Space Fest to jeden z najbardziej nietypowych festiwali muzycznych na mapie Polski. Coroczne grudniowe święto space rocka i wymykającej się klasyfikacjom muzyki niezależnej od ośmiu lat odbywa się w Gdańsku – wcześniej w Klubie Żak, a obecnie, od dwóch lat, w stoczniowym B90. Jak co roku oferta festiwalu została przygotowana tak, aby każdy z słuchaczy poszukujących nowych inspirujących dźwięków mógł znaleźć w niej coś dla siebie. Szeroko pojęty rock, noise, punk, hipnotyzująca psychodelia, ambitna elektronika i sety DJ-skie – wybór był naprawdę ogromny. Wśród tegorocznych wykonawców festiwalu mnie osobiście interesowały najbardziej dwie nazwy i tym razem trochę inaczej niż zwykle, bo właśnie na nich skupię się w poniższej relacji.
Medicine Boy – 7.12.2018
Z duetem z Cape Town mieliście okazję zapoznać się już przy
okazji recenzji
ich drugiego albumu. Mieszkający obecnie w Berlinie wokalistka Lucy Kruger i
gitarzysta Andre Leo przyjechali do Gdańska ze Szczecina, gdzie dzień wcześniej
wystąpili dla kilkudziesięciu osób w kameralnej scenerii podmiejskiej chatki.
To, co spotkało ich na Space Feście przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
Dzięki temu, że w ostatniej chwili europejską trasę koncertową odwołał zespół
Sonic Jesus, planowany pierwotnie na 20:30 występ przeniesiony został na
godzinę 22:00, co spowodowało, że pod sceną ustawiło się pokaźne grono
spragnionych dźwięków słuchaczy.
Późniejsza godzina korespondowała także z onirycznym, rozmarzonym,
momentami wręcz sennym klimatem występu, który był doskonałą przeciwwagą do
punkowych i opartych na gitarowym hałasie poprzedzających go koncertów.
Sympatyczni artyści zaczarowali słuchaczy snującymi się niespiesznie,
hipnotyzującymi melodiami opartymi na brzmieniu klawiszy, wybudzając ich co
jakiś czas gitarowym, shoegaze'owym uderzeniem. Dopełnieniem tej muzycznej gry
kontrastów były przepięknie współbrzmiące głosy muzyków.
Publiczność w większości słuchała tego występu nieruchomo,
momentami z zamkniętymi oczami, dając się ponieść niezwykłej atmosferze
kompozycji, którą podkreślały przepiękne światła. Podczas godzinnego występu
artyści zaprezentowali utwory z "Lower", lecz także kilka starszych
utworów, na czele z "The Strange In Me", który otworzył im drogę
między innymi do trójkowej audycji Artura Orzecha "Trzy Kontynenty".
Lucy i Andre stopniowo budowali napięcie występu, patrząc sobie głęboko w oczy
i hipnotyzując się wzajemnie. Toczyli nie tylko wzrokowe i wokalne, lecz także instrumentalne
dialogi, zestawiając klawiszowe pejzaże z gitarowymi odjazdami. Lucy dodatkowo
wypełniała muzyczne przestrzenie precyzyjnymi uderzeniami w bęben.
Ze sceny nie padło wiele słów w stronę zgromadzonych, jednak
w pamięci zostanie wypowiedź wzruszonej wokalistki, która dziękując
publiczności przyznała, że występ w tak pięknym miejscu jak B90 dla tak dużej
liczby ludzi jest jak sen. Po koncercie chętnie podpisywali płyty i rozmawiali
z uczestnikami festiwalu.
Spoiwo – 8.12.2018
Trójmiejskie
Spoiwo odwiedza klub B90 regularnie,
co roku. Po fantastycznym koncercie na leżakach w ramach cyklu "Stoczniuj
Leżakuj Dokuj" i występie na festiwalu Smoke Over Dock we wrześniu ubiegłego
roku przyszedł czas na rolę headlinera festiwalu i to w bardzo ważnym dla
zespołu momencie.
Wieńczący Space Fest koncert był szczególny dla muzyków z
powodu oficjalnego pożegnania dotychczasowej formuły w związku ze zmianami w
składzie. Trudną i bolesną decyzję o rozstaniu z zespołem podjęli basista Paweł
Bereszczyński oraz pięknie ubarwiająca kompozycje swoją grą na klawiszach Simona
Jambor. Do grupy na stałe dołączył natomiast gitarzysta Signal From Europa
Patryk Piątkowski, występujący od ponad roku ze Spoiwem gościnnie. Koncert w
rodzinnym mieście był także ostatnią okazją, by posłuchać na żywo materiału z
debiutanckiego "Salute Solitude" oraz kompozycji nieopublikowanych
na albumie, w tym "Bad Blood" w oryginalnych aranżacjach.
Jak zawsze podczas występów Spoiwa smutek i melancholia
przeplatały się z radością wspólnego grania i dziką energią. Muzycy dali z
siebie wszystko, wyciskając siódme poty ze swoich instrumentów. Hałaśliwe
gitary świetnie kontrastowały z ambientowymi klawiszowymi pejzażami, momentami
transową elektroniką i ciekawymi partiami perkusji, tworząc niepowtarzalny
klimat. Pełna przestrzeni muzyka o filmowym potencjale pochłonęła słuchaczy,
wywołując jednocześnie euforię i wzruszenie. Atmosferę występu podkreślały
świetnie dopasowane światła.
Pośród publiczności obecni byli przyjaciele i wierni fani zespołu,
którzy gorąco wspierali muzyków w trudnych momentach pożegnania. Końcowym
ukłonom artystów i owacjom ich sympatyków towarzyszyły łzy, które szkliły się w
oczach jednych i drugich. Był to występ, który zapadnie w pamięci na długo.
Zarówno Medicine Boy jak i Spoiwo postawili na emocje i szczerość przekazu, czyli elementy, które dla wymagającego słuchacza liczą się najbardziej.