Młodzi, piękni, zdolni, o których mało kto wie… - w ostatnich latach nie sposób zliczyć obiecujących artystów, których twórczość umyka nam w gąszczu premier, ogłaszanych koncertów oraz nowych wydawnictw naszych ulubionych wykonawców. Wielu z nich poddaje się po jednym albumie, mając nadzieję na oszałamiającą karierę i zderzając się z rzeczywistością kilkudziesięciu osób przychodzących na koncerty, z których garstka kupuje płyty, a większość woli słuchać ich w darmowym streamingu.
Są wśród młodych artystów jednak też tacy, którzy nie tracą zapału i wiary we własne możliwości, robiąc swoje i brnąc przed siebie mimo przeciwności losu. Jedną z nich jest Mary Komasa - wokalistka, która nie boi się być sobą i chce się podzielić ze słuchaczami swoimi poglądami i muzyczną pasją. Na swojej drugiej płycie udowadnia, że warto mówić to, co się myśli, jednocześnie podkreślając, że największą siłę rażenia mają rzeczy szczere i bezpośrednie.
Mieszkająca
w Berlinie wokalistka, multiinstrumentalistka, autorka tekstów, a przy okazji siostra
reżysera Jana Komasy i córka aktora Wiesława Komasy zadebiutowała przed
czterema laty albumem imiennym, który spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem
słuchaczy i mediów. W międzyczasie przypomniała o sobie utworem „Lost Me”,
opatrzonym dla niektórych bardzo kontrowersyjnym teledyskiem z gościnnym
udziałem Anji Rubik, w odpowiedzi na akcję „Czarny Protest”. Teraz powraca z
jeszcze odważniejszym materiałem, bardzo osobistym i emocjonalnym.
Premiera
„Disarm” odbyła się w dniu wyborów parlamentarnych, prawdopodobnie dlatego, by
przypomnieć ludziom o wartościach, które są w życiu najcenniejsze oraz o tym,
że trzeba ich bronić, gdy ktoś próbuje nam odebrać do nich prawo. W dziesięciu
nowych kompozycjach śpiewa o miłości, wyrozumiałości, empatii, lecz także
wolności słowa i odpowiedzialności za własne decyzje. Porusza tematykę praw
kobiet, tolerancji, akceptacji drugiego człowieka, trudów relacji
międzyludzkich oraz ich toksycznych aspektów.
Poza
osobistym aspektem, album ma także globalny wydźwięk. Opowiadając o
nowej płycie artystka podkreślała, że „Disarm” powstawał w trudnym czasie, nie
tylko dla naszego kraju. Większość płyty nagrała w Londynie, gdy realnym
zagrożeniem dla gospodarki i kondycji społeczeństwa stał się brexit. Tłumaczy,
że nie chce uogólniać, że jest to album polityczny, jednak ukryła na nim pewne
lęki, z którymi się zmagała. Zaśpiewała o swoich uczuciach, obserwacjach i
poglądach – przepięknie i z wyczuciem.
Mimo że jest to płyta osobista, nie znajdziecie na
niej patosu i nadinterpretacji. To album wyważony, muzycznie zręcznie
balansujący na granicy transowej taneczności i dream popowej lekkości.
Elektronicznym brzmieniom towarzyszą orkiestracje zaaranżowane przez męża
artystki Antoniego Komasę - Łazarkiewicza, na tle których błyszczy głęboki,
pełen emocji wokal Mary, która doskonale wie, jak zaintrygować słuchacza, budować
muzyczne napięcie i sprawić, by wracał do materiału często, z każdym kolejnym
razem odkrywając w kompozycjach coś nowego.
Jest w tych utworach pewien niepokój, tajemniczość,
magia i niezwykła moc. To muzyka, która nie daje o sobie zapomnieć – delikatna,
a zarazem poruszająca, pulsująca energią, a jednocześnie mroczna, pełna
przestrzeni i pozostawiająca szerokie pole do interpretacji, bardzo chwytliwa,
lecz także wymagająca, eteryczna, intymna, ale też bardzo uniwersalna. Jednym
słowem wyjątkowa.
Mimo że raz brzmi jak Bjork, innym razem jak Madonna,
Komasa jest w tych utworach w pełni sobą. To zasługa nie tylko jej muzycznego
wykształcenia, lecz przede wszystkim niezwykłego talentu i wrażliwości.
„Disarm” koi, urzeka, wzrusza, wprowadza w stan nostalgii, skłania do
refleksji. Słucha się tej płyty po prostu rewelacyjnie.
Na
koniec przytoczę jeszcze kilka słów Mary: „Disarm” to hołd oddany mojej
generacji spadających gwiazd. Świadectwo przemiany, której doświadczyłam i
konsekwencji, z którymi musiałam się zmierzyć. Jest to zapis moich poszukiwań
piękna i nadziei w coraz bardziej rozpadającym się świecie. Musiałam
zdefiniować się na nowo. Teraz czuję się ponownie sobą. Disarm But Don’t
Surrender.” Warto było czekać na jej muzyczny powrót.
8,5/10
Posłuchaj: Mary Komasa - Degenerate Love