Dwadzieścia lat wspólnie spędzonego czasu, obfitującego w radości i smutki, sukcesy i rozterki, rozstania i nowe początki to bardzo długi okres, podczas którego potrzeby ludzkie, również te artystyczne ulegają zmianom. Nic dziwnego, że po upływie dwóch dekad chce się zamknąć pewien życiowy etap i rozpocząć nowy rozdział. Decyzję o zakończeniu działalności po niemal dwudziestu latach wspólnych występów na scenie i wydaniu sześciu albumów podjął zespół Pustki, który postanowił pożegnać się z fanami trasą koncertową.
Jeden z najważniejszych zespołów
polskiej sceny alternatywnej, który dla wychowanych na audycjach radiowej
Trójki był jednym z towarzyszy nie zawsze łatwej codzienności zapisał się w
pamięci słuchaczy trafnymi obserwacjami na temat rozterek współczesnego
człowieka i przewrotności życia oraz interpretacji wierszy polskich poetów, podanych
w przystępnej, popowo-rockowej formie.
Zespół został założony w 1999 roku w
Ostrówku pod Warszawą przez Radka Łukasiewicza, śpiewającego gitarzystę i
autora tekstów, perkusistę Grzegorza Śluza oraz basistę Jana Piętkę. Przez lata
skład Pustek ulegał zmianom. W 2004 roku do muzyków dołączyła wokalistka
Barbara Wrońska, dzięki czemu twórczość artystów zyskała jeszcze większą
rozpoznawalność, ze względu na charakterystyczne damsko-męskie dialogi wokalne.
Po upływie dwudziestu lat członkowie
Pustek są już w zupełnie innym miejscu i "Pożegnalna Trasa" jest tego
dowodem. Dzięki działalności w innych projektach - także filmowych i teatralnych
poszerzyły się ich muzyczne horyzonty i pojawiła się chęć do improwizacji i
eksperymentów z nowym brzmieniem. Nie pozbawiło to jednak ich muzyki ogromnego
ładunku emocji.
Niemal dwugodzinny koncert
wypełniły single ze wszystkich sześciu wydawnictw, ale całkowicie przearanżowane,
dzięki czemu zaczęły żyć nowym życiem. Rozpoczynająca występ "Słabość
Chwilowa" w stonowanej, nostalgicznej, opartej głównie na brzmieniu
klawiszy i perkusji w początkowych taktach była wręcz nie do rozpoznania. Każda
z wykonanych w gdańskim Żaku kompozycji zawierała jakiś zaskakujący element -
czy to ciekawą improwizowaną solówkę, czy też zmianę nastroju.
Koncert został oparty na
kontrastach - lekkie i przyjemne gitarowo-klawiszowe melodie przeplatały się z
psychodelicznymi odjazdami, tanecznością i jazzowym wyrafinowaniem. Mrok
mieszał się z lekkością, a radość ze smutkiem. Szczególnie wyróżnił się klawiszowiec i saksofonista
Marcin Staniszewski, który jest z muzykami od premiery albumu "Safari".
Jego zaangażowanie było godne podziwu. Nie oszczędzali się także pozostali
członkowie zespołu - Śluz dzielnie dbał o nadawanie podstawy utworom, Łukasiewicz
płynnie i pracowicie zmieniał gitary, a Wrońska współpracowała z kolegami, wspierając ich
grą na klawiszach, grzechotkach i bębnie.
Dźwiękom towarzyszyły słodko-gorzkie
teksty, które zaśpiewane przez Łukasiewicza i Wrońską w trochę innej tonacji
nabrały jeszcze bardziej wyrazistego przekazu. Wokalnie sprawnie wspierała ich
zgromadzona w Żaku publiczność, która wypełniła Salę Suwnicową prawie po
brzegi. Nawet długo niesłuchane utwory w mig otwierały w pamięci szufladki,
dzięki czemu wyśpiewywane przez artystów słowa same cisnęły się na usta
zgromadzonych. Wyjątkowym momentem koncertu było wykonanie na bis zupełnie
spontanicznie "Tchu Mi Brak" w akustycznej wersji przez wokalny duet oczywiście
z czynnym udziałem publiczności.
Mimo wyraźnie wyczuwalnej melancholii
wynikającej z pożegnania z fanami, muzyków nie opuszczało poczucie humoru.
Zabawne anegdoty, między innymi o kondycji współczesnej popkultury i sceny
alternatywnej, inspiracjach dla poszczególnych utworów, wspominki z życia
zespołu oraz żarty sceniczne muzyków wprowadziły bardzo swobodną atmosferę i charakterystyczną
chemię, którą dało się wyczuć już od pierwszych minut koncertu. Artyści
podkreślili swój ogromny dystans do własnych działań, jednocześnie wyrażając
szczery podziw i szacunek dla publiczności za czynne wsparcie okazywane muzykom
nie tylko podczas występu, lecz przede wszystkim przez dwadzieścia lat działalności
na scenie. Po zakończeniu koncertu długo kłaniali się fanom, a kilkanaście
minut później chętnie rozmawiali ze wszystkimi chętnymi, podpisywali płyty i
pozowali do zdjęć. Uściskom i uśmiechom nie było końca.
Niewiele jest zespołów na polskiej
scenie alternatywnej, które mogą poszczycić się dwudziestoletnią karierą,
obfitującą w same dobre wydawnictwa. Pustkom ta sztuka się udała. Oby nowa
artystyczna droga była dla każdego z muzyków kwartetu równie owocna.