Małe, kameralne koncerty zapadają w pamięci najbardziej. Niewielka klubowa sala, która może pomieścić niespełna sto osób, niska scena i zespół na wyciągnięcie ręki tworzą niepowtarzalny klimat, umożliwiający bezpośredni kontakt artysty z publicznością. Do takich miejsc należy zlokalizowana w centrum przepięknego poznańskiego Starego Rynku klubokawiarnia Meskalina, którą w miniony czwartek odwiedził zespół Birdpen.
Dave Pen i Mike Bird
świętują w tym roku piętnastolecie wspólnej działalności. Z tej okazji postanowili
wybrać się w trasę koncertową, w ramach której zawitali także do Polski na trzy
występy - w Poznaniu, Warszawie i Krakowie, podczas których można było
przekonać się, jak na żywo sprawdzi się materiał z piątego albumu zespołu "There's
Someting Wrong With Everything", o którym miałam
przyjemność już opowiedzieć wam kilka tygodni temu.
Koncertowo Birdpen z duetu stał się kwintetem - śpiewającym i grającym na
gitarach i klawiszach Birdowi i Penowi towarzyszyli na scenie basista,
perkusista i klawiszowiec, dzięki czemu brzmienie zespołu stało się pełniejsze,
bardziej selektywne i wyraziste. Muzycy podczas swojego ponad półtoragodzinnego
występu zaprezentowali większość kompozycji z piątej płyty, uzupełniając
koncertową setlistę o ulubione kompozycje z poprzednich wydawnictw, takie jak
"Tookit", "The Chairman", "Off", czy "Like A
Mountain", łącząc transowe elektroniczne zapętlenia z gitarowymi szaleństwami,
tanecznym pulsem i lekkimi, wpadającymi w ucho melodiami.
Muzyka Birdpen, podobnie jak twórczość Archive
pełna jest kontrastów i ukrytych znaczeń. Pop spotyka tu elektronikę, muzykę
eksperymentalną, shoegaze, rock alternatywny i rock progresywny. Bardzo istotną
rolę pełnią tu także teksty, traktujące o kondycji współczesnego świata i
ukazujące jego problemy w ironiczny sposób. Wsłuchanie się w słowa każdego z
utworów skłania do refleksji i pozwala spojrzeć na życie z innej perspektywy.
Było to możliwe podczas koncertu dzięki selektywnemu nagłośnieniu. Głosy Dave'a
i Mike'a świetnie współbrzmiały i były fantastycznym uzupełnieniem różnorodnej,
bardzo ciekawej muzyki. Występ stanowił spójną całość. Każdy z członków zespołu
dał z siebie wszystko, za co zgromadzona publiczność nagrodziła ich gromkimi
owacjami.
W Meskalinie panowała tego
wieczoru fantastyczna atmosfera. Muzycy i fani uśmiechali się do siebie,
wymieniając się koncertową energią. Ze strony artystów poza
"dziękuję" nie padło zbyt wiele słów, jednak nie było takiej
potrzeby. Słuchacze kołysali się w rytm płynących ze sceny dźwięków, niektórzy
nawet bardzo sprawnie tańczyli, a także chętnie wspierali zespół oklaskami i
okrzykami. Szczególnie energetycznie wypadł zaprezentowany na bis
"Off", w którym fani wspólnie klaskali z Dave'm oraz wieńczący
koncert "Only The Names Change" z psychodelicznym odjazdem w
finałowej części.
Brytyjscy muzycy śpiewają na
nowej płycie, że "zawsze musi być coś nie tak". Tym razem jednak na
przekór wszystko przebiegło zgodnie z planem - klub otwarto o czasie, koncert
rozpoczął się z praktycznie niezauważalnym, minimalnym opóźnieniem, zespół był
w dobrej formie, a fani bawili się świetnie. Oby takich koncertów było jak
najwięcej.
Poniżej jeszcze kilka ujęć autorstwa Tomasza Ossowskiego: