niedziela, 7 kwietnia 2019

Polonka, Perfect Son - Gdańsk, Klub Żak, 5.04.2019


"Podwójne" koncertowe premiery płyt to specjalność gdańskiego klubu Żak, od lat zapraszającego w swoje progi młodych obiecujących polskich artystów oraz nowe projekty tych już nieco bardziej znanych. Często są to połączenia nieoczywiste, zaskakujące, a przede wszystkim odbiegające od siebie stylistycznie. Tym razem organizatorzy postanowili zestawić ze sobą awangardowy folk o jazzowym zabarwieniu z ambitną elektroniką - w pierwszy piątek kwietnia na deskach klubu zaprezentowały się projekty Polonka i Perfect Son. Jak przyjęła je publiczność?


Tak nietypową kombinację może przyswoić tylko wrażliwy i otwarty na nowe brzmienia słuchacz, który nie boi się nowych wyzwań. Trio Polonka, które zadebiutowało w 2018 roku albumem "Poemat Konfesyjny" umknęło mojej uwadze przy podsumowaniu ciekawych ubiegłorocznych wydawnictw. Bardzo niesłusznie, gdyż chociażby pod kątem zestawienia instrumentalnego jest ono godne uwagi. Nie potrafię przywołać w pamięci innego składu wykorzystującego w swojej twórczości takie dźwięki, jak wydawane przez pozytyw organowy, klarnet kontrabasowy i niespotykane instrumenty perkusyjne - bębny, chociażby taki przypominający ogromny wałek do ciasta, dzwonki, grzechotki… 

Piotr Zabrodzki, Jan Emil Młynarski i Michał Górczyński zaprezentowali cały materiał z debiutanckiej płyty - egzotycznej, melodyjnej, momentami nostalgicznej, a chwilami radosnej, rozpoczynając występ lekką "Pogadanką", brnąc przez wypełniony improwizacjami "Wir", uduchowiony, liryczny "Kantyk", aż po budzący uśmiech "Radom". Wykonaniom towarzyszyły sympatyczne wypowiedzi Zabrodzkiego, dzięki czemu występ przebiegał w przyjemnej atmosferze. Każdy z muzyków miał swoje pięć minut, by pokazać pełnię technicznych możliwości, dodając ważną cegiełkę do zespołowego brzmienia. Z pewnością taka muzyka idealnie wpasowałaby się w stylistykę festiwalu Dni Muzyki Nowej. 

Po kilkunastominutowej przerwie potrzebnej na rearanżację przestrzeni Salę Suwnicową spowił mrok, subtelnie równoważony delikatnym światłem i migającymi jarzeniówkami umieszczonymi na scenicznych deskach. W takich okolicznościach wybrzmiał album "Cast" nowego projektu Tobiasza Bilińskiego, który w Żaku wystąpił w towarzystwie trójki zaprzyjaźnionych muzyków. Sopocianin znany wielbicielom alternatywy między innymi z takich wcieleń jak Kyst i Coldair tym razem postawił na mocny, dynamiczny przekaz. Selektywne partie perkusji, dopełnione brzmieniem gitary, klawiszowymi pasażami i zabawą z elektroniką złożyły się na energetyczną porcję nowoczesnej elektroniki, która zabrzmiała absolutnie światowo. 

Skromny, nieco nieśmiały chłopak, który zarówno przed jak i po występie przemykał niezauważenie pośród publiczności, na scenie udowodnił, że jego muzyka ma potencjał, by zdobyć serca festiwalowej publiczności i stać się rozpoznawalną na szerszą skalę. Przystępne, wpadające w ucho, a jednocześnie nieoczywiste dźwięki, momentami może przypominały dokonania zespołów z lat osiemdziesiątych i wzorujących się na nich wykonawców z kolejnych dekad, posiadały jednak w sobie pierwiastek oryginalności dzięki delikatnemu, pełnemu melancholii wokalowi Tobiasza i szczerości wykonania. 

Artysta cieszył się z entuzjastycznych reakcji publiczności i wyraził radość z faktu, że po długim czasie ma możliwość odwiedzić rodzinne strony. Zachęcony aplauzem słuchaczy po zakończeniu podstawowej części występu powrócił z przyjaciółmi na scenę, by raz jeszcze zaprezentować utwór "Lust", po wykonaniu którego muzyczne "spotkanie z dwoma albumami" ostatecznie dobiegło końca. Był to zdecydowanie wieczór pełen wrażeń. 

Jeśli chcesz, poczytaj też o płycie "Cast"