W przedświąteczny weekend Trójmiasto dopadła koncertowa "klęska urodzaju" - fani praktycznie każdego gatunku i słuchacze otwarci na nowe brzmienia mogli znaleźć coś dla siebie i musieli dokonać niełatwego wyboru. Stary Maneż po raz drugi w przeciągu miesiąca wyprzedał Krzysztof Zalewski, a B90 odbył się hip-hopowy mini festiwal, w sopockim Sfinksie wystąpił obiecujący alternatywny duet Coals, w Filharmonii Bałtyckiej Estas Tonne, a w wypełnionym po brzegi przystoczniowym Wydziale Remontowym zagrały dwa bardzo obiecujące zespoły - rzeszowski Spiral i rodzimy Sounds Like The End Of The World. Jak było na ostatnim z wymienionych koncertów?
Muzycy, którzy dali się poznać
szerszej publiczności dzięki występom przed Riverside, odwiedzili Gdańsk w ramach wiosennej trasy koncertowej,
która stała się okazją do promocji limitowanego splitu, tj. wspólnej EPki, gdzie znalazły się po dwa niepublikowane
dotąd nagrania obu grup, zapowiadające ich nowe albumy. Można było je
oczywiście usłyszeć w sobotę na żywo. Co więcej, zespoły wpadły na świetny
pomysł, by uhonorować fanów, którzy zdecydowali się wesprzeć je wcześniejszą deklaracją
udziału w koncertach, dołączając gratisowo album do każdego zakupionego biletu
w przedsprzedaży. Dzięki temu każdy wielbiciel dobrej muzyki mógł zabrać ze
sobą do domu sympatyczną pamiątkę, a jeśli kupował wejściówkę w dniu koncertu,
nabyć płytę za drobną opłatą.
Pomysł na
wspólne odwiedziny zespołów w kilku polskich miastach okazał się strzałem w
dziesiątkę. Eteryczne, zawieszone na pograniczu post rocka, dream popu i trip
hopu rozbudowane kompozycje Spiral,
okraszone onirycznym wokalem Urszuli Wójcik świetnie pasowały do
energetycznych, wymykających się ramom post rocka i rocka progresywnego
instrumentalnych pejzaży budowanych przez muzyków Sounds Like The End Of The World. Oba występy wypełnił przekrojowy
materiał, który mimo stylistycznej różnorodności złożył się na spójną, emocjonalną,
wielobarwną opowieść.
Jako
pierwszy w fascynującą muzyczną podróż zabrał słuchaczy rzeszowski kwintet. Tańcząca
i śpiewająca z urzekającą lekkością wokalistka, sprawnie balansująca pomiędzy
delikatnością i dynamiką oraz towarzyszący jej gitarzyści, perkusista i basista
grający też na klawiszach stworzyli niezwykły klimat – eteryczny, chwilami
psychodeliczny i kosmiczny, pozwalający dać się ponieść marzeniom. W
kompozycjach gitarowa energia kontrastowała z wyrazistymi partiami perkusji i
pejzażowymi melodiami klawiszy, snując się niespiesznie, stopniowo narastając i
eksplodując w kulminacyjnych punktach. Jednym z nich był niespodziewany, nieco
szalony skok basisty w publiczność.
Występowi
towarzyszyły urokliwe, pastelowe światła, chwilami przełamane promieniami
laserów oraz zasnuwająca scenę tajemnicza mgła. Przenikającą przez teksty i dźwięki
nostalgię i niepokój równoważyła pozytywna energia płynąca od muzyków, którzy
uśmiechali się do siebie i wzajemnie dopingowali. Sympatyczna wokalistka
chętnie żartowała i szczerze dziękowała słuchaczom za ciepłe przyjęcie. Zachęcony
gorącym dopingiem Spiral wrócił na
scenę po zakończeniu podstawowej części, by zaprezentować jeszcze jedną
kompozycję.
Po
kilkunastu minutach potrzebnych na sprawną reorganizację sceny nadszedł czas na
występ Sounds Like The End Of The World.
Kwartet to w koncertowej odsłonie prawdziwy żywioł – gitarzyści skakali po
scenie, szeroko uśmiechając się do siebie i wymieniając energią z perkusistą.
Chwilami była to rozrywka nieco niebezpieczna, głównie ze względu na niewielką
przestrzeń przeznaczoną dla artystów oraz dużą liczbę instrumentów, a także bardzo
kameralny charakter klubu. Czym byłby jednak rockowy koncert bez odrobiny
adrenaliny i szaleństwa? Ze sceny płynęły dynamiczne, rockowe riffy, którym
towarzyszyły niebanalne partie perkusji. Muzycy grali z ogromnym poświęceniem, czując
każdy dźwięk, do tego stopnia, że jeden z gitarzystów od drugiego utworu musiał
walczyć z krwawiącą opuszką palca.
Artyści
wykonali jedenaście kompozycji, przeplatając nowsze i starsze nagrania, w tym oba
z wspomnianej EPki, które odpowiednio rozpoczynały i wieńczyły podstawową część
koncertu. Zachęceni gorącym aplauzem fanów, zagrali jeszcze dwie kompozycje, w
tym "It All Starts Here" z brawurowo wykonaną przez Michała Baszuro klawiszową
partią. Nie zabrakło zabarwionego alternatywnym rockiem przypominającym
brzmienie Foals "Faults",
bujającego i rozpędzającego się w drugiej części "No Trespassing",
czy pejzażowego "Breaking The Waves". Co więcej, była to
prawdopodobnie jedna z ostatnich okazji, by posłuchać kwartetu w obecnej koncertowej
odsłonie. Muzycy planują wejść do studia, by nagrać trzeci album i zrobić sobie
przerwę od występów.
Wieczór pełen wrażeń zwieńczyły
wspólne rozmowy muzyków z fanami przy barze do późnych godzin nocnych, toczone
w rodzinnej, domowej atmosferze, co w przypadku koncertów w Wydziale Remontowym
stało się już tradycją. Uśmiechy nie schodziły z twarzy obecnych długo po
zakończeniu występów.
Zapraszam do obejrzenia galerii
zdjęć autorstwa Tomasza Ossowskiego. Na wszelki wypadek przypomnę, że
publikacja zdjęć w innych mediach jest dozwolona tylko za zgodą autora.
Zapraszam także do śledzenia kalendarza koncertów na 2019 rok