Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny to miejsce niezwykłe. Położone nieopodal warszawskiej stacji metra Służew przy ulicy Wałbrzyskiej, realizuje misję ochrony dziedzictwa audiowizualnego polskich zbiorów filmowych, a także wspiera realizację ciekawych polskich wydawnictw muzycznych (między innymi zespołów Voo Voo oraz Fisz Emade Tworzywo). To właśnie tu można brać udział w projekcjach odrestaurowanych polskich filmów fabularnych, zasiadając w przepięknej sali kinowej, a także spotkać się po seansie w sympatycznej kawiarni, umożliwiającej oprócz konsumpcji smacznej kawy i herbaty także dostęp do archiwalnej prasy kulturalnej. Także tu w miniony weekend odbył się festiwal gier zaangażowanych społecznie - Games For Impact Festival, podczas którego poza możliwością wzięcia udziału w warsztatach i spotkaniach z twórcami gier nadarzyła się okazja posłuchania na żywo zespołu JAAA!.
Trio, w skład którego wchodzą Miron
Grzegorkiewicz, Kamil Pater i Marek Karolczyk to jeden z najciekawszych i
najbardziej nietypowych polskich zespołów ostatnich lat. We wrześniu muzycy
powrócili z drugą częścią trylogii o przemianie, w której jej bohater, chłopiec
o imieniu Remik przywołuje wiodącą postać drugiej odsłony, Bujillo, dzięki któremu nabiera odwagi by stanąć oko w oko z
rzeczywistością. Jak pisałam w recenzji
albumu tytułowa postać nowej płyty JAAA!
nie jest osobą ani duchem - to siła wewnętrzna, stan umysłu, który staje się
dla chłopca inspiracją do podjęcia nowych wyzwań. W ośmiu albumowych
kompozycjach Remik przechodzi przez kolejne etapy przemiany, co ma
odzwierciedlenie w zawartych w nich dźwiękach, zbudowanych na bazie
instrumentów klawiszowych, elektronicznych sampli i gitary.
O tym, jak brzmi na żywo niezwykła
twórczość zespołu miałam już okazję przekonać się już wcześniej dwukrotnie podczas
koncertów w sopockim Teatrze Na Plaży
oraz na festiwalu Soundrive w 2016
roku, które zapamiętałam jako bardzo emocjonalne, wciągające widowiska audiowizualne,
pełne elektronicznych improwizacji, poruszających serce wokaliz i nieprawdopodobnej
energii wspaniale dopełnionej wizualizacjami Karoliny Głusiec. Tym razem zespół
posunął się o krok dalej, przygotowując na prośbę kuratorów festiwalu ścieżkę dźwiękową
do scen z gier prezentowanych podczas wydarzenia.
Zgodnie z tym, o czym informował w
zapowiedzi Miron
Grzegorkiewicz, podczas koncertu zaprezentowany został "autorski montaż
Kai Szałankiewicz z użyciem gameplay’u
gier prezentowanych na festiwalu", na który złożyło się 25 minut filmu
będącego refleksją na temat mechaniki snu, z którego słuchacze zostali
wybudzeni gwałtownym przybyciem Bujillo. Trwający w sumie około godziny audiowizualny
spektakl najpierw wprowadził słuchaczy w trans, hipnotyzując mnogością barw wyświetlanych
na wielkim ekranie kinowej sali instytutu i płynącymi ze sceny melancholijnymi
melodiami, z czasem ustąpił miejsca nieco bardziej tanecznym dźwiękom, które
część uczestników festiwalu niestety wypłoszyły z sali. Zupełnie jednak
niesłusznie, gdyż dzięki selektywnemu nagłośnieniu można było odczuwać pełnię muzycznego
szczęścia i zanurzyć się w bajkowym świecie Remika i Bujillo jak
nigdy dotąd.
Dla muzyków koncert po dłuższej
przerwie był bardzo ważnym przeżyciem. Był także pierwszym testem dla nowego materiału
przed planowaną na przyszły rok trasą promującą drugi album. Artyści zdali
egzamin celująco. Kompozycje z "Bujillo"
świetnie wpasowały się w koncertową setlistę, stanowiąc nostalgiczną, momentami
wręcz refleksyjną kontrę dla bardziej tanecznych i eksperymentalnych fragmentów
"Remika". Nową, przepiękną wizualizacją został opatrzony bajkowy
"Spook", zaś tytułowy
duch-siła sprawcza przedstawiony został jako przesympatyczny krewny Yeti. Ich autorem jest Grzegorz Ciemciach, który osobiście odpowiadał za ich prezentację podczas koncertu.
Początkowo lekko stremowani
muzycy z biegiem koncertu coraz bardziej dawali się ponieść energii, a nawet tańcom,
jednocześnie przekazując uważnemu odbiorcy paletę emocji i niezwykłych doznań. Wyraźnie
wyczuwalna była pasja w grze, perfekcjonizm i oddanie własnej twórczości. Artyści
przearanżowali nagrania i bawili się formą, improwizując i odkrywając nowe dźwięki.
Miron Grzegorkiewicz grał i śpiewał jak natchniony, wtórował mu Kamil Pater,
który poza klawiszami dodatkowo szalał na gitarze, a Marek Karolczyk dopełniał
brzmienie świetną grą na syntezatorach. Gdyby tylko był to koncert z
prawdziwego zdarzenia, a nie forma widowiska w sali kinowej, z pewnością artyści
i fani wymienialiby się wzajemnie energią skacząc, tańcząc i kołysząc się w rytm
transowych melodii.
Mieniąca się tysiącami odcieni
audiowizualna podróż z JAAA! zakończyła się niespodziewanie szybko,
pozostawiając uczucie niedosytu i chęci wybrania się na któryś z koncertów
nadchodzącej przyszłorocznej trasy. Z pewnością odkryją one przed słuchaczami
kolejne niesamowite muzyczne światy. Tymczasem zapraszam do obejrzenia zdjęć autorstwa Tomasza Ossowskiego.