Pamiętacie album sprzed dwóch lat, którego okładkę zdobił przesympatyczny słoń siedzący na gałęzi? Równie wyjątkowa była muzyka na nim zawarta, stworzona przez legendarną mini orkiestrę, która od 1976 roku zachwyca miłośników art rockowych pejzaży. Wokalnie wsparł ją wtedy uwielbiany przez polskich fanów Steve Hogarth. Szesnasty album Isildurs Bane to kolejna niezwykła podróż. Tym razem muzycy zapraszają nas do amazońskiego lasu, a w wędrówce towarzyszy im…Peter Hammill.
Dziewicza, dzika puszcza, pełna niezidentyfikowanych, czasem
niepokojących dźwięków, intrygująca bogactwem fauny i flory, tajemnicza i zapierająca
dech jest bardzo trafną metaforą zawartości muzycznej wydawnictwa. Mieni się
paletą dźwiękowych barw, łącząc inspiracje art rockiem, elektroniką, folkiem,
muzyką orientalną i filmową. W albumowych kompozycjach możemy usłyszeć nie
tylko brzmienia gitar, klawiszy, perkusji, basu, trąbki, klarnetu, fletu,
saksofonu, skrzypiec, wibrafonu i marimby, lecz także
dwudziestopięciostrunowego instrumentu zwanego koto – rodzaju cytry i
narodowego instrumentu Japonii, na którym gra niezwykła Karin Nakagawa.
Peter Hammill nie jest jedynym światowej sławy gościem na tej
płycie. Za brzmienie albumowej perkusji w kilku nagraniach odpowiada Pat
Mastelotto z King Crimson, co dodaje nagraniom wyjątkowości. Pomysł na
współpracę Hamilla i Isildurs Bane narodził się dwa lata temu, gdy lider Van
Der Graaf Generator odwiedził muzyków na IB EXPO – spotkaniu artystów, podczas
którego uczestnicy w ciągu tygodnia pracowali nad wspólnymi projektami i
prezentowali je podczas podsumowującego koncertu.
Mats Johansson, główny kompozytor mini orkiestry przyznał, że
jest dumny z tego, jak rozwinęła się współpraca legendarnego twórcy i zespołu.
Ogromne wrażenie zrobiły na nim głębokie teksty i przepiękne melodie wokalne,
które bardzo wpłynęły na jego własne postrzeganie procesu komponowania i
łączenia ze sobą rytmów, beatów i partii niemal atonalnych. Dodał, że Hammill
wykazał się ogromną otwartością na eksperymenty i przejął inicjatywę wpływając
na ostateczny kształt albumu, co jest dla zespołu wielką gratyfikacją. Sam
lider Van Der Graaf Generator podkreślił, że podszedł do współpracy z
entuzjazmem i sprawiła mu ona wiele radości. Dodał, że szczególnie cieszy go
to, że album jest wypadkową inspiracji różnymi gatunkami muzycznymi.
Przestrzennej, zapierającej dech muzyce towarzyszą
poruszające teksty dotykające tematyki podobnie jak w przypadku poprzedniej
płyty bliskiej każdemu człowiekowi. Tym razem obrazują osobę w momencie
podejmowania trudnych decyzji, w chwilach kryzysowych, poszukiwania własnej
tożsamości, podejmowania wyzwania i wkraczania na nową drogę, ekscytującą, a
zarazem niebezpieczną. Podobnie jak w amazońskim lesie, który skrywa przed
podróżnikami liczne tajemnice. Odkrywa się je stopniowo, warstwa po warstwie
eksplorując poszczególne nagrania, stanowiące spójną całość. Hammill śpiewa w nich
z ogromną pasją i szczerością, wspaniale interpretując poszczególne frazy. Nie
sposób tej płyty opisać dzieląc ją na poszczególne fragmenty - każdy z nich
jest wyjątkowy i niepowtarzalny, mieniąc się niezliczoną ilością barw i stanowiąc
ważny element opowieści.
Mrok, uczucia, szczery przekaz, dźwiękowe zaskoczenia,
energia, melodyjność, lekkość, ulotność, eteryczność, przestrzeń – na tej
płycie znajdziecie niemal wszystko, co można sobie wymarzyć w kwestii jakości i
emocjonalności muzyki. Niektórzy twierdzą, że jest to album roku. Czy
faktycznie tak będzie okaże się już niebawem. Posłuchajcie
tej płyty i oceńcie sami.