Życie ludzkie jest nieprzewidywalne i potrafi zmienić swój bieg w najmniej spodziewanym momencie. Pochlebne recenzje "Love, Fear And The Time Machine", wyprzedane polskie koncerty trasy promującej album i coraz większy rozgłos na arenie międzynarodowej rysowały przed Riverside świetlaną przyszłość, która stanęła nagle pod znakiem zapytania 21 lutego 2016, gdy świat obiegła tragiczna wieść o śmierci gitarzysty zespołu Piotra Grudzińskiego. Na kilka miesięcy fani i środowisko muzyczne zamarli w oczekiwaniu na dalszy bieg wydarzeń…
"Pamiętam moment, kiedy ogłosiliśmy
całemu światu, że istniejemy dalej, ale jako trio. Robiliśmy sobie sesję
zdjęciową nad polskim morzem. Powiedziałem wtedy do chłopaków - Pamiętajmy, że
to dopiero początek. Musimy jeszcze udowodnić, że jesteśmy w stanie przetrwać
grając nie tylko koncerty, ale przede wszystkim nagrywając nowy album." -
powiedział Mariusz Duda, wspominając ogłoszenie decyzji o kontynuowaniu
działalności przez Riverside, które
miało miejsce 22 września 2016 roku. Do końca 2016 roku muzycy zrealizowali
plany wydawnicze, w lutym 2017 uczcili pamięć przyjaciela na dwóch warszawskich,
bardzo emocjonalnych występach rocznicowych, a dwa miesiące później wyruszyli w
długą trasę koncertową z gościnnym udziałem gitarzysty Quidam, Macieja Mellera, by na nowo stać się zespołem. Prawdziwym
testem dla artystów miała być jednak nowa płyta. Muzycy nagrali ją jako trio,
zapraszając do udziału gości.
Pierwszy odsłuch "Wasteland" był dla mnie prawdziwym
wyzwaniem – łzy wzruszenia i zdziwienie mieszały się z ekscytacją wynikającą z odkrywania
nowych dźwięków, a z każdym kolejnym utworem coraz bardziej docierało do mnie,
jak ważny przekaz jest w nich zawarty. Jak twierdzi Mariusz Duda, "takiego
ładunku emocjonalnego, jaki ma miejsce na najnowszym albumie, nie było jeszcze
nigdy i najprawdopodobniej nigdy już nie będzie." W dziewięciu zawartych
na płycie kompozycjach dominują złość, smutek, łzy, poczucie pustki,
bezradności i tęsknota za tym, co już nie wróci. Podkreśla już to sam post
apokaliptyczny tytuł albumu.
Treści zawarte na "Wasteland" można interpretować
dwojako - w odniesieniu do emocji związanych z zespołową tragedią, lecz także
do refleksji dotyczących współczesnych światowych wydarzeń i kondycji
ludzkości. Tematyka próby odnalezienia się i "przetrwania w świecie, który
się skończył" jest bliska Mariuszowi, który poruszał ją już na "Fractured" projektu Lunatic Soul, opisując swój powrót do
życia po traumatycznych przeżyciach i kontynuował na wydanym pół roku później
suplemencie w postaci EPki "Under
The Fragmented Sky".
Muzycznie album jest wypadkową
znanego i ukochanego przez fanów stylu gry Riverside oraz nowych brzmieniowych
pomysłów, które są zasługą zarówno Mariusza Dudy, Michała Łapaja i Piotra
Kozieradzkiego, jak również gitarzystów Macieja Mellera z Quidam i Mateusza Owczarka z Lion
Shepherd, a także cenionego skrzypka Michała
Jelonka. Nowe kompozycje wypełniają mroczne, dynamiczne dźwięki bliższe
twórczości Dream Theater niż klasyce hard rocka i rocka progresywnego lat
siedemdziesiątych, nawiązujące do zawartości "Second Life Syndrome" i
"Anno Domini High Definition". Nie brakuje także momentami tanecznych
melodii, ściskających serce fortepianowych ballad nawiązujących do dwóch
poprzednich płyt zespołu, progresywnych pejzaży oraz eksperymentów
brzmieniowych inspirowanych amerykańskim folkiem i muzyką klasyczną.
Opowiedziana na albumie historia spięta
jest podobną klamrą jak warstwa liryczna „Second
Life Syndrome”. Rozpoczyna się niespełna dwuminutowym intro „The Day After”, wyśpiewanym przez
Mariusza przepełnionym smutkiem głosem i przypominającym motyw „The Rains Of
Castamere” z popularnego serialu „Gra o
Tron”. To opis odczuć członków zespołu po otrzymaniu tragicznych wieści,
wyrażony w formie pojawiających się w głowie w takich momentach pytań
retorycznych. Pod koniec słyszalna jest narastająca partia skrzypiec Michała Jelonka, która jest wstępem do
prog metalowych gitarowych riffów, klawiszowych szaleństw i perkusyjnych
galopad, atakujących słuchacza w pierwszych taktach „Acid Rain”. Z mrocznych dźwięków wyłania się chwytliwy refren i
porywająca gitarowa solówka.
