Recenzując „Hugsję” Ivara Bjornsona i Einara Selvika w najśmielszych
snach nie przypuszczałam, że uda mi się kiedykolwiek posłuchać nagrań z tego
pięknego albumu na żywo. Tymczasem jesienią 2018 roku Europę obiegła radosna
wieść o krótkiej zimowej, sześciokoncertowej trasie muzyków obejmującej także
Kraków. Muzycy znani z Enslaved i Wardruny, wystąpili w minioną sobotę w klubie
Studio i zachwycili zgromadzoną publiczność połączeniem tradycji z
nowoczesnością.
Był to występ niezwykły,
zapierający dech w piersiach i wywołujący niemałe wzruszenie. Zgromadzeni przy
scenie fani, którzy zebrali się przy wejściu do klubu już na ponad dwie godziny
przed otwarciem bram, mogli poczuć się w pełni usatysfakcjonowani warunkami
wizualnymi i akustycznymi klubu. Płynące ze sceny dźwięki brzmiały niesamowicie
czysto i selektywnie, sprawiając, że odczuwanie ich w koncertowej formie stało
się doznaniem niemal mistycznym.
Występowi towarzyszyło subtelne
oświetlenie sceny, co wspaniale podkreślało kameralny charakter prezentowanej muzyki.
Artyści wykonali przekrojowy materiał obejmujący nagrania zarówno z najnowszej
„Hugsji”, jak i wydanej przed trzema laty „Skuggsji”, z okazji dwusetnej
rocznicy Konstytucji Norweskiej, a także kompozycje z repertuaru Enslaved („Return To Yggdrasil” zaśpiewany
po norwesku) oraz Wardruny
(chwytający za serce „Fehu”, nieśmiertelny „Helvegen” i wykonana w duecie na
bis „Voluspá” znana z
serialu Wikingowie).
Kvitrafn jak zawsze czarował nie tylko swoim głębokim, pełnym pasji i
emocji głosem, lecz także grą na lirze norweskiej, kozim rogu, tagelharpie oraz
historycznych instrumentach perkusyjnych. Wtórował mu Bjornson, wspierając w
chórkach i prezentując porywające gitarowe partie. Towarzyszyli im na scenie
skrzypaczka, klawiszowiec i śpiewający perkusista. Kwintet stworzył zgrany
skład, który dał z siebie wszystko. Einar śpiewał i grał jak natchniony,
przywołując ducha legendarnych opowieści i tradycji osadników z norweskiego
wybrzeża w okolicach Bergen. Słuchając jego interpretacji nie sposób było nie
wyobrażać sobie podróży przez norweskie wybrzeże. Lekkość folkowych melodii
kontrastowała z mrokiem doom metalowych gitar, dynamiką bębnów i klawiszowymi
pejzażami.
Kilka godzin przed koncertem na
Uniwersytecie Jagiellońskim odbyło się zamknięte dla widzów z zewnątrz
spotkanie studentów z Einarem i Ivarem, podczas którego uczestnicy mogli
dowiedzieć się więcej o norweskiej historii, tradycji i inspiracjach, którymi
kierują się muzycy przy tworzeniu dźwięków zarówno w ramach wspólnego projektu
jak i komponowaniu materiału macierzystych zespołów. Namiastki tego wykładu
mogli doświadczyć później wszyscy fani uczestniczący w koncercie.
Einar Selvik posiada niezwykłą zdolność opowiadania i skupiania
uwagi słuchaczy. Pomiędzy prezentowanymi utworami skrupulatnie przybliżał początki
projektu, znaczenie niektórych kompozycji oraz podkreślał wagę skandynawskiej
tradycji. Mówił między innymi o nieustającej migracji ludzkości puentując, że
proces ten toczy się od momentu pojawienia się człowieka na ziemi i jest
zupełnie naturalny, więc nie należy się go bać, o ludzkich uczuciach
zapowiadając „Skuggsję”, tj. „lustro”, o poczuciu straty kogoś bliskiego, o
tęsknocie, a także o znaczeniu śmierci i wierzeniach z nią związanych
przywołując przykład podróży na Świętą Górę. Dzielnie wspierał go Bjornson,
który zapowiadając „Nordvegen” żartował, że Oslo nie należy do obszaru
rdzennych ziem norweskich, a obecnych na koncertowej sali przedstawicieli
norweskiej ambasady poprosił o chwilowe zaprzestanie słuchania.
Muzycy w trakcie występu szczerze przyznawali,
że jest to dla nich wyjątkowy wieczór, okazując wdzięczność fanom za wsparcie i
gorące owacje, które z utworu na utwór stawały się coraz bardziej
entuzjastyczne. Klub Studio był tego wypełniony po brzegi, co tylko spotęgowało
doskonałą atmosferę. Uśmiech nie schodził z twarzy artystów, którzy wzruszeni
długo kłaniali się fanom po zakończeniu koncertu.
Po emocjach muzycznych nadarzyła
się okazja, by zakupić pamiątkowe koszulki, płyty i plakaty, a nawet tradycyjne
instrumenty, których wystawę można było podziwiać przy wejściu do Studia. Najwytrwalsi
fani, którzy cierpliwie wyczekali pod klubem prawie półtorej godziny zostali
nagrodzeni bardzo hojnie. Szykujący się do podróży do Pragi muzycy wyszli
przywitać się z nimi, zamienić kilka słów, zrobić wspólne zdjęcia i podpisać
płyty. Było to idealne dopełnienie przepięknego spotkania z artystami i ich oryginalną
twórczością.