O Dead Can Dance słyszał chyba każdy miłośnik nieoczywistych dźwieków. Założony w 1981 roku przez Brytyjczyka Brendana Perry, który zaprosił do współpracy Australijkę Lisę Gerrard duet stworzył podwaliny szeroko pojętej “muzyki świata”, budując pomost pomiędzy muzyką klasyczną, operowym przepychem, dream popową ulotnością i rockową dynamiką.
Każda wzmianka nazwiska choćby
jednego z twórców legendarnego zespołu w mediach elektryzuje branżę muzyczną.
Dwa dni temu ogłoszono, że 2 listopada ukaże się długo oczekiwany następca
“Anastasis”, a w maju i czerwcu przyszłego roku zespół wyruszy w trasę
koncertową.
Podczas sześcioletniej studyjnej
przerwy artyści nie próżnowali i w ramach solowych projektów oraz współpracy z
nietuzinkowymi muzykami wydawali albumy. Brendan Perry w ubiegłym roku
zachwycił słuchaczy wokalną interpretacją poematu “No Land”, zaś Lisa Gerrard
nie dała o sobie zapomnieć, między innymi współpracując na stałe z wybitnym
kompozytorem muzyki filmowej Hansem Zimmerem. Niespodziewanie z początkiem
sierpnia ukazało się dzieło niezwykłe, będące efektem artystycznego spotkania
Gerrard z Davidem Kuckhermannem, wirtuozem instrumentów perkusyjnych.
Hiraeth w języku walijskim
oznacza “tęsknotę za miejscem, w którym żyje twoja dusza”. Tytuł wydawnictwa w
pełni oddaje jego zawartość. Na wspólnym albumie Auatralijki i Niemca znalazło
się dwanaście przepełnionych nostalgią i tęsknotą za minionymi czasami eterycznych
kompozycji, których nie da się jednoznacznie zaklasyfikować do jakiegokolwiek
gatunku. Są one eklektycznym zbiorem dźwięków i nieoczywistych rytmów z całego
świata, będącym instrumentalno-wokalnym
odbiciem duszy muzyków.
Lisa Gerrard tak w wolnym tłumaczeniu
mówi o płycie: “Długo nosiłam w sercu pragnienie, by zjednoczyć bratnie dusze w
miejscu, gdzie możliwe jest tworzenie dźwięków ponad wszelkimi podziałami i
ograniczeniami. (…) Serdecznie zapraszam do udziału w tym dziele miłości. To
wszystko dla was.”
Album Gerrard i Kuckhermanna to
zapierające dech w piersiach, porażające pięknem wokalno-instrumentalne
misterium. Szmery, szepty, szumy, orkiestracje i wyjątkowe brzmienie
instrumentów perkusyjnych tworzą spójną całość. Warto zwrócić uwagę, że główną
rolę pełni tutaj nie typowa perkusja, a hang, tj. instrument blaszany zbudowany
z dwóch połączonych segmentów, które przypominają statek kosmiczny. Został
wynaleziony w 2000 roku w Szwajcarii. Pomiędzy rytmicznymi brzmieniami i
ambientowo-smyczkowymi pejzażami rozbrzmiewa oczywiście też jedyny w swoim
rodzaju wokal Lisy.
Delikatne dźwięki koją i
intrygują tajemniczością. To swego rodzaju oczyszczenie, relaksujące, a jednocześnie
skłaniające do refleksji, spojrzenia w głąb własnej duszy, pozwalające oderwać
się od codzienności i wszelkich schematów. Niezwykły klimat podkreśla także
okładka albumu przedstawiająca dłoń osoby uchwycić pył, stanowiąca metaforę
próby zatrzymania tego, co ulotne i pozyskania tego, co nieosiągalne.
Wstępem do albumu jest „The
Beginning”, w którym subtelny śpiew Lisy i delikatne dźwięki hangu zapraszają
słuchaczy w muzyczną podróż. Tanecznie robi się w bardzo rytmicznym „Rite Of
Passage”, który po kilku minutach wycisza się, ustępując miejsca refleksji w
postaci hipnotyzującej „Yukis Lullaby”. Ze snu wybudza odbiorcę dynamiczny,
oparty jedynie na brzmieniu perkusji „Urban Jungle”. Prym wiedzie tu niezawodny
Kuckhermann.
Przeciwwagą dla tej kompozycji jest zbudowana jedynie na wokalizie Lisy
„Armira”. Wspomniane dzieło poprzedzają nostalgiczny
„Rattlesnake”, jazzująca „Orenda” oraz mroczna miniatura „Time Passes”.
Dziewiąty na albumie utwór
tytułowy jest bardzo bliski brzmieniu Dead Can Dance. Smyczkowe improwizacje to
natomiast podstawa monumentalnego „Monolith”. Po niespełna sześciu minutach
ustępują one miejsca tajemniczemu „Forgotten Language”, w którym wokal Gerrard
czaruje na tle przepięknych partii fortepianu. Zwieńczeniem tej muzycznej
wędrówki jest najdłuższy na płycie, prawie jedenastominutowy „Watchtower”, gdzie
delikatne brzmienie klawiszy i skrzypiec kontrastuje z mrocznym wokalem.
Pisałam o “No Land”, że to najbardziej
oryginalne dzieło 2017 roku. W 2018 roku już teraz mogę przyznać ten tytuł
płycie “Hiraeth”. To album wymagający skupienia, a jednocześnie lekki i bardzo
przystępny. Jego odsłuch z pewnością będzie przyjemnością dla każdego
muzycznego odkrywcy.
8/10
8/10
Posłuchaj fragmentu: Lisa Gerrard & David Kuckhermann - Rite Of Passage