Tym razem to już ostatnia tegoroczna odsłona zaginionych płyt. Jak to zwykle bywa przy poszukiwaniach nowości pozostało jeszcze kilkanaście pozycji, które umknęły mi w momencie premiery oraz takich, które musiały poczekać na swój czas. Tym razem jest to zbiór albumów z całego roku - stylistycznie bardzo zróżnicowany, ale mający jeden wspólny mianownik - to po prostu warta uwagi muzyka.
Jack White - Boarding House Reach (23.03.2018)
To jedna z tych płyt, które
musiały poczekać w moim zbiorze na swój czas i obiektywną ocenę. Przyznam, że
nie mogłam przekonać się do niej aż do momentu koncertu w gdyńskiej arenie w
październiku, gdy usłyszałam kilka nowych nagrań na żywo.
Jack White nie musi już nic
nikomu udowadniać i ma pełne prawo grać to, na co ma ochotę - niezależnie od
tego, czy spodoba się to jego fanom, czy też spotka się z falą krytyki. Jego
trzeci album solowy jest jak kij wsadzony w mrowisko - nie ma tu zbyt wielu
hitów, chwytliwych radiowych utworów może poza lekką country-balladą
"Connected By Love" oraz charakterystycznym dla White'a kipiącym
gitarową energią "Over and Over and Over".
Są natomiast eksperymenty z
hip-hopem, afrykańskimi rytmami, elektroniką, wokalne odjazdy oraz…komercyjny
pop, wśród który ciężko znaleźć wspólny mianownik poza tym, że jest to
ewidentna zabawa artysty z dźwiękiem i różnymi konwencjami. Zachowana została
natomiast spójność w warstwie wizualnej - podobnie jak w przypadku dwóch
poprzednich solowych wydawnictw utrzymana jest w tonacji czarno-niebieskiej. To
wciąż Jack White, choć już nie tak przebojowy i charakterystyczny, jak kiedyś,
wciąż jednak zaskakujący, ekscytujący i jedyny w swoim rodzaju. Ciekawe, w
którą stronę skieruje swoją twórczość na kolejnej płycie.
Mrok, niepokój, tajemniczość, mistycyzm,
subtelność i eksperymenty to elementy składowe drugiego, świetnego albumu
włoskiego kwartetu Messa. Nazwa zespołu pochodzi od nazwiska basisty i
gitarzysty zespołu, Marco Messy. Ponadto kwartet tworzą wokalistka Sara,
gitarzysta prowadzący Alberto oraz perkusista Mistyr.
Sennie płynące doom-metalowe
melodie kontrastują tu z gitarowym uderzeniem, progresywnymi solówkami,
odrobiną jazzowych improwizacji i drone'owymi przesterami, wprowadzając
słuchacza w trans i sprawiając, że po wybrzmieniu ostatniej nuty chce się
wyruszyć w tę mroczną wędrówkę ponownie. Na tle zróżnicowanych brzmień
instrumentów błyszczy wokal Sary, która z łatwością przechodzi od lekkich
subtelnych partii w pełen emocji krzyk.
To płyta, która może spodobać się
fanom niemieckiego Bohren & Der Club
Of Gore, lecz także narastającego napięcia i hipnozy charakterystycznych
dla twórczości Swans i Neurosis oraz klimatu twórczości włoskiego kompozytora
Angelo Badalamenti'ego. Po hałaśliwych eksplozjach następują momenty wyciszenia,
które wprowadzają w trans, by za chwilę wybudzić ze snu kolejnym szalonym
sprzężeniem i krzykiem. Warto zatrzymać się na chwilę i dać się porwać tym
zaskakującym dźwiękom.
Cereus - Dystonia (24.04.2018)
Brzmienia oscylujące na
pograniczu rocka i metalu progresywnego zostały w ostatnich latach
wyeksploatowane do granic możliwości i znalezienie obecnie płyty godnej uwagi w
tym kręgu jest coraz trudniejszym zadaniem. Debiutancki album warszawskiego
kwintetu, po który sięgnęłam po udanym koncercie w Legionowie przed Amarokiem i
Colinem Bassem to ciekawa koncepcyjna muzyczna opowieść o meandrach życia,
zamknięta w całość fragmentami "Rozprawy O Metodzie" Kartezjusza. To podróż do świata jednostki zagubionej,
zamkniętej we własnej samotności, niepewnej swego, niespokojnej, rozczarowanej
zastanym stanem rzeczy i tęskniącej za miłością.
Dziesięć kompozycji płynnie łączy
się ze sobą czarując gitarową energią, melancholijnymi pejzażami i metalowym
uderzeniem. Michał Dąbrowski dysponuje wyrazistym głosem, dzięki czemu albumu
słucha się z przyjemnością, poddając się jego mrocznej atmosferze. To dobra
propozycja dla fanów Tool, A Perfect Circle i Katatonii.
Posłuchaj: Cereus - Icarus
Posłuchaj: Cereus - Icarus
Árstíðir - Nivalis (22.06.2018)
Obchodzący w tym roku
dziesięciolecie działalności zespół, któremu przewodzi Ragnar Olafsson uwielbia
zaskakiwać. Nowy album Islandczyków wymyka się gatunkowym klasyfikacjom, łącząc
lekkie melodie o folkowym zabarwieniu z popową przebojowością, szczyptą
elektroniki, muzyki klasycznej i indie rocka. Gitara akustyczna, instrumenty
smyczkowe, klawisze i przede wszystkich świetnie współbrzmiące głosy muzyków
tworzą unikalny klimat, który dobrze wpisuje się w melancholijny czas jesieni i
zimy, skłaniając słuchacza do refleksji, relaksując i wyciszając. Szkoda
jedynie, że zespół nie mógł zdecydować się na wybór języka. Kompozycje zarówno
po angielsku jak i po islandzku brzmią dobrze, jednak album całościowo zyskałby
więcej spójności, gdyby wybrano narrację w jednym języku.
Holy Fawn - Death Spells (14.09.2018)
Post metalowe ściany dźwięku,
shoegaze’owe sprzężenia gitar, dream popowe rozmarzone melodie, szczypta indie
rocka, elektroniki, odrobina psychodelii – czy da się połączyć tak różnorodną
stylistykę na jednym albumie, nie męcząc słuchacza kakofonią brzmień i nie
osiągając niebezpiecznej granicy kiczu? Ta trudna sztuka udała się Amerykanom z
Holy Fawn.
Muzyka zawarta na “Death Spells” jest
jak zderzenie dwóch żywiołów – wody i ognia – metalowy mrok równoważy post
rockowe narastanie napięcia oraz subtelne, dream popowe partie. Delikatny, ocierający się o falset wokal
przywodzący na myśl barwę głosu Jonsi’ego kontrastuje tu z growlem i mrożącymi
krew w żyłach black metalowymi krzykami. Co ciekawe, za oba rodzaje śpiewu
odpowiedzialny jest wszechstronny wokalista Ryan Osterman.
Dźwięki płyną, ścierają się ze sobą,
lecz zamiast wykluczać się, doskonale się uzupełniają, budując niepowtarzalny
klimat albumu. Jest w twórczości zespołu coś wyjątkowego, co sprawia, że chce
się do niej wracać wielokrotnie, odkrywając warstwa po warstwie nowe brzmienia
i znaczenia. To muzyka, która z wyciszonej i delikatnej niczym mały jelonek z
zespołowej nazwy z biegiem czasu staje się mroczna i pełna mocy. Ciekawa jest
już sama droga artystyczna zespołu – na debiutanckim wydawnictwie Osterman i
przyjaciele brzmieli jak wypadkowa stylu Beach House i Wild Beasts, by dwa lata
później ewoluować w okolice stylistyki charakterystycznej dla Slowdive i
Cocteau Twins, którzy połączyli siły z Sigur Ros, Sleep Party People, Alcest i
Deafheaven, korzystając z kosmicznej energii Australijczyków z Tame Impala.
