Jak zwrócić uwagę słuchaczy po niemal trzydziestu latach działalności artystycznej? Jak wymyślić album, który będzie nowatorski, nie powieli wykorzystanych już pomysłów, a jednocześnie nie zniechęci zbytnią woltą stylistyczną długoletnich fanów? Nie wiadomo, czy nagrywając trzynaste studyjne wydawnictwo takie rozważania toczyli Szwedzi z Opeth. Pewne jest natomiast, że z końcem września do sklepów trafi ich nowe dwupłytowe wydawnictwo w dwóch wersjach językowych.
“In Cauda Venenum” to jedna z tych płyt, która doczeka się
setek recenzji na portalach okołomuzycznych z całego świata i będzie wzbudzać
kontrowersje. Jedni będą zachwalać artystyczny kunszt twórców i zapewniać, że
to prawdopodobnie kolejny najlepszy album w karierze zespołu, inni będą
ubolewać nad dokonaną kilka lat temu zmianą stylistyczną i skierowaniem się w
stronę progresywnych długich form na rzecz metalowych growli i galopad, kolejni
wymyślą dziesiątki powodów by odpowiednio słuchać/nie słuchać oraz
wielbić/krytykować album. Co więc można napisać o tej płycie, by zwrócić uwagę
czytelnika i pozostać w zgodzie z własnymi przemyśleniami?
Wytłumaczyć siebie i współpracowników z różnych decyzji
związanych z nowymi nagraniami próbował już sam Mikael Akerfeldt, który w serii
wywiadów opublikowanych na oficjalnym zespołowym kanale YouTube opowiedział o
procesie powstawania płyty, jej zawartości, inspiracjach oraz tematyce, której
dotyka. Warto się z nimi zapoznać jeszcze przed odsłuchem całości, by w pełni
zrozumieć przekaz płynący z poszczególnych fragmentów.
To spójne, niemal półtoragodzinne dzieło, pełne zwrotów
akcji, metaforycznych odniesień i szczerych emocji. Dziesieć rozbudowanych
kompozycji wymyka się gatunkowym klasyfikacjom, intrygując zmianami tempa i dynamiki,
zachwycając przestrzennością aranżacji i świetnym brzmieniem. To osiemdziesiąt
minut muzyki, będącej wypadkową artrockowych pejzaży i metalowej energii. W
poszczególnych utworach nie brakuje gitarowych solówek, niebanalnych partii
basu, perkusyjnych szaleństw, psychodelicznych klawiszy i doskonałego, bardzo
wyrazistego i różnorodnego wokalu, który szczególne piękno objawia, gdy Mikael
śpiewa po szwedzku.
Przyglądając się trzem poprzednim albumom grupy, w zasadzie
można było spodziewać się takiego rozwiązania. Słuchając płyty da się wyraźnie
odczuć, że na twórczość Opeth niebagatelny wpływ miała bliższa znajomość
Akerfeldta ze Stevenem Wilsonem. Charaktrystyczne wokalne chórki, brzmienie
gitar i struktura dawnych nagrań Porcupine Tree słyszalne są szczególnie w
singlowych "Dignity" i “Heart In Hand” oraz balladzie “Lovelorn Crime”, a także w pozostałych
dłuższych fragmentach, tj. „Universal Truth” i dwóch ostatnich
kompozycjach – „Continuum” oraz „All Things Will Pass”. Wnikliwi odbiorcy i miłośnicy
progresywnej tradycji znajdą tu także kilka floydowskich zagrań.
Na szczęście nie brakuje też kilku zaskoczeń. Poza
wykorzystaniem brzmienia ojczystego języka jest tu kilka nieoczywistości
gatunkowych i doskonałych dialogów wokalno-instrumentalnych. Intryguje już sam
początek płyty – tajemniczy, pełen pogłosów i pulsacji „Garden Of Earthly
Delights”. Elektroniczne brzmienia hipnotyzują, a napięcie osiąga punkt
kulminacyjny, gdy słyszymy wyłaniający się z muzycznej mgły głos dziecka. To
naturalny wstęp do „Dignity” – chwytliwej, singlowej kompozycji z bardzo
przebojowym „aaa” i popisami instrumentalnymi. Muzycy żonglują tu nastrojem,
zestawiając błogość melodii z niepokojem. Grozy utworowi dodaje złowrogi śmiech
wieńczący go.
