Cechą, którą najbardziej cenię w muzyce poza zdolnością wyrażania autentycznych emocji jest umiejętność opowiadania spójnych, ciekawych historii. Gatunek muzyczny to w tym przypadku sprawa drugorzędna. Nie od dziś wiadomo, że koncept albumy wydają przeważnie zespoły specjalizujące się w szeroko pojętym wyrafinowanym rocku, opartym na malowniczych muzycznych pejzażach i instrumentalnych improwizacjach. Zdarzają się jednak wyjątki potwierdzające tę regułę. Indie-konceptem podzielił się ze słuchaczami niedawno zespół ArcticMonkeys, zaś historią, której muzycznym podłożem jest elektronika – polskie trio JAAA!.
Zespół został założony w 2012
roku przez gitarzystę jazzowego Kamila Patera oraz muzyka
hip-hopowo-elektronicznego składu Napszykłat, Marka Karolczyka, którzy spotkali
się w Sadkach w województwie kujawsko-pomorskim, aby wspólnie poimprowizować.
Gdy w ich głowach narodziła się wizja nagrań z wokalistą postanowili zaprosić
do współpracy Mirona Grzegorkiewicza, znanego z How How, Daktari oraz M8N, o
którym wspominałam już na początku tego roku.
Bazą zespołowych spotkań stały
się położone nieopodal Dąbki. Pater w wywiadzie dla "Co Jest Grane 24"
tak opowiadał o początkach: "Gdy zaczynaliśmy, Miron przyjeżdżał z
Warszawy, Marek jeszcze wtedy mieszkał w Poznaniu, a ja w Nakle. Dąbki były dla
nas miejscem azylu od codzienności. Mała miejscowość, kilka domów, przestrzeń,
łąki, pola, lasy, dolina Noteci, widok z okna na piękny park i przystrzyżony
wielki trawnik. Musieliśmy w tym miejscu nie tylko odkryć muzykę, ale i siebie."
Przepiękne krajobrazy i bliskość
natury stały się inspiracją do stworzenia albumu "Remik", za sprawą
którego trio wdarło się szturmem na scenę niezależną w 2015 roku. To opowieść o
bardzo wrażliwym, introwertycznym chłopcu, żyjącym w świecie własnej wyobraźni,
pełna muzycznych kontrastów – transowych odjazdów, wyrazistego basu, gitarowych przesterów i delikatnych
melodii, nad którymi góruje charakterystyczny wokal Grzegorkiewicza, o
zbliżonej ekspresji do Jonsi'ego i Thoma Yorke’a.
Trzy lata później muzycy
powracają z drugim wydawnictwem, będącym fabularną kontynuacją "Remika"
– historią o „Bujillo” , dzięki któremu chłopiec nabiera odwagi, by zmierzyć z
rzeczywistością. Tytułowy bohater nie
jest jednak osobą. Nie jest też duchem – to stan umysłu, wewnętrzna siła, która
pozwala mu przełamać się i podjąć próbę realizacji nowych wyzwań. W ośmiu
albumowych kompozycjach Remik przechodzi przez kolejne etapy przemiany, co ma
odzwierciedlenie w zawartych w nich dźwiękach, zbudowanych na bazie
instrumentów klawiszowych, elektronicznych sampli i gitary. W czterech z nich
gościnnie udziela się także przyjaciel Karolczyka, saksofonista Irek Wojtczak,
którego usłyszeć można w utworze pierwszym, drugim, trzecim i piątym.
„Bujillo” to tak naprawdę pełne
emocji piosenki, w których syntezatory i samplery toczą dialog z gitarą oraz
pełniącym rolę instrumentu głosem Grzegorkiewicza, który opowiada historię we
własnym, abstrakcyjnym języku, wyrażając paletę uczuć - od niepokoju, lęku i smutku,
po uśmiech i radość. Ekspresyjne kompozycje kipią od fantastycznych pomysłów
aranżacyjnych i tanecznej energii, nie brakuje w nich jednak także naturalnej
lekkości i przebojowości. To bardzo przystępna płyta, którą chłonie się z
czystą radością, odkrywając warstwa po warstwie zawarte na niej nieoczywiste dźwięki.
Opowieść rozpoczyna się syntezatorowym
alarmem, tajemniczymi pogłosami i wyłaniającym się z mroku wokalem Mirona. W "Apfyn"
melodia snuje się melancholijnie, wprowadzając w "Ten Jo!", w którym miarowe
uderzenia bębnów, improwizacje na klawiszach, przestery i mroczna partia
saksofonu porażają intensywnością. Ta eksperymentalna kompozycja świetnie współgra
z transowym i porywającym do tańca "Nap Nap", jednocześnie stanowiąc
interesujący kontrast dla "Ruam Stap", który w zwrotkach hipnotyzuje,
zaś w refrenie oczarowuje lekką, bujającą melodią. Uwagę zwracają tu także
eksperymenty wokalne.
"Tipi Nomo" zaskakuje odgłosami
atakujących się wzajemnie zwierząt, z minuty na minutę nabierając
intensywności. Grzegorkiewicz określił go mianem "hymnu cząsteczek
falujących w przestrzeni". Wieńczy go zaś radosne pogwizdywanie, które
jest dobrym wstępem do singlowego, bardzo melodyjnego "Nald",
przywodzącego na myśl dokonania Moderat. Kompozycja pod koniec narasta,
zachęcając do tańca. Następujący po niej "Lapoli" atakuje pulsującym
rytmem i punkową energią. Tu natomiast zgodnie z tym, co opowiadał wokalista bohater
albumu zaklina rzeczywistość.
Niespełna
czterdziestopięciominutową muzyczną podróż wieńczy zaś najdłuższy na albumie
"Apfor", wyróżniający się poza długością nostalgicznymi partiami
klawiszy, szaleńczymi krzykami i transowym szaleństwem.
Sukces JAAA! budzi podziw i
najwyższe uznanie tym bardziej dlatego, że został osiągnięty jedynie ciężką
pracą muzyków działających niezależnie, bez wsparcia wytwórni i menedżera.
Wypracowali własne, niepowtarzalne brzmienie, wnosząc do polskiej muzyki
alternatywnej nową jakość. Ich oryginalna, eklektyczna twórczość może śmiało
konkurować z dokonaniami takich artystów jak Moderat, Radiohead, Atoms For
Peace, czy nawet Sigur Ros.
Miron Grzegorkiewicz w dniu premiery albumu
zwierzył się Agnieszce Szydłowskiej podczas wywiadu w trójkowym „Programie
Alternatywnym”, że opowieść o Remiku to trylogia o przemianie, której trzecia
część ma ukazać się pod koniec 2019 roku. Jestem pewna, że będzie równie
fascynująca, jak dwie pierwsze jej odsłony.
9/10
Posłuchaj albumu, a najlepiej go kup: JAAA! - Bujillo