Post metalowa jazda bez trzymanki i
ulotna melodia rozpoczynającego wydawnictwo “Dark Stone”, dream-popowo - post
rockowy “Arrows”, ujmujący przestrzennością “Drag Me Into The Woods”,
psychodeliczno-taneczny “Yawning”, czy klasycznie post rockowy “Same Blood” to
tylko niektóre fragmenty tej pięknej płyty – tajemniczej i pełnej emocji. Co
jest dalej przekonacie się sami.
Posłuchaj: Holy Fawn - Death Spells Entropia - Vacuum (28.09.2018)
Sześć kompozycji zalewających
mrokiem, przyprawiających o dreszcze i wwiercających się w umysł - tak brzmi
nowy album oleśnickiej Entropii. Zespół na swoim trzecim wydawnictwie
zdefiniował swoje brzmienie od nowa, kierując się w stronę otwartych
improwizowanych form, eksperymentów z elektroniką i wprowadzając post metal na
nowe, jeszcze nieodkryte przez innych artystów szlaki.
Jest w tej muzyce pewien rodzaj
niepokoju, którego chce się doświadczać wielokrotnie. To album, który odkrywa
się z każdym kolejnym odsłuchem na nowo, poddając się hipnotyzującym dźwiękom i
wpadając w trans. Od piętnastominutowego "Poison" aż po wieńczący
całość "Endure" nie przestaje się tańczyć. Nadal są tu przeszywające
wrzaski, blasty i ciężkie riffy, zostają one jednak podlane psychodelicznym
sosem ze szczyptą orientalnych przypraw. Utwory rozpędzają się do szaleńczego
tempa, by chwilę później zwolnić i oczarować słuchacza mroczną, doom-metalową
melancholią.
Dla niezaprawionych w odkrywaniu
nowych ekscytujących muzycznych połączeń może być to przeprawa nie do
przejścia, jednak każdy odważny słuchacz po kilku podejściach doceni
oryginalność zespołowej twórczości. Warto sprawdzić, jak muzycy prezentują się
na żywo - bez zbędnych ozdobników potrafią zahipnotyzować widza sączącą się ze
sceny dźwiękową lawą. To bez wątpienia jedna z najlepszych polskich płyt 2018
roku.
Posłuchaj: Entropia - Vacuum
Posłuchaj: Entropia - Vacuum
Marissa Nadler - For My Crimes (28.09.2018)
Amerykańska artystka obdarzona
bardzo przyjemnym głosem i specjalizująca się w mrocznej odmianie folku powraca
z ósmym już albumem studyjnym. Wciąż czaruje i wzrusza. Jak sama tłumaczy jest to gorzka refleksja na
temat tego, że miłość może nie wystarczyć, by utrzymać związek dwojga osób o
odmiennych zainteresowaniach i życiowych potrzebach. W akustycznych balladach
dzieli się osobistymi przeżyciami i emocjami, dzięki czemu jest w swojej
twórczości bardzo wiarygodna. To nastrojowa płyta zdecydowanie nie na każdy
dzień, jednak gdy trafi na podatny grunt, zostanie w głowie na długo.
Latające Pięści - Procedury Wewnętrzne (5.10.2018)
"Zespół Latające Pięści
powstał z potrzeby. Tą potrzebą było machanie pięścią. Ale nie byle jakie
machanie - machanie rytmiczne, szamańskie,
przekazujące treść swym machnięciem. Treść
manifestacyjną…buntowniczą…twórczą…". Po takiej zapowiedzi właściwie już
wiadomo, czego można spodziewać się po debiutanckim albumie warszawskiego tria,
które tworzą wokalista So Slow
Maciej Głowacki, śpiewający perkusista zespołu Amarok Paweł Kowalski oraz śpiewający basista Mateusz Urbański. Na
pewno nie będzie banalnie, bez znaczenia i typowo.
