Urzekający ciepłem wokal, potęga orkiestry symfonicznej, delikatność akustycznych gitar, fortepianu i niebanalne partie perkusji - tak pokrótce można by scharakteryzować brzmienie Afenginn - duńskiej grupy, której bliżej jednak do Wysp Owczych. Muzycy od lat współpracujący z farerską wytwórnią Tutl Records w ubiegłym miesiącu podzielili się siódmym albumem studyjnym. Czym zaskoczyli na "Klingrze"?
Muzyczna wrażliwość członków
Afenginn nie zna gatunkowych granic. Nowoczesna elektronika dopełnia klasyczne
brzmienia skrzypiec i fortepianu, które zostają przełamane jazzującymi partiami
puzonu i gitarową melodyjnością. Całość dopełnia niebanalny wokal i atmosfera
refleksyjności. To propozycja dla wrażliwych słuchaczy, ceniących w muzyce
przede wszystkim ładunek emocjonalny. Świetnie słucha się jej późną nocą,
zarówno przemierzając pustą drogę, jak i grzejąc się przy kominku. Eksperymentalność
i przystępność występują tu w niemal równych proporcjach.
Na czele Afenginn od lat stoi Kim
Nyberg. To on jest odpowiedzialny za pejzażowe aranżacje. "Klingra"
to koncepcyjna opowieść o kręgu i cyklach życiowych. Kompozycje składają się z
zazębiających się struktur na wzór kół i przekładni, zegarowych trybików,
odpowiedzialnych za poszczególne procesy niezbędne do funkcjonowania całości.
Każdy detal albumu ma tu sens i znaczenie w kontekście całości, nadając jej
filmowy, wręcz fabularny charakter.
Opowieść rozpoczyna "The
Impact", urzekający delikatnymi dźwiękami fortepianu i smyczkowym
budowaniem nastroju. "The Colours" płynie melancholijnie, intrygując
tajemniczymi pogłosami. W "Celestial Bodies" słychać elementy post rockowego
budowania napięcia. Zachwyca melodia gitary, brzmienie fortepianu i perkusyjny
puls. W tle uroku całości dodają
orkiestracje.
"The Doubt" kołysze
hipnotyzującą elektroniką i zachwyca nieuchwytną magią. "The
Lighthouse" odkurza skryte w kącie wspomnienia, przywołując pamięć o
bliskich, którzy odeszli. W "The Creation" uwagę zwraca dialog
perkusji i fortepianu. To jeden z najbardziej epickich fragmentów. Płynnie
łączy się on z "The Thanking" opartym na nostalgicznej melodii wokalu
i fortepianowym akompaniamencie. W tle atmosferę buduje orkiestra. Całość
wieńczy czarujący "The Aftershock", dopełniający epicki charakter
historii.
Ten album to najczystsze piękno.
Dziewicze, nieskazitelne, zupełnie jak przyroda na bezludnej wyspie, nieskażona
działalnością człowieka. Takie, które zapiera dech, wyciska łzy wzruszenia,
urzeka delikatnością i pozostawia w duszy trwały ślad. Przekonajcie się na
własne uszy.
9/10