Depresja to wyczerpująca choroba, która dotyka coraz większej liczby ludzi na całym świecie. Nie jest żadnym zaskoczeniem fakt, że cierpią na nią także artyści. Wielu z nich mówi otwarcie o swoich i codziennych zmaganiach z ciągłym poczuciem braku satysfakcji z życia i nie poddaje się, jednakże zdarzają się też przypadki, że niektórzy przegrywają tę walkę. Do zwycięzców zdecydowanie można zaliczyć Justina Greavesa – gitarzystę, kompozytora i lidera kolektywu Crippled Black Phoenix, który opisuje swoją „drogę przez mękę” na ósmym, bardzo osobistym albumie zespołu.
"Great Escape"
narodziła się z potrzeby rezygnacji z rzeczy stresujących i sprawiających ból. Nagranie
tej płyty było dla mnie jak wzniesienie w górę rąk i okrzyk: Nie obchodzi mnie
to już! Chcę się tego pozbyć!” tymi słowami Greaves opisywał w wywiadzie dla
Prog Magazine okoliczności nagrywania nowego studyjnego wydawnictwa grupy. Tłumaczył,
że osobiste zmagania z depresją „otworzyły drzwi tematyce związanej ze stanem
umysłu”, która stała się zagadnieniem dominującym w tekstach poszczególnych
kompozycji. Dotyczy ona zarówno chęci ucieczki od wewnętrznej wojny toczącej
się w ludzkich głowach, jak również od problemów dotykających ogółu światowego społeczeństwa.
W warstwie lirycznej utworów nie
mogło także zabraknąć tematu ludzkiej przemocy wobec zwierząt, który przewija się
przede wszystkim w singlowym „Nebulas”. Nie od dziś wiadomo, że Greavesowi nie
jest obojętny los czworonogów dręczonych przez właścicieli. Sprzeciwia się również szufladkowaniu ludzi po
społecznym statusie, rasie, narodowości oraz ciągłym wymuszaniu życia według
utartego schematu polegającego na ukończeniu szkoły, zdobyciu zawodu, założeniu
rodziny, wybudowaniu domu i posadzeniu przysłowiowego drzewa. Podsumowuje to
słowami: „musisz to, musisz tamto... i jeszcze to… No i co dalej?”
Twórczość Crippled Black Phoenix
od początku sprawiała problem wszystkim recenzentom, którzy próbowali przypisać
ją do konkretnego gatunku muzycznego. Rozbudowane kompozycje, w których post rockowe
gitarowe ściany dźwięku ścierają się z progresywnymi solówkami, klawiszowymi przestrzennymi
pejzażami, szczyptą elektroniki, psychodelii, stoner rocka, szczypty folku i
metalowych galopad tworzą bardzo ciekawą, spójną całość, którą odkrywa się z niemałą
przyjemnością. Wielowarstwowość utworów osiągnięta została dzięki udziałowi w nagraniach aż ośmiorga
muzyków, w tym dwojga wokalistów - Daniela Änghede, który zastąpił znanego z
oryginalnego składu Joego Volka oraz Belindy Kordic. Ich głosy
wspaniale się dopełniają, dodając instrumentalnym przestrzeniom wyjątkowości.
W jedenastu nowych kompozycjach
poza sennie snującymi się instrumentalnymi pasażami z częstymi odwołaniami do
stylistyki znanej z dokonań Pink Floyd nie brakuje także ostrzejszych i
bardziej eksperymentalnych fragmentów. Sam lider oprócz gitar gra na perkusji
oraz pile. Analogicznie do wydanego w 2016 roku „Bronze” album rozpoczyna się
od ambientowo-filmowego, tajemniczego kilkuminutowego wstępu, po którym z
minuty na minutę narasta napięcie związane z odkrywaniem kolejnych elementów
muzycznej opowieści.
Na tle onirycznych, pełnych
delikatności i ulotności pejzaży słyszalnych głównie w dłuższych utworach, wyróżniają
się te krótsze - energetyczny, pełen agresji „Rain Black, Reign Heavy”, przywodzący
na myśl twórczość Depeche Mode, taneczno-popowy „Madman”, elektroniczny „Las
Diabolicas”, w którym prym wiedzie przesterowany wokal i dream-popowo-shoegaze’owy
„Nebulas”. Klasyczne dla ukochanego
przez fanów brzmienia Crippled Black Phoenix są natomiast przede wszystkim „To
You I Give”, post rockowy „Times, They Are A Raging” oraz dwie części
finałowej, tytułowej kompozycji.
Jak mówi lider zespołu, „Great Escape”
jest też ucieczką od przebojowości i nie ma na płycie singli, które mają szansę
zdobyć masową popularność. Nic w tym dziwnego, gdyż nie taki jest cel zespołu. Muzycy
zawsze stawiali na emocjonalność i ważny przekaz. Na albumie nie brakuje
melancholii, mroku i refleksyjności, znanych z dotychczasowych dokonań. Warto zagłębić
się w poszczególne dźwięki, gdyż z odsłuchu na odsłuch słyszalne są kolejne
muzyczne warstwy, w których nie brakuje niespodzianek. To także zestaw, który
ma szansę sprawdzić się w wersji koncertowej. Ośmioosobowy skład gwarantuje bogatą,
barwna paletę muzycznych doznań i świetną zabawę, o czym można było przekonać się
choćby dwa lata temu w warszawskiej Progresji, podczas grudniowego koncertu
promującego poprzednie długogrające wydawnictwo. Oby i tym razem sympatyczni artyści
wyruszyli w europejską trasę koncertową i odwiedzili Polskę.
8/10
Posłuchaj płyty: Crippled Black Phoenix - Great Escape