Sami muzycy o sobie mówią tak: "Nie jesteśmy kumplami z podwórka. Nie jesteśmy
kolegami z pracy. Wielkie to ryzyko nazwać się i określić. CHCEMY BYĆ PO
PROSTU! To, że spotkaliśmy się gdzieś kilka lat temu to tylko określenie
miejsca w czasie. Jesteśmy poza czasem. Jesteśmy poza gatunkami muzycznymi.
Gdyby nas nie było, trzeba było by nas wymyślić. Jest nas trzech, a to święta
cyfra. Każdy z nas jest inny, a to świetna zaleta. Naszym językiem atomowa
wibracja basu. Naszym wyznaniem wiary eksplozja rytmu. Naszą twarzą nasze
słowa."
"Procedury
Wewnętrzne" to zaskakujące wydawnictwo. Oszczędne instrumentarium
zbudowane przede wszystkim z sekcji rytmicznej i szczere, wyraziste teksty
trafnie puentujące otaczającą nas rzeczywistość przywołują na myśl atmosferę
albumów Cool Kids Of Death sprzed
ponad dekady. To świetna płyta, które
należy poświęcić co najmniej kilka odsłuchów, by wyłapać wszystkie językowe
zabawy i smaczki. Z ciekawostek muzycznych jest tu także wynik współpracy
muzyków z folkowym zespołem Kipikasza
("Raz Dwa Trzy") oraz psychodeliczne fragmenty, takie jak np.
"Procedura 2", "Morda", czy "Nauki Dnia".
Nieważne,
czy jest to ekstremalny pop, progresywny punk, czy może jakiś inny gatunek.
Ważne jest to, co ci Panowie chcą przekazać. Mają bardzo dużo do powiedzenia -
o korporacyjnej rzeczywistości, o procedurach i układach, braku znaczenia życiowych
wartości, poczuciu bezradności, wszechobecnej nienawiści, o ludzkich
słabościach i zmaganiach z przytłaczającą codziennością. To płyta portretująca
współczesnego człowieka, która naprawdę daje do myślenia.
Posłuchaj: Latające Pięści - Korpokrólewna
Posłuchaj: Latające Pięści - Korpokrólewna
Daughters - You Won't Get What You Want (26.10.2018)
Najbardziej wymagający album roku?
Niewykluczone, że zostanie nim najnowsze wydawnictwo Daughters. Jedno jest
pewne – to płyta, która już po pierwszym kontakcie nie pozwala o sobie
zapomnieć…
Nikt nie gra jak Daughters. Żaden inny zespół nie
odważył się połączyć takich stylów, jak mathcore, noise rock, hip hop i metal,
dodając do tego odrobinę bluesowej melodyki. Muzyka, która w ten sposób powstała
jest radykalna, bezkompromisowa i nieprzewidywalna. Nie każdemu przypadnie do
gustu, gdyż zgodnie z tytułem albumu
słuchacz nie otrzymuje tego, co by chciał. Już samo spokojne wysłuchanie albumu
w całości jest już ogromnym wyzwaniem, wystawiającym na próbę emocje słuchacza.
To twórczość, która może doprowadzić do szaleństwa, gdy nie jest dawkowana w odpowiednich
ilościach.
Grozę budzi czarna okładka wydawnictwa, którą zdobi
biała hipnotyzująca czaszka, wwiercająca się w podświadomość, gdy przygląda jej
się zbyt długo. Album rozpoczyna się bardzo nieprzyjemnym, pełnym zgrzytów “City
Song”, nie zwalniając tempa w “Long Road, No Turns”. Odrobina melodyjności i
przystępności w postaci post punkowego motywu w “Satan In The Wait” równoważy trochę
środek ciężkości, lecz nie na długo. Dalej dominują zgrzyty, przestery i
agresja, gdzieniegdzie przeplatając się z ciekawymi partiami perkusji i
bluesowymi melodiami.
