Pierwsza od ponad dekady współpraca Tima Bownessa i Stevena Wilsona za kilka dni ujrzy światło dzienne. Chodzi o No Man? Nie, mam na myśli piąty solowy album wokalisty projektu, który jest początkiem nowego muzycznego rozdziału w jego karierze. Zaintrygowani?
To pierwsza od 2001 roku i wydania
"Returning Jesus" płyta, na której artysta zrywa z pomysłem koncept -
albumu. "Flowers At The Scene" to jedenaście krótkich, osobnych
historii, z których najdłuższa trwa około pięć minut, tworzących spójną
muzyczną całość, obfitującą w nietypowe rozwiązania brzmieniowe. Autor tekstów
i multiinstrumentalista śpiewa i gra w nich nie tylko na gitarze, lecz także na
ukulele i trąbce.
Stworzenie tak bogatego
aranżacyjnie albumu nie byłoby jednak możliwe bez udziału znakomitych gości i
współpracowników. Ich lista jest imponująca. W nagraniach udział wzięli: wokaliści:
Peter Hammill (Van der Graff
Generator), Andy Partridge (XTC),
Kevin Godley (10cc), basista Porcupine Tree i O.R.k. Colin Edwin, wspierający go w sekcji rytmicznej David K
Jones, Jim Matheos z Fates Warning,
David Longdon z Big Big Train, Brian
Hulse grający na gitarze, perkusiści Tom Atherton, Charles Grimsdale i Dylan
Howe, australijski trębacz Ian Dixon, skrzypaczka Fran Broady oraz
odpowiedzialny za aranżacje instrumentów smyczkowych Alistair The Curator
Murphy. Całość zmiksował Steven Wilson,
a produkcją wraz z Bownessem zajął się wspomniany już Brian Hulse. W masteringu
muzykom pomógł także Steve Kitch z Pineapple
Thief, a całość dopełniła oprawa graficzna autorstwa Jarroda Goslinga.
Rozpoczynająca wydawnictwo "I
Go Deeper" przykuwa uwagę słuchacza zapadającym w pamięć
gitarowo-perkusyjnym wstępem, klawiszowym pejzażem i delikatnym przejściem w
refrenie. Jak mówi Tim Bowness było to jedno z ostatnich nagrań, jakie stworzył
na płytę. Kontynuuje wypowiedź
następująco: "Napisałem go minionego lata wspólnie z włoskim muzykiem Stefano
Panunzi do filmu. Oryginalna wersja utrzymana była w duchu nagrań No-Man i Porcupine Tree, ale postanowiłem ją przearanżować i zupełnie
zmieniłem instrumentarium. Sekcję rytmiczną nagrali Colin Edwin i Tom Atherton,
a Brian Hulse wzbogacił kompozycję przepiękną gitarową solówką.” To bardzo
dobre wprowadzenie w nastrój płyty, balansujący na granicy balladowej
melancholii i popowej lekkości, doprawiony odrobiną przebojowości i mroku.
"The Train That Pulled
Away" czaruje pełną nadziei, pogodną melodią instrumentów smyczkowych i
marszowym rytmem perkusji, by zaskoczyć w drugiej części psychodeliczną partią
klawiszy. "Rainmark" natomiast ujmuje bajkowym brzmienie instrumentów
dętych toczących dialog z gitarami przywodzącymi momentami na myśl twórczość U2. Czwarty "Not Married
Anymore" to przykład klasycznej wrażliwości Bownessa. Delikatna
elektronika i snujące się sennie gitary wprowadzają w nostalgiczny nastrój i
świetnie sprawdzają się jako towarzysze wieczornego relaksu. Tytułowe nagranie
zwraca zaś uwagę jazzowym, basowo-fortepianowym początkiem, z minuty na minutę
zyskując nieco więcej przebojowości.
Mroczny, tajemniczy "It's The
World" z udziałem Petera Hamiilla i Stevena Wilsona to moim zdaniem
najciekawszy fragment płyty. Szkoda, że trwa zaledwie trzy minuty. Muzyczną
podróż kontynuuje elektroniczny "Borderline". "Ghostlike"
początkowo przywodzi na myśl Depeche
Mode, w dalszej części intrygując połamanym rytmem. Kontrastuje z nim
ulotny i delikatny "The War On Me", mogący z powodzeniem pełnić role kołysanki.
Kolejną przeciwwagę słuchacz otrzymuje zaś w nieco coldplay'owym "Killing
To Survive". Czterdziestodwuminutowy album wieńczy fortepianowa kołysanka
"What Lies Here" z uroczymi chórkami Kevina Godleya i gitarowymi
smaczkami Andy'ego Partridge'a.
Jak mówi Tim, "Flowers At The
Scene" początkowo miał być nieco dłuższy i w ostatecznej wersji zabrakło
dwóch utworów - progresywnej kompozycji w duchu poprzednich płyt artysty, w
tworzeniu której wziął udział między innymi wybitny klawiszowiec Adam Holzman oraz najbardziej popowej
piosenki od czasów "Only Baby" z repertuaru No Man. Dlaczego? Artysta tłumaczy to następująco: „Gdy tworzę
płytę zawsze nagrywam to, co chcę, starając się spojrzeć na projekt
obiektywnie. Chciałem, by album trwał od 38 do 45 minut, ponieważ uważam, że
długość wydawnictwa ma wpływ na intensywność odczuwania muzyki, a przede
wszystkim dlatego, że odpowiednia długość sprzyja wysłuchaniu całości. Osobiście
wolę odczuwać niedosyt i chęć ponownego odsłuchu niż zmęczenie i znudzenie." Na szczęście obie kompozycje mają się
ukazać jeszcze w tym roku na dodatkowej, siedmiocalowej, winylowej EPce.
Na koniec jeszcze jedna dobra
wiadomość. Nie bez przyczyny kilkukrotnie w tym tekście wspominałam o No Man. Zapowiadając piąte solowe
dzieło Tim w swoim pamiętniku na stronie internetowej powiadomił o trwających
już pracach nad nowym wydawnictwem duetu - ma się ukazać pod koniec 2019 roku.
Podobno wspólne sesje ze Stevenem
Wilsonem były dla obu artystów bardzo owocne. Czekacie?
7,5/10
Posłuchaj fragmentu: Tim Bowness - I Go Deeper
Jeśli chcesz, zajrzyj też do koncertowego kalendarza :)