Początek roku szkolnego w Progresji? Brzmi nieźle, prawda? Takie zakończenie wakacji zaproponowało sympatykom rocka progresywnego Wydawnictwo Rock-Serwis, zapraszając fanów nieoczywistych brzmień na koncert Pain Of Salvation. Po doskonałym ubiegłorocznym koncercie na festiwalu Ino-Rock, Szwedzi odwiedzili Polskę ponownie w ramach trasy promującej ubiegłoroczny album "In The Passing Light Of Day".
Jak pisałam w relacji
z dziesiątej edycji tego wydarzenia koncerty Pain Of Salvation to emocjonalno-energetyczna dźwiękowa uczta,
wypełniona gitarowo-perkusyjnymi, post metalowymi galopadami, które kontrastują
z nastrojowymi melodiami i klimatycznymi solówkami. Charakterystyczne zespołowe
brzmienie uzupełnia tajemniczy, mroczny głos Daniela Gildenlöwa,
który z łatwością potrafi przejść od krzyku do szeptu i czystego, delikatnego
śpiewu, jednocześnie wykonując skomplikowane partie gitarowe. Ponadto posiada
coraz rzadziej spotykaną umiejętność zahipnotyzowania słuchacza, który razem z
nim przeżywa złość, strach, niepewność i uniesienie. Co ważne, bardzo dobrze wokalnie
radzą sobie również pozostali czterej zespołowi muzycy, czemu dali wyraz
wykonując wspólnie fragment finałowej, tytułowej kompozycji z ostatniej płyty.
Perkusista ponadto zaśpiewał partię w rozpoczynającym występ "On A
Tuesday".
Z "In The Passing Light Of Day" pojawiło się w sumie pięć
fragmentów - do wspomnianych powyżej dołączył dynamiczny, punkowy "Reasons",
przebojowy "Meaningless" oraz rewelacyjny, wykonany na koniec
podstawowego setu "Full Throttle Tribe", podczas którego nastąpiła
fantastyczna interakcja z publicznością, która wręcz kilkukrotnie wykrzyczała
refren razem z wokalistą. O historii powstawania płyty i jej zawartości więcej
można poczytać tutaj.
W porównaniu do inowrocławskiego
występu w setliście zaszło kilka istotnych zmian. "On A Tuesday"
został zamieniony miejscami z "Full Throttle Tribe". Podczas
dwugodzinnego koncertu pojawiło się więcej kompozycji z wcześniejszych etapów
zespołowej twórczości, na czele ze wzruszającym "Pilgrim" z
przepiękną partią na elektrycznym kontrabasie oraz brawurowo wykonanym "Disco Queen", podczas którego Progresja na kilka minut z rockowego
klubu zmieniła się w wielki kolorowy parkiet.
Wszystkich pięciu członków
zespołu rozpierała energia. Wokalista dwoił się i troił, skacząc po scenie, a
gitarzysta i basista często zmieniali się miejscami. Ponadto cała trójka uśmiechała
się do siebie oraz fanów, a także poruszała w rytm muzyki długimi włosami, co
dodatkowo tworzyło klimat występu. Jedynie perkusista i klawiszowiec, grający
na podwyższeniach nie mogli zmieniać położenia i dać się w pełni ponieść
szaleństwu, gdyż wymagała tego od nich specyfika instrumentów.
Zespół był szczerze wzruszony
wspaniałym przyjęciem słuchaczy, którzy przez cały koncert nie ustawali w
emocjonalnym wyrażaniu entuzjazmu - skacząc, wspólnie śpiewając i dopingując
muzyków. Po zakończeniu występu artyści długo dziękowali i kłaniali się zgromadzonym,
rozdawali setlisty, pałeczki i gitarowe kostki.
Atmosferę dodatkowo podkreślało bardzo dobre oświetlenie oraz ciekawe
elementy wystroju sceny, takie jak kineskopowy telewizor oraz odtwarzacz winyli,
który miał swoje przysłowiowe "5 minut" podczas wspomnianego już
"Disco Queen".
Na koniec warto wspomnieć, że przed
Pain Of Salvation wystąpiła zupełnie
nieznana w Polsce formacja Kingcrow.
Włosi zagrali czterdziestopięciominutowy, energetyczny koncert, które wypełniły
kompozycje z ukazującego się siódmego albumu grupy "The Persistence" oraz single z poprzednich albumów na czele z
"If Only" oraz "Moth". Szczególną uwagę zwracał
charyzmatyczny wokalista, który, poza tym, że świetnie śpiewał, bardzo
skutecznie zachęcał publiczność do wspólnego rytmicznego klaskania. Był to
bardzo dobry, równy występ, w którym progresywne pejzaże przeplatały się z
rockową przebojowością i metalowym uderzeniem, przywodzącym na myśl dokonania Leprous. Muzycy bardzo dobrze rozumieli
się na scenie i byli zaskoczeni, a zarazem zachwyceni pozytywną reakcją
publiczności, w wyniku której najchętniej graliby kolejną godzinę.
Obydwa występy tego wieczoru były
przemyślane i spójne, a podziwianie muzyków na scenie było prawdziwą
przyjemnością. Wspólna trasa Pain Of
Salvation i Kingcrow dopiero się
rozpoczęła - po berlińskim i warszawskim koncercie muzycy udali się do Krakowa,
skąd wyruszą na południe i zachód Europy. Z pewnością fanów progresywnego
metalu czekają tam wieczory pełne emocji i muzycznych uniesień.