Jak przyznali muzycy w wywiadzie dla Noise
Magazine ich twórczość jest wyrazem potrzeby przekraczania granic i tęsknoty za
bezkompromisowością, której uosobieniem byli w latach siedemdziesiątych The
Stooges. To w pełni wyjaśnia zawartość “You Won’t Get What You Want”.
Posłuchaj: Daughters - Satan In The Wait
Julia Holter - Aviary (26.10.2018)
W dobie Internetu i łatwego dostępu
do wszelkich treści ilość informacji dostających się do naszych umysłów jest
przytłaczająca. Zalewa nas wszechobecny chaos i brak konkretów, w którym trudno
jest odnaleźć własną drogę. Jak funkcjonować w gąszczu bzdur i setek możliwości
wyboru?
Perspektywa życia w takiej
rzeczywistości przeraziła amerykańską wokalistkę Julię Holter, która na swojej
ósmej płycie wyraziła wspomniany chaos i obawy przy pomocy dźwięków oraz słów.
Zainspirowana „Podróżą do Mount Tamalpais” Etela Adnana, tj. poetycką opowieścią
o miłości do otaczającej przyrody zaprosiła swoich słuchaczy do „ptaszarni”.
Podobnie jak w krainie zamieszkiwanej przez liczne gatunki ptaków, w muzyce Holter
słyszalne są wpływy różnych gatunków, które łączą się w nietypową, pozornie
sprzeczną, lecz spójną całość. Pop, jazz, awangarda, klasyka, elektronika –
wszystko to współbrzmi ze sobą, nie kolidując. Kompozycje nie są typowymi
piosenkami, lecz otwartymi formami, umożliwiającymi improwizacje i przearanżowanie.
Klimat podkreśla pełen
melancholii i subtelności głos artystki oraz brzmienia fortepianu, instrumentów
smyczkowych i pięknych melodii. „Aviary” to hołd złożony naturze – jej pięknu i
majestatyczności, a jednocześnie wołanie o ocalenie tego, co ważne i wartościowe.
Posłuchaj: Julia Holter - Words I Heard
Lycia - In Flickers (9.11.2018)
Założony trzydzieści lat temu
amerykański zespół z Arizony to pionierzy stylu darkwave i mistrzowie klimatu.
Jednym z ich najbardziej znanych fanów jest Trent Reznor. Eteryczne, pięknie
współbrzmiące wokale Tary Vanflower i Mike'a VanPorfleeta i elektroniczne,
klawiszowe pejzaże kreują tajemniczą atmosferę pełną pogłosów, zapętleń,
dźwięków rodem z zaświatów i przeszywających szeptów, szmerów i szumów. Nie
brakuje tu także shoegaze'owych partii gitar, post-rockowego narastania
napięcia, tanecznych post-punkowych rytmów i snujących się sennie rozmarzonych
melodii.
Na swojej jedenastej studyjnej
płycie artyści prezentują ujmujące mroczną, tajemniczą aurą i zalewające
słuchacza chłodem kompozycje, obok których nie da się przejść obojętnie. Najlepiej
sprawdzają się późno w nocy. Otwierają dawno zapomniane ścieżki, przywołują
głęboko skrywane wspomnienia, wlewają w serce nadzieję i oczarowują naturalnym
pięknem.
Posłuchaj: Lycia - In Flickers
Posłuchaj: Lycia - In Flickers
Czytaj więcej:
Zaginione płyty 2018 styczeń - marzec: https://bit.ly/2CC8pEe
Zaginione płyty 2018 kwiecień - czerwiec: https://bit.ly/2TeKqjU
Zaginione płyty 2018 lipiec - wrzesień: https://bit.ly/2GKhgIi
Zaginione płyty 2018 październik – grudzień: https://bit.ly/2TcZizq