Radość wspólnego grania, porywające improwizacje, sceniczny luz i mnóstwo pozytywnej energii - każdy wieczór spędzony na koncercie zespołu Voo Voo dostarcza wrażeń na najwyższym poziomie. Po długiej promocji "7" oraz występom w ramach trasy "Przekrojowo", okazją do kolejnego spotkania z muzykami stała się seria koncertów poświęconych albumowi "Za Niebawem", w ramach której oprócz największych polskich miast artyści postanowili odwiedzić także mniejsze miejscowości, takie jak Gomunice, Sztum, Damasławek, Włocławek czy Rypin.
Sztumski koncert uznany został za
najbardziej kameralny na wiosennej trasie. Przytulna, dobrze nagłośniona sala
Kina-Teatru Powiśle położona nad malowniczym jeziorem, wypełniła się po brzegi
słuchaczami spragnionymi muzyki na najwyższym poziomie. Artyści zagrali niemal
dwugodzinny koncert, które wypełniły przede wszystkim nagrania z wydanej w
połowie lutego nowej płyty, w rozbudowanych, przepełnionych improwizacjami
aranżacjach.
W poszczególnych kompozycjach
dominowały zmiany tempa i szeroko pojęta zabawa z brzmieniem. Rockowo-taneczna,
dynamiczna wersja "Się Poruszam", uzupełniona o wspólnie śpiewane z
publicznością bardzo poetyckie chórki brzmiące mniej więcej tak:
"łonatotoje, łonatoto onajeje", które jak sam żartobliwie podkreślił
Wojciech Waglewski wymyślił zespołowy poeta, Mateusz Pospieszalski i połączona
z fragmentami nieśmiertelnego "Nim Stanie Się Tak…" wprawiła
wszystkich w świetny nastrój. Pojawiły się również bardziej melancholijne
fragmenty, na czele z "Niespiesznie" i "Nocą". W każdym z
utworów sympatycy różnych gatunków muzycznych mogli znaleźć coś dla siebie,
gdyż zespół zręcznie balansował między rockiem, bluesem, popem, folkiem i
jazzem.
Nie brakowało także pełnych
przekory tekstów, scenicznych żartów, owacji i doskonałej techniki. W
porównaniu z poprzednimi występami, w których miałam przyjemność uczestniczyć,
koncertowy skład Voo Voo powiększył się o grającego na klawiszach i
instrumentach perkusyjnych Piotra Chołody, który dopełnił brzmienie zespołu. Na
instrumentach dętych i w chórkach szalał Mateusz Pospieszalski, na gitarze i
wokalu Wojciech Waglewski, na basie Karim Martusewicz, a na perkusji grający z
niesamowitą lekkością Michał Bryndal. Po zakończeniu podstawowego występu
muzycy dziękowali rozentuzjazmowanej publiczności i długo się kłaniali, a po
długich oklaskach i owacji na stojąco wykonali na bis przepiękną, melancholijną
wersję "Piątku". Po występie natomiast jak zawsze chętnie rozmawiali
z fanami i podpisywali płyty oraz książki.
Na koniec podkreślę jeszcze, że organizatorom
koncertu należy się najwyższy szacunek i podziw. Pomimo kłopotów technicznych z
konsolą od świateł i związanego z tym kilkunastominutowego opóźnienia
rozpoczęcia wpuszczania do sali i występu, wszystko przebiegło bardzo sprawnie.
Na uznanie zasługuje niemal błyskawiczne opanowanie sytuacji, a także
przeprosiny prosto ze sceny za niedogodności, co jest sytuacją spotykaną
niezwykle rzadko. Dzięki temu, że koncert odbył się z dala od wielkomiejskiego
zgiełku, towarzyszącego na co dzień pędu oraz temu, że nad jego przebiegiem
czuwali szczerzy, życzliwi ludzie i pasjonaci, można było czerpać z występu
wszystko co najlepsze, dając się ponieść nietuzinkowym dźwiękom w bardzo przyjemnej
atmosferze.
Zapraszam do obejrzenia
koncertowej galerii autorstwa Tomasza Ossowskiego.
Jeśli macie ochotę, poczytajcie
też o płycie "Za Niebawem" i zajrzyjcie do relacji z poprzedniego
koncertu Voo Voo w gdańskim Parlamencie.