Singlowy „Vale Of Tears” ujmuje przebojowością. Utrzymany jest w
muzycznej stylistyce bliskiej kompozycji „Celebrity Touch” ze „Shrine Of New
Generation Slaves”, jednak nieco mocniejszej w wymowie. Bohater opowiada tu o
próbie odnalezienia sensu życia w post apokaliptycznej rzeczywistości,
porównując tę drogę do trudów przemierzania pustyni.
W poruszającym „Guardian Angel” prym wiedzie gitara akustyczna i
fortepian, na tle których rozbrzmiewa pełen melancholii, niższy niż zwykle się
głos Mariusza, pragnący ucieczki od pustki i żalu i rozpoczęcia wszystkiego od
zera. Nie brakuje tu także przyprawiającej o łzy gitarowej partii, nawiązującej
do sposobu muzycznego wyrażania emocji przez Piotra Grudzińskiego.
„Lament” zgodnie z tytułem charakteryzują rozpacz i smutek, który
wyrażony jest w postaci zawodzących, a jednocześnie pełnych mocy gitar i
przejmującej partii skrzypiec. Płynąca niczym walc melodia w zwrotkach
kontrastuje z mrocznymi refrenami. Na tle wszystkich kompozycji bardzo ciekawie
wypada instrumentalny „The Struggle For Survival”, gdzie dialogi toczą
gitary elektryczne – prowadząca i rytmiczna oraz gitara basowa. Utwór oscyluje
pomiędzy muzyką drogi przywodzącą na myśl amerykańskie pustkowia oraz prog
metalową dynamiką. Nie brakuje tu także chwytliwych wokaliz, ciekawych partii
perkusji, klawiszowej pejzażowości oraz wstawek gitary akustycznej. Jest to w pewnym sensie odniesienie do
„Reality Dream III” ze wspomnianej już drugiej płyty Riversde.
„River Down Below” to jeden z najpiękniejszych momentów albumu,
kolejny po „The Day After” i „Guardian Angel”, w którym nie da się nie uronić
łzy. Bohater próbuje pogodzić się z nagłą śmiercią przyjaciela, tworząc w
głowie fikcyjny scenariusz wydarzeń i poetycko przywołując ostatnie życzenie
umierającego. Wzruszające partie gitary akustycznej, dźwięki natury, delikatne
brzmienie perkusji, tajemnicze głosy i ściskający gardło wokal Mariusza tworzą
niezwykły klimat tej kompozycji.
W przedostatnim na albumie nagraniu tytułowym instrumentalną walkę toczą
folkowe partie akustyczne oraz siejące spustoszenie gitarowo-perkusyjne
galopady, które kojarzyć się mogą z westernową rywalizacją na dzikim zachodzie.
Po instrumentalnej bitwie następuje chwila refleksji i wyciszenia w postaci
wyciskającego łzy, wieńczącego opowieść „The Night Before”, opartego na
brzmieniu fortepianu i przejmującym wokalu. Tu bohater ostatecznie żegna się z
przyjacielem.
"Wasteland" to spójny i wielowymiarowy, a zarazem bardzo
poetycki album. To płyta nieoczywista, która zaskakuje na każdym kroku i nie
pozwala o sobie zapomnieć, intrygując i skłaniając słuchacza do refleksji.
Wymaga ciszy, skupienia i dokładnego pochylenia się nad muzyczną i liryczną
warstwą każdej z kompozycji. To album, który musiał się ukazać się w takim
kształcie, aby uporządkować zespołowe sprawy – bardzo ważny, ale niekoniecznie
ulubiony. Pomimo, że nie można odmówić jej przebojowości, nie jest to płyta, do
której ze względu na poruszaną tematykę wraca się często odczuwając czystą
radość słuchania. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że jest to jedno z
najważniejszych wydawnictw 2018 roku.
W październiku 2018 rusza
europejska trasa „Wasteland Tour”, promująca najnowsze wydawnictwo zespołu,
która rozpocznie się w Polsce. Muzycy wystąpią w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu,
Katowicach, Łodzi, Toruniu, Krakowie i Warszawie. Wato wybrać się na któryś z
występów i sprawdzić, jak nowe kompozycje sprawdzą się w wersji koncertowej.