Bliska jest Ci twórczość Opeth, Tool, Katatonii, Muse i A Perfect Circle? Lubisz mięsiste brzmienie basu, progresywne pejzaże, gitarowe solówki i porywające melodie? Jeśli Twoja odpowiedź jest twierdząca, bardzo możliwe, że przypadnie Ci do gustu “Lotus” – czwarty album szwedzkiej grupy Soen.
Obecny od 2010 roku na prog metalowej scenie kwintet w ciągu
blisko dekady działalności zaskarbił sobie sympatię poszukiwaczy nowych
dźwięków oraz fanów zarówno cięższych brzmień jak i rockowych ballad z niemałą
dozą przebojowości, przyprawionych odrobiną melancholii i skandynawskiej
wrażliwości. Nie inaczej brzmi najnowszy album.
Soen tworzą muzycy, którzy rozpoczynali swoją karierę w
składach grających ekstremalne odmiany metalu, co jest wyraźnie słyszalne w
nowych nagraniach. W dziewięciu albumowych kompozycjach perkusyjne blasty i
galopady współbrzmią z mocą basu i energetycznymi gitarowymi riffami. Kontrastują
zaś z hipnotyzującymi melodiami klawiszy, przystępną elektroniką i popową
lekkością. Głównym kompozytorem zespołu jest były perkusista Opeth, Martin
Lopez, którego wspierają obdarzony ciekawą barwą głosu Joel Ekelöf, basista Stefan Stenberg,
klawiszowiec Lars Åhlund oraz kanadyjski gitarzysta Cody Ford.
„Lotus” to najbardziej spójne wydawnictwo zespołu, także w
warstwie tekstowej. O czym opowiada? Motywem przewodnim zdaje się być tytułowy
kwiat lotosu – tajemniczy, zagadkowy, zjawiskowo piękny, mieniący się różnorodnością
barw. W wielu kulturach jest on uważany za symbol wolności i niezależności i
właśnie taka interpretacja okazuje się kluczową dla liryki płyty. W tekstach
utworów przewijają się zagadnienia dotyczące walki o wolność, silnej potrzeby
autonomii i bycia sobą oraz skutków tych działań.
Album rozpoczyna dynamiczny, buntowniczy „Opponent” z
perkusyjną galopadą i melodyjnym wokalem Ekelöfa.
Świetnie dopełniają go gitarowe riffy. Płynnie przechodzi w bujający, nieco
taneczny „Lascivious”, w którym bas przywołuje na myśl dokonania
Muse, a górne rejestry wokalu momentami budzą skojarzenia z barwą głosu i
sposobem śpiewania Serja Tankiana. Druga część utworu czaruje natomiast
pejzażową melodyką w stylu Riverside. Kompozycja szybko wpada w ucho głównie
dzięki potężnemu refrenowi.
Przebojowy jest także singlowy „Martyrs” z wręcz popowymi
przejściami i zapadającymi w pamięci chórkami. Progresywnie jest natomiast w
nagraniu tytułowym, skupiającym uwagę słuchacza floydowskimi partiami gitar i
nostalgiczną lekkością.
„Covenant” wyróżnia się elektronicznym początkiem i mocnymi
partiami gitar. Niejednoznaczny jest natomiast „Penance”, początkowo jakby nie
do końca wyważony, później zaś intrygujący partią instrumentów smyczkowych,
elektronicznymi pogłosami i metalową końcówką.
„River” ujmuje balladowością i "wilsonowską" solówką. Bardzo
„opethowy” jest zaś porażający mocą „Rival”. Album wieńczy tajemniczy ośmiominutowy „Lunacy”.
„Lotus” to płyta, która może zjednoczyć fanów cięższych
brzmień i progresywnych pejzaży. Melodyjny album zapada w pamięć już po
pierwszym odsłuchu, z każdym kolejnym odsłaniając kolejne warstwy. Zespół
zadbał o precyzyjną realizację utworów, dopracowując detale brzmieniowe i
eksponując różnego rodzaju dźwiękowe smaczki. Mimo, że niektóre fragmenty płyty
zawierają trochę zbyt oczywiste inspiracje brzmieniem innych zespołów, albumu
słucha się z niemałą przyjemnością, bezwiednie nucąc poszczególne kompozycje.
Nie od dziś przecież wiadomo, że lubimy w większości to, co już znamy.
7/10
Posłuchaj fragmentu: Soen - Rival
Jeśli chcesz, zajrzyj jakie płyty ukażą się w najbliższych miesiącach.