Poszukujący eksperymentalności znajdą coś dla siebie w
kipiącym od metalowej energii i połamanych rytmów „Charlatan”. Dysonanse
dźwiękowe, szaleństwa na basie i mogąca irytować partia klawiszy podkreślają
mroczną atmosferę. Tajemniczości dodaje utworowi wykorzystanie chóru i
dziecięcych głosów. Niezwykły jest także „The Garroter” intrygujący brzmieniem
hiszpańskiej gitary, filmowym charakterem i jazzującą melodią.
Wspomniana już ballada „Lovelorn Crime” urzeka fortepianowym
pięknem, smyczkową melancholią i lekkością. Nostalgicznie jest także w drugiej
części singlowego „Heart In Hand”, będącym wyrazem tęsknoty wokalisty za
beztroską czasów dzieciństwa. Podkreślają ją również wykorzystane fragmenty
wypowiedzi dzieci muzyka. O czym jeszcze śpiewa Akerfeldt?
„In Cauda Venenum” to łacińska sentencja, którą można
przetłumaczyć jako „trucizna w ogonie”. Budzi ona naturalne skojarzenia z obronnymi
zdolnościami skorpiona atakującego przeciwnika właśnie przy pomocy spiczasto
zakończonej tylnej części odwłoku. Metaforyczny przekaz albumu podkreśla także
okładka wydawnictwa, jak zawsze dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Jej
autorem jest stały współpracownik zespołu od czasów „Still Life” z 1999 roku,
Travis Smith, którego dobrze znają także fani Riverside. Przedstawia ona dom z
widocznymi w oknach sylwetkami postaci umiejscowiony na długim języku stwora
szykującego się na pożarcie swojej zdobyczy. O co tu chodzi?
Trzynasta płyta Opeth to opowieść o samotności w czasach powszechnego
dostępu do sieci oraz negatywnym wpływie Internetu na postrzeganie
rzeczywistości. Portale społecznościowe sprzyjają posiadaniu licznych kontaktów,
jednocześnie wzmagając także kłopoty z kondycją psychiczną, poczucie pustki i
izolacji. Powodują także, że marnujemy mnóstwo czasu na przeglądanie stron, podczas
gdy moglibyśmy poświęcić go na coś zdecydowanie bardziej konstruktywnego.
To również poetyckie pochylenie się nad stanem współczesnej ludzkości,
toczącej wojny na tle politycznym i społecznym. Autor słów wykorzystuje w
tekstach fragmenty wypowiedzi swoich dzieci, a także przemówienia noworocznego zamordowanego
w 1986 roku premiera Olafa Powella, snującego refleksje na temat przyszłości i
ludzkiej godności. Szwedzkie frazy mają niekiedy bardzo osobisty charakter,
jednocześnie jednak pozostawiają słuchaczowi szerokie pole do interpretacji.
W jednym z fragmentów wspomnianego oficjalnego wywiadu
wokalista i lider Opeth wspomniał, że w ostatnich latach coraz częściej zdarza
mu się snuć rozważania na temat wagi zespołowych dokonań i tego, czy choć część
z nich zapisze się w pamięci słuchaczy, jak na nich wpłynie i czy będzie miała
dla nich jakiekolwiek znaczenie. Podczas nagrywania nowej płyty muzykom
zależało, by „In Cauda Venenum” brzmiał tak, jakby był ostatnim dokonaniem
zespołu – spójnym muzycznie, lirycznie i wizualnie, kompletnym, mimo że żaden z
nich nie planuje zakończenia artystycznej działalności pod szyldem Opeth. Po
prostu tak na wszelki wypadek. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że życzenie
wokalisty zostanie spełnione - zespół zapisze się w historii muzyki metalowej i artrockowej jako jeden z flagowych przedstawicieli.
Jak albumowe kompozycje zabrzmią na żywo będzie można
przekonać się już podczas październikowo-listopadowej europejskiej trasy
koncertowej, w ramach której muzycy nie planują jednak wizyty w naszym kraju,
prawdopodobnie ze względu na niedawny festiwalowy występ podczas trzeciej edycji Prog In Park. Najbliżej polscy fani będą mieli do Berlina.
7,5/10
Posłuchaj fragmentu: Opeth - Dignity/Svekets Prins