Droga do zaistnienia na stałe w świadomości szerszej publiczności jest niejednokrotnie dla młodych muzyków długa i wyboista. Jednym udaje się pokonać ją z sukcesem, inni z różnych przyczyn rezygnują na którymś z etapów. Przykładem zespołu mozolnie dążącego do celu jest pochodzący z Wodzisławia Śląskiego Walfad, dla którego szansą na większą rozpoznawalność stała się wspólna trasa z Riverside. Wraz z jej początkiem zbiegła się data premiery "Colloids", czwartego wydawnictwa grupy obecnie występującej jako kwintet.
Walfad to żartobliwy skrót od
angielskiego wyrażenia We Are Looking For A Drummer. Nazwa ta została
zainspirowana prawdziwą historią i problemem, z którym musieli zmierzyć się
muzycy, nie mogący znaleźć pasującego do zespołowego stylu gry perkusisty. Liderem
grupy jest Wojciech Ciuraj – wokalista i gitarzysta o szerokich muzycznych
horyzontach, czemu dał dowód na solowej płycie "Ballady Bez Romansów" (recenzja). Oprócz niego w skład zespołu
wchodzą gitarzysta prowadzący Paweł Krawiec, klawiszowiec Dariusz Tatoj,
basista Radosław Żelazny i perkusista Jakub Dąbrowski.
"Colloids"
to wieloznaczna opowieść o koniunkturalizmie i życiu we współczesnym świecie,
gdzie dostęp do wartościowych informacji jest utrudniony. Toczy się w nim
ciągła walka o stanowiska, o przetrwanie, a wyścig szczurów powoduje, że nie ma
miejsca na refleksje. To także historia wewnętrznej walki, by móc pozostać w
pełni sobą i odnaleźć się w niełatwej rzeczywistości. W warstwie lirycznej
albumu bunt ściera się z subtelnością i delikatnością charakterystyczną dla
dotychczasowych dokonań zespołu.
Podobnie jak na poprzednich
płytach wszystkie kompozycje zostały zaśpiewane w całości w
języku polskim, za co autorowi należy się szacunek, gdyż wymaga to dużo
większej odwagi niż układanie tekstu po angielsku. W tym przypadku zastanawiające
jest jednak nadanie albumowi angielskiego tytułu. Ciuraj śpiewa w charakterystyczny dla siebie,
bardzo poetycki sposób, wkładając w to całe swoje serce. Jego wokal nie jest
jednak wiodący, a raczej pełni rolę jednego z instrumentów budującego dekadencki
i buntowniczy klimat całości.
W warstwie muzycznej płyty dzieje się bardzo
dużo. Siedem kompozycji pełne jest zaskakujących i nagłych zwrotów akcji. Brzmienia
znane z poprzednich albumów kontrastują tu z blues-rockową energią i
jazz-rockowymi improwizacjami. Album rozpoczyna hipnotyzujące instrumentalne dwuminutowe
"Intro", po którym następuje bluesowy "W Kotle" z chwytliwym
gitarowym riffem i ciekawą solówką Pawła Krawca. W trzeciej kompozycji, "Synowie
Syzyfa" uwagę zwraca perkusyjna podstawa i partia na mandolinie.
Punktem kulminacyjnym zdaje się być ponad
dziesięciominutowy, najdłuższy na albumie utwór tytułowy, rozpoczynający się refleksyjną
melodią gitary. Po kilku minutach następuje zwrot akcji - kompozycja nabiera
energii w postaci dołączającej partii klawiszy i bębnów. W dalszej, eksperymentalnej
części intryguje post rockowe, gitarowo-perkusyjne budowanie napięcia, które stopniowo
ustępuje miejsca balladowej końcówce. Bardzo melodyjna jest singlowa
"Rdza", którą dodatkowo wyróżnia kolejna interesująca solówka Pawła
Krawca. Przedostatnie "Brudne Pisanie" to natomiast kwintesencja buntu
w punkowo-balladowej formie. Marszowy rytm i agresywne riffy kontrastują w nim
z delikatnymi progresywnymi gitarami. Album wieńczy zaś nostalgiczna kompozycja
"Chodzić Po Wodzie".
Czwarta płyta Walfad jest
wypadkową pomiędzy rockową energią, melancholią i ocierającymi się o jazz gitarowymi
improwizacjami, które podane są słuchaczowi w dobrze wyważonych proporcjach. To
także płyta zawierająca ważny przekaz, który dzięki temu, że znajduje się w
wersach zaśpiewanych po polsku ma szansę dotrzeć do szerszej publiczności. To zespołowy
krok naprzód, otwierający dla muzyków nowe terytoria.