środa, 14 listopada 2018

Antimatter – Black Market Tour, 13.11.2018, Gdańsk, Protokultura


„Mówi się, że bycie muzykiem jest w dzisiejszych czasach nieopłacalne. Okazuje się, ze to nieprawda, dzięki takim ludziom jak wy. Dziękuję, że przybyliście dziś do Protokultury. Do zobaczenia następnym razem!” Tymi słowami Mick Moss żegnał się z publicznością po fantastycznym koncercie Antimatter w gdańskim przystoczniowym klubie, gdzie zespół wystąpił już po raz trzeci. Po koncertach w październiku 2015 roku i marcu 2017 roku, tym razem nadarzyła się okazja do promocji świeżo wydanej, ósmej płyty projektu.



Jak wspominałam już kilka dni temu "Black Market Enlightenment" to spójna muzyczna autobiograficzna opowieść o najbardziej mrocznym i dynamicznym okresie życia MIcka Mossa. Na wydawnictwo składa się dziewięć łączących się ze sobą utworów, w których charakterystyczna dla twórczości Antimatter mroczna melancholia i refleksyjność zawarta w pięknie płynących partiach gitar kontrastuje z perkusyjną dynamiką i elektronicznymi eksperymentami. Podczas wtorkowego koncertu zabrzmiały cztery z nich, co prawda bez orientalnych smaczków oraz partii fletu i saksofonu, lecz za to w pełnych energii, rockowych aranżacjach. Nie zabrakło także kompozycji z „The Judas Table”, kilku starszych nagrań na czele z „Paranovą” i zagranym na bis „Leaving Eden”, a także coveru Pink Floyd „Welcome To The Machine”, w mrocznej, tajemniczej wersji.

 
W koncertowej odsłonie Antimatter z solowego studyjnego projektu rozrasta się do rozmiarów kwartetu. Grającemu na Fenderze i śpiewającemu Mossowi na scenie towarzyszy czarujący przepięknymi solówkami gitarzysta prowadzący oraz dwuosobowa sekcja rytmiczna. Głębokie teksty, wyjątkowy głos, ciekawe partie gitar, basu i perkusji, długie, rozwijające się kompozycje – wszystko to można było usłyszeć we wtorek w Protokulturze. Kilkanaście zaprezentowanych utworów emanowało paletą emocji, począwszy od relaksujących, snujących się melodii, przez skłaniające do refleksji, pełne melancholii brzmienia aż po ocierające się o metal ściany dźwięku i galopady. 
 
Prawie dwugodzinny występ odbył się w kameralnej, momentami wręcz intymnej atmosferze. Nieduże rozmiary koncertowej sali i mała scena pozbawiona barierek sprawiły, że publiczność mogła podejść bezpośrednio do artystów i wymieniać z nimi koncertową energię. Moss i towarzyszący mu przyjaciele mieli świetny kontakt z fanami i wyraźnie widoczne było, że czują się na scenie świetnie. Uśmiechali się do siebie i wymieniali porozumiewawcze spojrzenia widząc entuzjastyczne reakcje słuchaczy na płynące ze sceny dźwięki. Część fanów rytmicznie kołysała się w rytm dźwięków, część tańczyła, a jeszcze inni przeżywali występ głęboko w środku, wpatrując się bacznie w muzyków. Artyści nie szczędzili im pochwał i podziękowań, także w języku polskim, kłaniając się nisko.
 
Wszyscy, którzy zjawili się w Protokulturze odpowiednio wcześniej mieli niepowtarzalną okazję wziąć udział w próbie zespołu i nie tylko poobserwować jak zespół rozkłada na scenie instrumenty, lecz usłyszeć także np. brawurową wersję „Baby One More Time”, gitarowe, niczym nieskrępowane improwizacje oraz zespołowe wykonanie „Paranovy”. Muzycy zadbali o prawidłowe ustawienie nagłośnienia, dzięki czemu można było czerpać pełnię przyjemności z koncertu.
 
Każda wizyta Antimatter w Polsce jest wyjątkowa także dzięki temu, że mimo długiego scenicznego stażu Mick Moss pozostaje w pełni sobą. Koncerty są formą podziękowania fanom za wieloletnie wsparcie. Muzyk nie zabiega o nadmierny medialny rozgłos i nie promuje się na siłę. Od lat po prostu nagrywa świetne płyty, poruszając serca wrażliwych słuchaczy. Przed występami i po ich zakończeniu przechadza się po koncertowym klubie i jego otoczeniu, nie uciekając od ludzi, dzięki czemu można bez problemu do niego podejść i zamienić kilka słów. Po koncercie osobiście sprzedaje koszulki i płyty, chętnie pozuje do zdjęć, rozmawia, a nawet wspólnie pije piwo z fanami. To nie tylko wrażliwy na piękno artysta, lecz przede wszystkim bardzo miły i ciepły człowiek, z którym każda możliwość spotkania to prawdziwa przyjemność.