piątek, 1 lutego 2019

9 Dni Muzyki Nowej - Gdańsk, Klub Żak, 30.01 - 3.02 – część 2

Drugi dzień dziewiątych Dni Muzyki Nowej upłynął pod znakiem polsko-włoskiej rywalizacji i muzycznego starcia światła i mroku. Na scenie gdańskiego klubu wystąpił Sebastian Zawadzki & NeoQuartet oraz zespół Luton.

Część 2 – Sebastian Zawadzki & NeoQuartet/ LUTON


Sebastian Zawadzki & NeoQuartet/ LUTON


Jako pierwszy festiwalowej publiczności zaprezentował się obiecujący pianista Sebastian Zawadzki w towarzystwie NeoQuartetu. Muzycy wykonali utwory z ubiegłorocznego „Songs About Time”, urzekając publiczność klasycznym brzmieniem fortepianu i kwartetu smyczkowego.

Zawadzki to muzyk z klasycznym wykształceniem, obecnie rezydujący w Kopenhadze, który poza urzeczywistnianiem własnych kompozytorskich wizji tworzy także tło do filmów. Natomiast członkowie towarzyszacego mu kwartetu znani są trójmiejskiej publiczności nie tylko jako absolwenci Akademii Muzycznej w Gdańsku, lecz także pasjonaci sztuki współczesnej i organizatorzy NeoArte – Spektrum Muzyki Nowej  - festiwalu kultywującego twórczość młodych kompozytorów, łączącego różne dziedziny artystyczne, takie jak muzyka, wizualizacje, elektronika i taniec.

Sebastian Zawadzki & NeoQuartet/ LUTON

Doskonała technika i wyważenie proporcji pomiędzy momentami wzruszającymi i nostalgicznymi zapewniły słuchaczom możliwość pełnego relaksu, wyciszenia i zasłuchania się w płynące ze sceny dźwięki. Delikatne światła i brak wizualizacji sprzyjały zamknięciu oczu i przywoływaniu w wyobraźni barwnych skandynawskich pejzaży. Godzinny koncert zakończył się owacją publiczności.

Po rozmarzeniu i medytacji nadszedł czas na odrobinę tajemniczości i mrocznej melancholii. Włoski duet Luton to kolejne fantastyczne odkrycie muzyczne Jarosława Kowala, dzięki któremu powstały zaledwie rok temu zespół zagrał swój pierwszy w historii występ przed publicznością właśnie na deskach gdańskiego Klubu Żak.

Luton tworzą grający na fortepianie i urządzeniach elektronicznych Roberto P. Siguera oraz improwizujący przy użyciu sprzętu komputerowego Attilio Novellino. Pod koniec kwietnia ubiegłego roku artyści, którzy spotkali się zaledwie kilka razy podzielili się z poszukiwaczami nowych brzmień albumem „Black Box Animal”, zaskakując nieoczywistymi, zapierającymi dech muzycznymi wizjami, które przepełnia tajemnica i niepokój. Co ciekawe, materiał nie był pisany w studiu, lecz podczas podróży – jego fragmenty powstawały między innymi w Sztokholmie, Manchesterze i Monachium, dzięki czemu każde z nagrań tworzy odrębną pasjonującą historię. Mimo to tworzą spójną całość, wymykającą się schematom. Tak też było podczas czwartkowego występu.
Sebastian Zawadzki & NeoQuartet/ LUTON

Tylne, bardzo subtelne oświetlenie sceny, z przewagą ognistej czerwieni i zimnego granatu potęgowało mroczny, mglisty i duszny klimat koncertu. Na sali panowała całkowita cisza i skupienie – słuchacze dali się ponieść atmosferze grozy i minimalistycznym brzmieniom łączącym muzykę klasyczną, filmową, eksperymentalną elektronikę oraz ambient. Chłonęli każdy dźwięk i obserwowali każdy ruch muzyków, nieco statecznych, ale bardzo wyrazistych w swoich poczynaniach. Siguera grał z pasją na fortepianie oraz bębnie, w międzyczasie wespół z Novellino uruchamiając ścieżki z zapisem partii skrzypiec, perkusji, cymbałów górskich oraz dźwięków cywilizacji – trzasków, zgrzytów, skrzypnięć, przesterów.

Jak wspominał w swojej recenzji „Black Box Animal” wspomniany wyżej kurator festiwalu i dziennikarz muzyczny portalu soundrive.pl, album Włochów zainspirowała książka Marka Fishera "Kapitalistyczny realizm: Czy nie ma alternatywy?", który przekonywał w niej, że źródłem braku szczęścia i rezygnacji znacznej części społeczeństwa są mechanizmy, jakimi kieruje się współczesny świat. Poczucia dekadencji, nostalgii za minionymi czasami, samotności i melancholii dało się doświadczyć w płynących ze sceny dźwiękach. Można wręcz było się w nich zatracić, poddając się zmiennym emocjom, otaczającemu mrokowi i wędrówce przez labirynt myśli.

Artyści zanim poznali się i postanowili podjąć współpracę, szlifowali swój muzyczny warsztat tworząc muzykę do teatru i tańca, co zaowocowało świeżością i nowatorskim podejściem kompozytorskim. Ich występ mimo oszczędnych środków wyrazu był niezwykle poruszający i porywający. Zanim jednak do niego doszło, zdarzył się nieprzyjemny incydent - podobnie jak w przypadku listopadowej wizyty w Gdańsku The Thing With Five Eyes zaginęły bagaże muzyków, w związku z czym koncert odbył się na częściowo pożyczonym sprzęcie. Z tego też powodu artyści przywieźli zaledwie pięć sztuk debiutanckiej płyty, którą mogli nabyć wszyscy ci, którzy przybyli na koncert zaznajomieni z twórczością duetu. Ich posiadacze mogli poczuć się jak prawdziwi szczęściarze.