Eteryczne głosy, fortepianowo - smyczkowe melodie, świeżość i niezwykła wrażliwość – tak pokrótce można opisać wytęskniony debiutancki album krakowskiego, żeńskiego kwartetu Lor, na który od kilku lat czekali poszukiwacze nowych brzmień oraz uczestnicy festiwali niezależnych, takich jak Enea Spring Break, czy Soundrive Festival. Czy materiał sprostał oczekiwaniom? Co znajdziemy na płycie?
Kto raz zetknął się z twórczością młodych artystek, ten z
pewnością o niej nie zapomni. Zespół tworzą cztery nastolatki, których
zainteresowania wymykają się współczesnym trendom. Pianistka i kompozytorka
Julia Skiba, autorka tekstów Paulina Sumera, wokalistka Jagoda Kudlińska i
skrzypaczka Julia Błachuta grają razem od 2015 roku, tj. od czasów, gdy były w
trzeciej klasie gimnazjum i zamiast wydawać środki na przyjemności skrupulatnie
gromadziły je na zakup instrumentów i własny rozwój.
Po wydaniu obiecującej EPki "Welcome, Welcome, I'm
a Worm" dziewczyny
długo kazały czekać na swój debiut, ale w zamian za to dopracowały go w
najdrobniejszych szczegółach, zawierając w nagraniach jeszcze więcej emocji.
"Lowlight" to aż piętnaście utworów i niemal godzina muzyki -
dźwięków pięknych, poruszających, oryginalnych i nieoczywistych.
Pierwsze zespołowe dzieło powstało pod wpływem
obrazu "Ogród Szczęśliwych Zmarłych" Friedricha Hundertwassera -
Paulina i Julia stworzyły pierwszą piosenkę - "The Garden of
Happy Dead People". Na płycie go nie znajdziemy, ale usłyszeć na niej
można singlowe nagrania na czele z
„Matches” i „Windmill” oraz zawartość wspomnianej powyżej EPki. Nie jest to
jednak zwyczajny zbiór nagrań, a spójna muzyczna opowieść.
Jak podano w zespołowej biografii nazwa Lor pochodzi od słowa
folklor, podkreślającego kierunek muzyczny, w którym podążają młode artystki.
Podkreślają, że inspiracją dla ich działań jest twórczość wykonawców takich jak Tom Rosenthal,
Sóley, Agnes Obel, czy Birdy. Podstawą kompozycji jest fortepian, skrzypce oraz
ujmujący wokal. Nie bez znaczenia pozostaje także warstwa liryczna. Co ciekawe,
dziewczyny przywróciły do łask oryginalną we współczesnych czasach funkcję nie
śpiewającej i nie grającej autorki tekstów, która powierzona została Paulinie
Sumnera.
„Lowlight” wypełniają dźwięki o ogromnym
ładunku emocjonalnym – szczere, bezpośrednie, zagrane z pasją i zaangażowaniem.
Mnóstwo w nich świeżości i naturalności.
Albumowe kompozycje są jak walka żywiołów – lekkość spotyka tu mrok, a urokliwe
melodie zabarwione są odrobiną nostalgii. Nie brakuje w nich przewrotności.
Podczas słuchania chociażby „Happy Birthday” emocje zmieniają się jak w
kalejdoskopie, tak, że pod koniec utworu, gdy rozbrzmiewa tradycyjny zwrot
składania życzeń właściwie nie wiadomo, czy należy się uśmiechnąć, czy zalać
łzami. Podobnie jest chociażby z „Christmas Morning”. Utwory jednocześnie
niepokoją, koją, skłaniają do refleksji i powodują drżenie serca. Są
odzwierciedleniem uczuć wrażliwych osób, którymi targają czasem skrajne emocje.
To płyta, której powinien posłuchać
każdy wrażliwy na piękno słuchacz, któremu nieobce są codzienne rozterki i
analizowanie w głowie różnych wersji wydarzeń. Płynie z niej ważny przekaz,
który każdy odbiorca może dowolnie zinterpretować, zgodnie ze swoimi odczuciami.
To bez wątpienia jeden z najbardziej emocjonalnych albumów 2019 roku, który
zapisze się w pamięci słuchaczy na dłużej niż jeden sezon. Warto poświęcić mu
trochę czasu.
8/10
Posłuchaj: Lor - Windmill