Po dwóch latach przerwy w ostatni październikowy piątek powrócił także Fink. "Bloom Innocent" to już siódmy album brytyjskiej grupy - jak zawsze poruszający i hipnotyzujący.
To wydawnictwo emanujące spokojem, melancholijnym pięknem, urzekające delikatnością i subtelnością. Idealne do wieczornego relaksu i refleksji na tym, co dzieje się wokół nas. Kompozycje na "Bloom Innocent" wypełnione są jednocześnie osobistymi emocjami wokalisty Fina Greenalla, a zarazem pozostawiają słuchaczowi szerokie pole do interpretacji.
To płyta uniwersalna, która może
wpisać się w gusta wrażliwych na piękno odbiorców dźwięków lekkich i melodyjnych,
lecz także być doskonałą przeciwwagą dla dokonań bardziej eksperymentalnych.
Jak przystało na dobry album, wymaga co najmniej kilku odsłuchów, by odsłonić przed
słuchaczem skrywane głęboko tajemnice.
Osiem nowych nagrań to
kwintesencja stylu Finka, lecz przedstawiona w formie jeszcze bardziej
przestrzennej i przystępnej niż dotychczas. To zasługa nowego członka zespołu. Do
tria tworzonego przez wspomnianego lidera wraz z perkusistą Timem Thorntonem i
basistą Guyem Whittakerem dołączył multiinstrumentalista i wirtuoz instrumentów
smyczkowych, Tomer Moked, grający na nowej płycie na pianinie, skrzypcach,
wiolonczeli oraz marokańskich cymbałach. Jego wkład artystyczny nadał kompozycjom
zespołu dodatkowej głębi i nieuchwytnego piękna. Najpełniej wyrażony został w
"Once You Get A Taste".
Nad "Bloom Innocent"
unosi się swoista magia, wyczuwalna przez odbiorców wrażliwych na dźwięki
nieskomplikowane, lecz wyjątkowe, oparte na budowaniu nastroju. To efekt wspólnych
działań Greenalla z jednym z najważniejszych popowych producentów ostatnich
dziesięcioleci - Floodem, legendarnym współpracownikiem U2 i Depeche Mode, który
odkrył w utworach o nieradiowej długości i formie piosenkowy potencjał, czyniąc
z nich przepełnione szczerymi emocjami ballady, wydobywając esencję emocji z bluesowo
zabarwionego wokalu oraz kreując specyficzną atmosferę.
Co ciekawe, część kompozycji, które
znalazły się na płycie, zostało zarejestrowanych w niezmienionym kształcie,
jaki zyskały podczas wykonania na żywo w studiu - po to, by uchwycić ulotność
emocji i idealne momenty tworzącej się dźwiękowej magii pomiędzy członkami
zespołu. Nie ma tu studyjnego "oszustwa", laptopowych dodatków, są za
to naturalne, szczere melodie.
Album nie brzmiałby jednak tak
bez niepowtarzalnego głosu wokalisty, pragnącego wyśpiewać wszystko to, co leży
mu na sercu. Jak przystało na Fina, nowe teksty są poetyckie, tajemnicze i
niejednoznaczne, a jednocześnie trafiają do najgłębszych zakamarków duszy.
Sam autor wypowiada się o ich
treści i sposobie jej prezentacji bardzo enigmatycznie: "Chciałem, by mój
głos był gdzieś indziej niż dotychczas. Dlatego napisałem ten album w bardzo
ważnym momencie życia, w ubiegłym roku, gdy pragnąłem być tam, gdzie nie było
to możliwe". Marzył, by oddać niewinność i piękno wzajemnych spojrzeń dwójki
bliskich osób na początku relacji, nie związanych jeszcze codzienną
odpowiedzialnością i dobijającą rzeczywistością. Kontynuując swoją wypowiedź, o tytułowej
kompozycji opowiada następująco "Chciałem napisać o tym, co się dzieje w
moim życiu właśnie teraz, nie z perspektywy człowieka, którym byłem kiedyś albo
zupełnie innej osoby, którą obserwowałem." Jest więc to dzieło bardzo osobiste.
Następca "Resurgam"
to wydawnictwo w pełni odzwierciedlające artystyczną niezależność Finka oraz
wyjątkowość i ponadczasowość jego twórczości. Pięknie podkreślają to słowa artysty
wspominającego swoje muzyczne początki: „Gdybym był młodym artystą debiutującym
w Polymer Records, powiedziano by mi, że mam nagrać kawałek poniżej trzech
minut, dość „uniwersalny” dla radia. Pamiętam, ile kosztowały takie kompromisy,
gdy zaczynałem swą artystyczną podróż i dlatego czuję obowiązek by zaprzeczać
oczekiwaniom i robić to, na co mam ochotę.” Oby nie zabrakło mu inspiracji
to dzielenia się swoją sztuką przez długie lata.
8/10
Posłuchaj płyty: Fink - Bloom Innocent