Trafiłam na ten album przypadkiem i po przesłuchaniu pierwszych dźwięków wiedziałam, że nie będę mogła oderwać się od niego przez kolejną godzinę, a później przez kilka następnych dni. Czwarte studyjne wydawnictwo francuskiego zespołu Hypno5e ujęło mnie całkowicie - intrygując, poruszając i nie dając o sobie zapomnieć.
Kwartet, na
czele którego stoi gitarzysta i wokalista Emmanuel Jessua, od piętnastu lat serwuje
słuchaczom kompozycje o filmowym potencjale wymykające się gatunkowym
klasyfikacjom, w których post metalowe galopady i gitarowe ściany dźwięku
kontrastują z folkową lekkością i elementami muzyki klasycznej oraz toczącą się
w tle narracją przeplataną z ulotnymi wokalami i mrocznym growlem. Lidera wspiera
gitarzysta Jonathan Maurois,
śpiewający basista Gredin oraz perkusista Theo Begue.
Czwarty album
artystów to odważny krok ku eksperymentom. Muzycy postanowili zrezygnować z
przytłaczających ścian elektrycznych gitar i na potrzeby nowego wydawnictwa
stali się grupą A Backward Glance On A Travel Road - akustycznym alter ego
Hypno5e. Całkowita rezygnacja z growli oraz gitar elektrycznych i zastąpienie
ich akustycznymi przywodzi na myśl najnowsze dokonanie hiszpańskiego zespołu
Foscor, którego "Less Irreals Versions" recenzowałam na początku
września. Dzięki temu zabiegowi kompozycyjnemu, utwory Hypno5e zyskały dodatkową
przestrzeń i głębię, nie tracąc przy tym charakterystycznej dla post metalu mrocznej
energii.
Dotychczas
wydanym zespołowym muzycznym opowieściom towarzyszyła piękna oprawa wizualna. Najnowszy
koncept to dźwiękowe dopełnienie niezależnej, niskobudżetowej produkcji
filmowej, której reżyserem jest Jessua. Tytuł filmu: "Alba – Les Ombres
Errantes", który można tłumaczyć jako "Świt - Wędrujące Cienie",
nawiązuje do poetyckiej wędrówki po pustkowiach Boliwii, miejsca urodzenia
wokalisty, przywołującego we wspomnieniach czasy dzieciństwa. Bohater
opowieści, Mickael, powraca do południowoamerykańskiego kraju po zniknięciu ojca,
spotyka swego brata, przeżywa bolesną miłość oraz śmierć matki. Po pogrzebie
wyrusza samotnie na pustynię, gdzie rozpoczyna wędrówkę śladami "cieni"
przeszłości. Tej wędrówce towarzyszy dziesięcioutworowy,
trójjęzyczny soundtrack - w nagraniach słyszalne są partie w języku
angielskim, francuskim i hiszpańskim.
Pomysł na
film narodził się w głowie reżysera w amazońskim lesie, na tarasie przytulnego
hotelu nad brzegiem rzeki. Jessua wspominał tam czasy dziecięcej beztroski, gdy
odczuwał pełnię życia w otoczeniu przepięknej przyrody, spędzając czas z
rodziną, a także ciesząc się latynoskim karnawałem w Oruro, gdzie tańczyła jego matka. Wszystkie
te myśli znalazły odzwierciedlenie w dźwiękach, które perfekcyjnie korespondują
z nostalgicznym, wzruszającym obrazem.
Pośród
dziesięciu albumowych kompozycji trudno jest wskazać faworytów. Wszystkie
tworzą spójną całość hipnotyzującą słuchacza od pierwszej do ostatniej minuty. W
przestrzennym, rozpoczynającym płytę " Who Wakes Up From This Dream Does
Not Bear My Name" uwagę zwracają ujmujące śpiewy na głosy oraz melancholijne
gitarowo-perkusyjne pejzaże. Przepięknie wprowadzają one w kolejne, łączące się
ze sobą "Cuarto Del Alba" i " L'Ombre Errante", w których wspomniane
instrumenty toczą dialog z fortepianem i smyczkami, budując tajemniczą
atmosferę.
"Night
On The Petrified Sea" to dziesięciominutowa podróż w krainę marzeń i snów,
gdzie taneczne rytmy flamenco kontrastują z post rockowymi gitarami, które
dopełniają precyzyjne uderzenia w bębny i delikatny wokal. W kolejnej kompozycji
pomiędzy dialogami wyraźnie słyszalne są improwizacje na instrumentach
smyczkowych oraz intrygujące zmiany tempa. Szósty "Los Heraldos Negros"
jest zaś metaforą śmierci. Pulsujące perkusyjne rytmy i orientalne melodie przywodzą
tu na myśl skojarzenia Lunatic Soul. Wyraźnie wyodrębniona jest tu także
melancholia przypominająca tę charakterystyczną dla Radiohead. Później następuje
trzyminutowa miniatura w postaci folkowej, zaśpiewanej na głosy ballady "Ojoz
Azules".
Ósmy "Calling"
wprowadza w trans bujającymi rytmami flamenco. Wyciszenie przynosi zaś kolejna,
elektroniczno-akustyczna miniaturka "Aqua". Album wieńczy prawie
szesnastominutowy, epicki "Light Of Desert And The Shadows Inside", zawierający
paletę kontrastujących emocji - radości i uniesień związanych z miłością,
podkreślonych tanecznymi rytmami oraz nostalgii, smutku i tęsknoty, które
wyrażone zostały przez sennie snujące się partie gitar i instrumentów
smyczkowych.
Akustyczna "podróż
do dzieciństwa" w wykonaniu Hypno5e okazała się bardzo udanym muzycznym
eksperymentem, który może otworzyć zespołowi drogę do szerszej
rozpoznawalności. Album może spodobać się nie tylko wielbicielom tak zwanych
ciężkich brzmień, lecz także słuchaczom, którzy upodobali sobie koncepcyjne
opowieści charakterystyczne dla rocka progresywnego oraz wszystkim otwartym umysłom,
chłonącym nietypowe muzyczne połączenia. Warto dać mu szansę i zanurzyć się w
przepięknych dźwiękach, najlepiej w połączeniu ze wspomnianym, filmowym
obrazem.
8/10
Obejrzyj: Alba, les ombres errantes - trailer