Media piszą o nich, że
są „zbyt ekstremalni dla przeciętnego słuchacza i zbyt dziwaczni dla przeciętnego
odbiorcy blacku”. Występują w maskach, skrzętnie chroniąc swoją tożsamość i nie
ujawniając informacji na swój temat. Ich muzyczne pomysły intrygują, poruszają
i wywołują ciarki na plecach. Holenderskie trio Laster to jedno z moich
najbardziej zaskakujących muzycznych odkryć ostatnich lat, a ich trzeci album
to arcydzieło wymykające się gatunkowym klasyfikacjom. Co muzycy chcą przekazać
swoim słuchaczom?
O trzeciej płycie często mówi się, że jest testem dla zespołu
na przetrwanie. Po udanym debiucie u wielu muzyków następuje tak zwany "syndrom
drugiej płyty", wynikający najczęściej z niespełnionych wygórowanych
oczekiwań słuchaczy i to właśnie kolejne wydawnictwo traktowane jest jako „być
albo nie być”. Co ciekawe, w przypadku grupy z Utrechtu, od początku
działalności nie było mowy o jakimkolwiek spadku formy, a najnowsze dzieło to
krok naprzód w kierunku dalszego muzycznego rozwoju i szlifowania własnego,
niepowtarzalnego stylu.
„Het Wassen Oog” to mocna, równa i bardzo mroczna płyta, na
której gitarowo-perkusyjne ściany dźwięku spotykają, ujmujące artrockowe
pejzaże, post punk i niemal jazzowe improwizacje na saksofonie. Muzycy bawią
się metalową konwencją, łącząc black metalowe krzyki z czystym, głębokim
wokalem, mięsiste riffy z lekkością hiszpańsko brzmiącej gitary, mrok z
orientalizmami, a poszatkowane struktury przełamują przestrzennymi melodiami,
dzięki czemu oprócz nienagannej techniki zostaje zachowany element
przebojowości.
Wyjątkowości dodaje albumowi fakt, że wszystkie teksty
zostały zaśpiewane w ojczystym języku. W ośmiu kompozycjach dzieje się tak dużo,
że nie sposób jednoznacznie opisać ich zawartość. Przy każdym kolejnym odsłuchu
zwraca się uwagę na inne elementy, odkrywając kolejne warstwy utworów. Mnóstwo
jest tu zmian tempa, tajemniczych pogłosów, hipnotyzujących chórków,
wplecionych w całość wypowiedzi, jednak przede wszystkim liczy się tu
szczerość.
Nad dźwiękami wypełniającymi „Het Wassen Oog” unosi się
psychodeliczna, hipnotyzująca aura. Wyraziste, niejednoznaczne, transowe
brzmienie wwierca się w umysł słuchacza, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Sami
muzycy starają się uciekać od wszelkiego rodzaju szufladkowania swojej
twórczości, stawiając nie lada wyzwanie każdemu, kto podejmie próbę przypisania
do jakiejkolwiek klasyfikacji. Swoją twórczość określają jako „obscure dance
music”.
Taniec według Laster jak łatwo się domyślić jest metaforycznym
określeniem frywolności, opuszczenia ciała przez umysł, mającym podkreślić
twórczą wolność. To również doświadczenie wyzwalającego i bezkompromisowego
pogrążenia się w transie, polegającego na wyłączeniu myśli i kierowaniu się
intuicją i pierwotnym instynktem. Zespołowa koncepcja bliska jest wyznacznikom
„teorii gier i zabaw” Rogera Calloisa, wg którego taniec jest grą, mającą na
celu zachwianie postrzegania świata i wprowadzenie umysłu w stan
uwodzicielskiej paniki, o czym pisał już na łamach Noise Magazine Piotr Kleszewski.
Chodzi tu przede wszystkim o wywołanie silnych emocji i poruszenie najgłębszych
zakamarków duszy.
Czytając recenzje albumów Laster można zauważyć porównanie,
że muzyka zespołu to uosobienie zła w znaczeniu kondycji współczesnego świata.
Nie dotyczy to jednak różnic klasowych, religijnych czy majątkowych, lecz
obsesyjnego przywiązania do jednego stymulanta i zamknięcia się na wszelkie
zmiany, braku otwartości na nowe inspiracje. Muzycy podkreślają, że ich
twórczość byłaby bez znaczenia, gdyby nie kierowali jej bezpośrednio do
odbiorców, a pozbawienie sztuki uczuć doprowadziłoby do artystycznego marazmu,
a w konsekwencji do twórczej śmierci.
Nazwa zespołu w dosłownym tłumaczeniu oznacza oszczerstwo i
ma na celu kpinę nie tyle z konkretnych osób, lecz spojrzenie z zewnątrz na
istotę człowieczeństwa, zachowania ludzkie i kondycję współczesnego świata, a
przede wszystkim dążenie za wszelką cenę do niekoniecznie wartościowego celu,
nie zważając na konsekwencje. To ostrzeżenie dla wszystkich ślepo zapatrzonych
w swoje działania. Słuchając albumowych dźwięków warto ten przekaz wziąć sobie
do serca.
9/10