Po krótkiej przerwie spowodowanej wyjazdem i brakiem dostępu do komputera nadszedł czas na ostatnią odsłonę relacji z dziewiątej edycji Dni Muzyki Nowej. Szczęśliwie okazało się, że zamiast pierwotnie planowanych trzech z pięciu festiwalowych dni, poza środą i czwartkiem udało mi się odwiedzić klub Żak również w piątek oraz w niedzielę. Opowiem Wam pokrótce o swoich wrażeniach z koncertów, które się wtedy odbyły.
Część 3 - GAS (1.02.2019)
Piątkowy wieczór upłynął pod
znakiem minimal techno o ambientowo-filmowym zabarwieniu i mrocznych wizualizacji
za sprawą wizyty w Gdańsku Wolfganga Voigta – niemieckiego producenta, który w
czasie swojej długoletniej kariery występował pod trzydziestoma różnymi
pseudonimami i nagrał sto sześćdziesiąt płyt. Jego imponujący dorobek zamyka
ubiegłoroczny „Rausch” wydany pod szyldem GAS – ambientowego projektu, w ramach
którego artysta rozpoczął działalność jeszcze w latach dziewięćdziesiątych.
Kto wątpił w słuszność
organizowania koncertów opierających się na prezentacji muzyki elektronicznej z
laptopa podłączonego do głośników i miał przyjemność pojawić się 1 lutego w
Żaku, mógł się przekonać, że w tej pozornie mijającej się z celem formie
przedstawiania muzyki na scenie kryje się głęboko skrywany potencjał. Mimo
braku żywych instrumentów i obecności na scenie tylko jednej osoby skrytej za
sprzętem komputerowym i samplerami, występ okazał się jednym z największych
pozytywnych zaskoczeń festiwalu.
Umieszczony z tyłu sceny wielki
ekran, na którym wyświetlały się mroczne wizualizacje przedstawiające najpierw
sąsiadująco umieszczone, drgające w rytm transowych melodii bliżej nieokreślone
kształty, a następnie przepiękne, klimatyczne obrazy lasu, w połączeniu z
powoli narastającymi, tajemniczymi i hipnotyzującymi dźwiękami wywoływały
dreszcze na plecach i przywoływały w wyobraźni sceny grozy rodem z horrorów. Pulsujące
brzmienia zalewały słuchaczy mrokiem, niepokojem i lękiem, niejednego
wprawiając w osłupienie. Sample klasyki Wagnera i żywych instrumentów łączyły
się z ambientowymi pejzażami i mrocznymi zgrzytami. W obrazach i dźwiękach stanowiących pomost pomiędzy naturą i technologią wyczuwalne były także inspiracje
baśniową literaturą braci Grimm, niemieckim romantyzmem oraz muzyką folkową.
Nie brakowało jednocześnie duchowości, psychodelii i transowości.
Początek weekendu sprawił, że
frekwencja na festiwalu znacznie się poprawiła – Sala Suwnicowa wypełniła się
po brzegi spragnionym wrażeń słuchaczami, którzy po nieco ponad godzinie
mocnych wrażeń opuszczali ją z uśmiechami na ustach. Usatysfakcjonowany był
także Voigt, który po zakończeniu swojej hipnotyzującej podróży kłaniał się
nisko publiczności oklaskującej go gromkimi brawami.
HUBBUB/ Martin Kohlstedt (3.02.2019)
Tegoroczna edycja Dni Muzyki Nowej przepełniona
była niespodziankami. Nie brakowało ich także w niedzielę. Finałowe koncerty
przyniosły słuchaczom dwa zaskoczenia w postaci zupełnie nieplanowanej formy
występu Hubbub oraz fenomenalnej scenicznej energii pianisty Martina
Kohlstedta.
Wszystko wskazuje na to, że nad
żakowymi koncertami od kilku miesięcy krąży lotniskowe fatum. Tym razem
zaginięcie instrumentów dotknęło francuski kwartet Hubbub, który zjawił się w Gdańsku
w okrojonym, dwuosobowym składzie. Przed festiwalową publicznością wystąpili saksofonista
tenorowy Bertrand Denzler i grający na gitarze elektrycznej Jean-Sébastien
Mariage, podczas gdy perkusista i pianista zespołu zostali w Paryżu, aby odnaleźć
pieczołowicie kompletowane przez dwie dekady perkusjonalia.
