujący Przemek Nodzeński. Sekcją
rytmiczną dowodził zaś znany z audycji "3600 sekund" w rockserwis.fm Sławek Ziemisławski. Muzycy stworzyli niespełna godzinny, bardzo
ciekawy dźwiękowy spektakl, któremu brakowało nieco mrocznej atmosfery – tego
rodzaju brzmienia lepiej niż w festiwalowej przestrzeni sprawdzają się w
kameralnych klubach. Słuchacze przyjęli jednak zespół bardzo ciepło.
Jako drugi na scenie Teatru
Letniego zameldował się zespół Amarok dowodzony przez multiinstrumentalistę i kompozytora Michała Wojtasa. Pomimo równie wczesnej co Hipgnosis pory koncertu muzykom
udało się zaczarować publiczność połączeniem progresywnych pejzaży inspirowanych
twórczością Pink Floyd i Mike’a Oldfielda ze szczyptą
elektroniki, folku i orientu.
Około godzinny set wypełniły
kompozycje z ubiegłorocznego "Hunt"
(recenzja) oraz zamykającego pierwszą trylogię zespołu albumu "Metanoia". Jak pisałam w relacji z
koncertu na Warsaw Prog Days Michał
Wojtas obdarzony jest bardzo ciepłym głosem o miękkiej barwie, niezwykłą
muzyczną wrażliwością i zasługującymi na szacunek zdolnościami technicznymi.
Muzyk co rusz zaskakiwał zgromadzonych improwizacjami na gitarze, a także
umiejętnością gry na nietypowych dla muzyki rockowej instrumentach jak fisharmonia i theremin. Tym razem zespół wystąpił w nieco zmienionym w stosunku
do lutowego koncertu składzie – klawiszowca Macieja Caputę zastąpił Michał Kirmuć, który na co dzień jest
dziennikarzem miesięcznika "Teraz Rock" i gitarzystą zespołu Collage. Na instrumentach perkusyjnych
zagrała żona Michała, Marta Wojtas, na perkusji improwizował Paweł Kowalski, a
na basie Konrad Pajek, który fantastycznie poradził sobie także z zastąpieniem
wokalnym Mariusza Dudy w
"Idyll" i Colina Bassa w
"Nuke".
Gdy nad amfiteatrem zapadał
zmrok, norweską muzyczną sztafetę zapoczątkował Bjorn Riis. Gitarzysta Airbag
przyjechał do Inowrocławia, aby promować swoją solową twórczość, a przede
wszystkim wydaną w lutym EPkę "Coming
Home" (recenzja), będącą suplementem do albumu "Forever Comes To An End". Nie
zabrakło także kompozycji z repertuaru macierzystej formacji artysty. Na kilka
dni przed festiwalem jego występ stanął pod znakiem zapytania – facebook’ową
społeczność obiegła wieść o śmierci matki gitarzysty. Mimo rodzinnej tragedii
muzyk jednak zdecydował się wystąpić i stanął na wysokości zadania, za co
należy mu się największy podziw. Zadedykował zmarłej poruszającą kompozycję
"Where Are You Now", podczas wykonywania której łamał mu się głos.
Publiczność zgotowała gitarzyście i towarzyszącym mu muzykom gorące przyjęcie.
Artyści zagrali równy, solidny półtoragodzinny set wypełniony melancholijnymi
pejzażami i rockową energią.
Soup to projekt
multiinstumentalisty Erlenda Vikena, który od kilku lat jest kwintetem. Norwegowie
odwiedzili Polskę po raz pierwszy i z pewnością nie ostatni. Wielu uczestników
Ino Rocka przyjechało na festiwal właśnie dla nich, co wyraźnie dało się odczuć
podczas ich występu - najlepszego tego dnia w Teatrze Letnim i zdecydowanie za
krótkiego.
Klimatyczne oświetlenie, wyświetlająca
się na ekranie doskonała okładka albumu "Remedies" autorstwa współpracownika Stevena Wilsona Lasse Hoile, rewelacyjne budowanie
napięcia, ujmująca wręcz skromność lidera schowanego za zestawem instrumentów
klawiszowych i szczere wzruszenie muzyków - wszystko to było jedynie dodatkiem
do dźwięków, które na nieco ponad godzinę wypełniły inowrocławski amfiteatr.
O samej muzyce można by pisać
tutaj godzinami, gdyż wymyka się gatunkowym klasyfikacjom. Jak pisałam w
podsumowaniu roku 2017, Viken posiada niesamowite zdolności łączenia ze sobą
nieoczywistych dźwięków, składających się na barwne pejzaże, przenoszące
słuchaczy w świat marzeń i snów. Tak też brzmiał ten występ, który wypełniły post
rockowe ściany dźwięku, progresywno-psychodeliczne odloty, odrobina przebojowości
i fantastyczny głos wokalisty.
Na finał i tak już bardzo
intensywnego wieczoru inorockową publiczność mieszanką gilmourowskiej melacholii
i ciekawych opowieści uraczyli muzycy Gazpacho.
Podczas swojego dwunastego występu w Polsce sesktet z Oslo zaprezentował nagrania
z ukochanych przez fanów albumów "Night", "March Of Ghosts"
i "Tick Tock" oraz najnowszego wydawnictwa "Soyuz", które zainspirował tragiczny lot radzieckiego statku
kosmicznego Sojuz 1 (więcej na temat płyty przeczytasz tutaj). Z niebanalnymi
dźwiękami, w których oprócz perkusyjnych galopad, klawiszowych pasaży i
gitarowo - basowej energii rozbrzmiewały skrzypce i mandolina fantastycznie
współgrały dopasowane światła i bardzo ciekawe wizualizacje.
Jedenasta edycja festiwalu, mimo,
że nie jubileuszowa, poza wspaniałymi koncertami, była wyjątkowa jeszcze z
dwóch powodów – po pierwsze był to pierwszy od dawna Ino Rock, podczas którego
spadł deszcz, a po drugie dla głównego sprawcy festiwalowego zamieszania,
cenionego radiowego redaktora i szefa wydawnictwa Rock Serwis Piotra Kosińskiego przyjaciele i współpracownicy
przygotowali niespodziankę w postaci ceremonii oficjalnych podziękowań za
organizację koncertów na scenie. Wzruszony i zaskoczony promotor z pewnością
zapamięta ten moment na długo.
Zapraszam także do obejrzenia galerii zdjęć z festiwalu autorstwa Tomasza Ossowskiego:
1. Hipgnosis
2. Amarok
3. Bjorn Riis Band
4. Soup
5. Gazpacho
1. Hipgnosis
2. Amarok
3. Bjorn Riis Band
4. Soup
5. Gazpacho