Progresja to jedno z najbardziej znanych i lubianych koncertowych miejsc na mapie Polski. Setki wyprzedanych występów, dobra atmosfera, nowe muzyczne odkrycia i ciekawi ludzie - tak można opisać w wielkim skrócie koncertową działalność klubu, na czele którego niezmiennie stoi Marek Prezes Laskowski, człowiek, który swoją pasją zaraża kolejne pokolenia muzycznych odkrywców. W ostatnią listopadową sobotę miało miejsce wyjątkowe wydarzenie - Progresja obchodziła swoje piętnaste urodziny. Z tej okazji zorganizowany został jednodniowy mini-festiwal, w ramach którego na "progresywnej" scenie wystąpiły zespoły związane z klubem, które rozpoczynały w nim swoją muzyczną karierę, na czele z obchodzącym dziesięciolecie działalności Tides From Nebula i równolatkami Progresji - Night Mistress.
Jubileuszowy wieczór rozpoczął
się tuż po godzinie siedemnastej od półgodzinnego energetycznego setu Traffic Junky, nawiązującego do klasyki
hard rocka i psychodelii. Kwartet zaprezentował energetyczne show, skacząc po
scenie i zachęcając słuchaczy do wspólnej zabawy. Po tanecznym początku
przyszedł czas na oficjalne powitanie słuchaczy przez samego szefa klubu, który
w sumie tego wieczoru miał kilka wystąpień, podczas których przedstawiał swoich
nawigatorów, fotografów, opowiadał zabawne anegdoty z zakulisowego życia klubu,
m.in. o ślizganiu się na soku malinowym oraz obiecywał, że na deskach Progresji nigdy nie wystąpi zespół disco polo. Dziękował też zespołom za muzykę, a
występujący artyści składali mu życzenia i podziękowania za zaproszenie oraz
pomoc we wkroczeniu na "koncertową ścieżkę". Ciekawym punktem
wieczoru okazał się także krótki występ aktora Dariusza Odiji o "progresjoholiźmie", wspominający
najciekawsze klubowe koncerty.
Wróćmy jednak do samych występów,
gdyż to właśnie one stanowiły sedno urodzinowej imprezy. Jako drugie w
kolejności sceną zawładnęło warszawskie trio 4dots, które zaprezentowało zupełnie inną, zdecydowanie bardziej
wymagającą muzyczną stylistykę, niż ich poprzednicy. Muzycy obdarzeni
zapierającymi dech umiejętnościami technicznymi zahipnotyzowali słuchaczy
eksperymentalnymi, instrumentalnymi formami na pograniczu post rocka i metalu.
Mrok, trans, muzyczne uniesienia, hałas, wyciszenie, a przede wszystkim
selektywne nagłośnienie - podczas ich półgodzinnego występu zgadzało się
wszystko. Występowi towarzyszyły świetnie dopasowane światła, a tło sceny zdobiła
wyświetlająca się na ekranie okładka debiutanckiego albumu "aux:in".
Po występie gitarzysty Wiktora
Jarawki, basisty Kamila Stankiewicza i perkusisty Jerzego Roberta Chodkowskiego
nastąpiło… Fiasko. Dosłownie, gdyż
koncert punk-metalowego składu jak przystało na nazwę obfitował w kłopoty
techniczne. Muzycy nie mogli poradzić sobie z komputerem, w wyniku czego
kompozycje zostały pozbawione elektroniki, która jednak wbrew temu, co sądził
zespół zupełnie nie była potrzebna. Ostre, wyraziste w treści utwory traktujące
o zdenerwowaniu społeczeństwa i sprzeciwie jednostki wobec zdania tłumu o wiele
lepiej zabrzmiały bez dodatkowych ozdobników.
Wyciszenie i kolejne tego
wieczoru muzyczne uniesienie zapewnił słuchaczom koncert gdańskiego Spoiwa. Artyści gorąco dopingowani
przez fanów przenieśli ich w świat swoich ambientowo-post rockowych pejzaży o
filmowym zabarwieniu, wywołując ciarki na skórze. Zagrali w sześcioosobowym składzie, z
gościnnym udziałem Patryka Piątkowskiego, gitarzysty Signal From Europa, który dodał zespołowemu brzmieniu jeszcze
więcej przestrzeni dzięki grze smyczkiem na tym sześciostrunowym instrumencie.
Muzycy Spoiwa to perfekcjoniści, którzy jak zawsze zadbali o bardzo dobre
nagłośnienie swojego występu i słyszalność wszystkich instrumentów. Szkoda
jedynie, że czasu wystarczyło tylko na trzydzieści pięć minut muzyki. Dziękowali
swoim fanom za wsparcie, Prezesowi Laskowskiemu oraz przyjaciołom z Tides From Nebula, z którymi przeżyli
wiele wspaniałych chwil podczas wspólnych występów.
Maciej Karbowski, Przemek
Węgłowski, Adam Waleszyński i Tomasz Stołowski zagrali swój jubileuszowy
koncert dokładnie dziesięć lat po pierwszym zespołowym występie w Progresji,
który miał miejsce 24 listopada 2008 roku. Witani owacyjnie przez fanów zaserwowali
im przegląd najciekawszych i najbardziej wyczekiwanych kompozycji ze wszystkich
wydanych płyt oraz premierowe wykonanie singla "Dopamine",
otwierającego nowy zespołowy rozdział. Trzynaście mieniących się paletą
muzycznych barw kompozycji, pełnych przestrzeni, post rockowych ścian dźwięku,
zmian tempa i przepięknych melodii wybrzmiało tego wieczoru wyjątkowo w
otoczeniu kolorowych laserowych świateł. Nie zabrakło mroźnej
"Siberii", nośnego "The Lifter", ukochanego przez fanów
"The Fall Of Leviathan", a także zagranego tradycyjnie na finał
"Tragedy Of Jospeh Merrick", który gitarzyści jak zawsze kończyli
wśród publiczności, tym razem jednak dodatkowo ozłoceni deszczem konfetti.
Wzruszeni artyści długo kłaniali się fanom, dziękując za dziesięć lat wspólnego
przeżywania muzycznych emocji, a po koncercie, podobnie jak pozostali wykonawcy
chętnie spotykali się ze słuchaczami, spośród których z wieloma zdążyli się już
wcześniej zaprzyjaźnić.
Zwieńczeniem muzycznego święta Progresji był koncert obchodzącego piętnastolecie
Night Mistress, którego muzycy
zasłynęli później jako członkowie heavymetalowego zespołu Nocny Kochanek. Ze
względu na to, że pastiszowa, imprezowa stylistyka w jakiej porusza się kwintet
nie jest mi bliska, po kilku minutach zrezygnowałam z udziału w występie,
zachowując w pamięci kojące brzmienie
Tides From Nebula. Podobnie postąpiła całkiem spora grupa słuchaczy, która
ustąpiła w pobliżu sceny miejsca sympatykom zespołu, którzy z pewnością bawili
się wybornie. Po koncertach na najwytrwalszych imprezowiczów czekało jeszcze
afterparty pod dowództwem znanego z krakowskiego radia rockserwis.fm DJa BODO. Jeśli ktoś z Was został do końca, chętnie
dowiem się, co mnie ominęło.