Zmuszony zaistniałą sytuacją duet
zaprezentował przedziwny, nieplanowany wcześniej występ eksperymentalny, skupiony
na połączeniu improwizacji na saksofonie i wtórujących im gitarowych zgrzytów,
trzasków i dźwięków wydobywanych z tego instrumentu przy pomocy smyczka i przetwornika.
Delikatne, ledwie słyszalne oddechy przeplatały się z narastającymi, wolno
snującymi się otwartymi formami, co prawda pozbawionymi melodii, lecz bardzo intrygującymi.
Dzięki dwudziestoletniemu doświadczeniu wspólnego grania muzycy świetnie
odnaleźli się w nowej sytuacji i wykorzystując okoliczności powrócili do korzeni,
gdy wspólnie improwizowali w takim właśnie składzie.
Finałowe koncerty Dni Muzyki Nowej
były też wyjątkowe ze względu na bardzo kameralny charakter. Z Sali Suwnicowej
zniknęła scena, a miejsca dla publiczności zostały ustawione schodkowo, niczym
w amfiteatrze. Taki układ umożliwił artystom wręcz bezpośredni kontakt z
publicznością, co fantastycznie wykorzystał przede wszystkim niemiecki
improwizujący pianista Martin Kohlstedt, dla którego koncert w Gdańsku był pierwszą
wizytą w Polsce.
Przesympatyczny muzyk już od
pierwszych minut występu ujął zgromadzoną publiczność swoją skromnością i
bezpośredniością. Z młodzieńczą pasją i wrażliwością opowiadał o tym, że każdy
jego występ jest inny, że sam do końca nie jest w stanie przewidzieć, co zagra
i że bardzo chciałby, aby jego pierwszy koncert w Polsce był naprawdę
niezapomniany. Wywołało to na twarzach słuchaczy szczere uśmiechy i przyczyniło
się do stworzenia niezwykłej atmosfery na finał festiwalu. Był to jeden z
niewielu koncertów, który zakończył się bisem. Przejdźmy jednak jeszcze do
samej muzyki.
Martin Kohlstedt to pianista
wyjątkowy, nietuzinkowy i niezwykle oryginalny. Jego łatwość improwizowania,
lekkość gry i umiejętność łączenia przebojowości z eksperymentalnością budzi podziw.
Do perfekcji opanował fortepian, pianino elektryczne, organy i elektroniczne
efekty, w niesamowity sposób znajdując wspólne mianowniki pomiędzy
melodyjnością popu, energią rocka, wyrafinowaniem jazzu i tradycją muzyki
klasycznej. Jego rozbrajający uśmiech i całkowite oddanie grze sprawiły, że był
to moim zdaniem najbardziej intensywny występ festiwalu. Ze swojego fortepianu
oraz instrumentów elektronicznych wydobywał porywające melodie, tnąc na kawałki
swoje kompozycje i sklejając je w nowe układanki, udowadniając, że jest jednym
z najbardziej obiecujących pianistów młodego pokolenia. Jego występ kipiał od
pomysłów, które rodziły się na scenie na bieżąco, wprawiając w zachwyt
słuchaczy. Po koncercie sympatyczny artysta chętnie rozmawiał z fanami i
podpisywał płyty.
Dni Muzyki Nowej to jeden z najoryginalniejszych
polskich festiwali, nie uznających stylistycznych granic. Jedynym kryterium
doboru wykonawców jest ich oryginalność. Minimalizm, neoklasyka, muzyka
eksperymentalna, elektronika, jazz, muzyka filmowa, folk, elementy rocka,
metalu, czy popu – w twórczości wykonawców występujących podczas imprezy można
znaleźć inspiracje każdym z nich. Jak piszą organizatorzy w oficjalnym katalogu
wydarzenia w jednym miejscu można usłyszeć muzykę, której naturalnym
środowiskiem prezentacji są zarówno sale koncertowe i filharmonie jak i offowe
kluby czy alternatywne festiwale. Żałuję,
że nie udało się rozdwoić w sobotę i posłuchać w Żaku Resiny, autorki
doskonałego albumu „Traces” oraz japońskiej eksperymentatorki Hatis Noit. Jeśli
ktoś z Was drodzy czytelnicy był na tym koncercie, chętnie poznam Wasze
wrażenia. A gdzie wybrałam się 2 lutego dowiecie się już niebawem 😊.