Nuży Cię radiowa komercyjna papka? Znalazłeś sobie odskocznię w postaci różnych odmian rocka, ambitnego popu, elektroniki, a może nawet jazzu, ale nie ekscytuje Cię już tak bardzo szeroko pojęta alternatywa? Chcesz odpocząć od zgiełku? Poszukujesz nowych muzycznych wrażeń? Jeśli odpowiedziałeś twierdząco chociaż na część z tych pytań, masz otwarty umysł, szukając nowych dźwięków nie zamykasz się w ramach jednego gatunku, to prawdopodobnie idealnym miejscem dla Ciebie będzie festiwal Dni Muzyki Nowej, którego dziewiąta edycja trwa od środy w gdańskim Klubie Żak.
Pierwotnie wydarzenie miało odbyć się
w dniach 16-20 stycznia 2019. Gdy jednak dwa tygodnie temu świat obiegły
tragiczne wieści o śmierci prezydenta Gdańska, organizacja festiwalu stanęła
pod znakiem zapytania. Dzięki wyrozumiałości artystów i ogromnemu zaangażowaniu
ekipy Klubu Żak, udało się ustalić nowy termin, na przełomie stycznia i lutego.
W ubiegłym roku miałam przyjemność wziąć
udział w finałowym koncercie festiwalu i doświadczyć występu Bastardy i Zeitkratzer. Zachwycona organizacją i nietuzinkowością muzycznych
wyborów tym razem postanowiłam zaopatrzyć się w pięciodniowy karnet.
Przesunięcie terminu i wcześniejsze zobowiązania jednak spowodowały, że mogłam
wybrać się na trzy z pięciu festiwalowych dni. Opowiem wam pokrótce, co działo
się każdego z nich. Przed nami odsłona pierwsza 😊
Część 1 – Jorgos Skolias & Piotr Rachoń / Pękala Kordylasińska Pękala (30.01.2019)
Festiwal rozpoczęła uroczyście
dyrektor Klubu Żak. Magdalena Renk-Grabowska, która łamiącym się głosem
podziękowała publiczności za wyrozumiałość oraz przybycie w nowym terminie i
pokrótce przedstawiła program festiwalu, zapraszając jednocześnie na odbywająca
się w przyszłym tygodniu zimową edycję festiwalu Jazz Jantar, podczas którego
odbędzie się jeden z pierwotnie zaplanowanych na piątek 18.01 występów.
Środa nie jest najlepszym dniem na
organizację koncertów, czego dowodem była stosunkowo niska frekwencja,
szczególnie podczas pierwszego występu. Nie przeszkodziło to jednak zupełnie w
całkowitym zasłuchaniu się w dźwiękach płynących ze sceny. Koncert Jorgosa Skoliasa i Piotra Rachonia był
dla mnie gigantycznym zaskoczeniem. Odsłuchując nagrania w internecie, by
przygotować się do niego nie spodziewałam się fajerwerków. Jak to jednak zwykle
bywa, odbiór na żywo, w dogodnych warunkach akustycznych i klimatycznej sali
sprawia, że dźwięki często nabierają wyjątkowości.
Pianista-eksperymentator i
zasłużony wokalista bluesowy, inspirujący się także muzyką etniczną i jazzem w
ubiegłym roku wydali wspólny album „Free”, który okazał się punktem wyjścia do
jeszcze większej twórczej wolności i koncertowych improwizacji. Jak przed
rozpoczęciem występu podkreślił Skolias, każde ze spotkań muzyków na scenie
jest inne i sami jeszcze nie wiedzą, w którą stronę tym razem zaprowadzi ich
muzyczna wyobraźnia. Zadedykowali swój czterdziestominutowy koncert pamięci
Pawła Adamowicza, po czym rozpoczęli dźwiękową podróż w świat nieoczywistych fortepianowych
odjazdów i psychodelicznych, przyprawiających o zawrót głowy wokaliz.
Piotr Rachoń dwoił się i troił, wydobywając ze swojego instrumentu
zwariowane, pełne pasji melodie, gdzieniegdzie przełamując melancholię iście
rockową energią i wzbogacając orientalizmami, które uzyskiwał np. Umieszczając na
strunach fortepianu metalowy łańcuszek. Uroku jego grze dodawało rytmiczne
uderzanie stopami o podłogę i kołysanie się w rytm dźwięków bez opamiętania.
Rozumiał się bez słów z wokalistą, który bardzo sprawnie reagował na jego pomysły
na aranżacje, dośpiewując wokalizy zawieszone gdzieś pomiędzy bluesem, jazzową
improwizacją, a wydawaniem z siebie odgłosów – jęków, krzyków i szeptów. Sprawnie modulował głosem. W szczególności
ciekawie wypadły partie śpiewane niższym wokalem. Mimo powagi wydarzenia, na
scenie nie brakowało humorystycznych akcentów. Publiczność rozbawiła wstawka w
języku polskim z prośbą o wyregulowanie odsłuchu oraz informacja o zbliżającym
się zakończeniu występu.
Po półgodzinnej przerwie niezbędnej
do przearanżowania wyglądu sceny i ustawienia marimby, wibrafonu,
perkusjonaliów i instrumentów elektroakustycznych rozpoczął się występ
małżeństwa Pękala. Miłosz i Magda, znani także z Kwadrofonik oraz Hob-Beats
Percussion Group, którzy odwiedzili Dni Muzyki Nowej już po raz trzeci,
zaprezentowali materiał z ubiegłorocznego albumu „Modular”, pełnego perkusyjnych improwizacji skontrastowanych
ambientowymi pejzażami, snującymi się sennie, kołyszącymi i kojącymi melodiami
oraz szczyptą eksperymentalności w postaci elektronicznych, drone’owych
przesterów.
W spokojnej, wyważonej i relaksującej
koncepcji ich muzyki dało się odczuć ogrom emocji i miłości, która towarzyszyła
komponowaniu nagrań. Artyści zadedykowali swoje najnowsze dzieło dzieciom i
stworzyli ujmujące lekkością, niezwykle ciepłe zestawienie, przenoszące
słuchacza do świata wyobraźni, marzeń i snów. W koncertowej setliście znalazły się
zarówno nowe aranżacje kompozycji Witolda Lutosławskiego, jak również utwory autorskie Miłosza Pękali.
Występowi towarzyszyły geometryczne
wizualizacje, podkreślające charakter kompozycji. Zarówno Miłoszowi jak i jego
żonie grało się tego wieczoru świetnie, czego wyrazem były nieznikające z ich
twarzy uśmiechy. Nic w tym dziwnego - atmosfera w klubie jest, jak podkreśliła
sama Magdalena Pękala, niezwykła, dzięki czemu każdy występujący przed żakową
publicznością artysta odczuwa dodatkową energię i radość z dzielenia się
twórczością ze słuchaczami.
Oba koncerty były bardzo udane i
okazały się świetnym otwarciem dziewiątej edycji festiwalu. Jak wypadną kolejne
dni dowiecie się już niebawem.