Przeglądając ofertę koncertów w naszym kraju na chwilę obecną trudno znaleźć popularny na świecie zespół, który jeszcze nie wystąpił dla polskich fanów. Takim wyjątkiem poza legendarnym kanadyjskim triem Rush jest brytyjski Elbow. Czy będzie okazja posłuchać grupy kiedykolwiek w Polsce nie wiadomo. Aby umilić sobie czekanie na koncerty, zdecydowanie warto posłuchać ósmej płyty zespołu.
Gdy sięgnę pamięcią do szkolnych i czasów, gdy popołudniami śledziłam trendy w brytyjskiej alternatywie
oglądając MTV2 przypomina mi się teledysk do "One Day Like This",
jednej z najbardziej znanych piosenek Elbow, z charakterystycznym brzmieniem
gitar i instrumentów smyczkowych, niebanalną melodią i ciepłym wokalem Guya Garveya.
Od tego czasu tak naprawdę niewiele się zmieniło. Zespół wciąż nagrywa po
prostu piękne piosenki, przepełnione melancholią i delikatnością.
Po ponad dwudziestu latach
wspólnej działalności muzycy nadal występują w oryginalnym składzie, a lider grupy,
wokalista i autor tekstów nieustannie znajduje tematy, o których przy nostalgicznych
dźwiękach chce opowiedzieć swoim fanom. Na "Giants Of All Sizes"
porusza zagadnienia uniwersalne, szczególnie aktualne w obecnych czasach. To
historia o osobistej stracie, pokazująca ją w szerszym kontekście, na tle
podziałów międzyludzkich i niesprawiedliwości społecznej, braku życzliwości,
chęci pomocy i szerzącej się nienawiści. Garvey opisuje jej zawartość liryczną słowami:
„wściekły, staroświecki lament faceta, który znalazł ukojenie w rodzinie,
przyjaciołach, zespole i nowym życiu".
Mimo poruszanych niełatwych
tematów nowa płyta powstawała w atmosferze relaksu. Muzycy zarejestrowali ją na
żywo w studiu, odważając się na eksperymenty z analogowym sprzętem, co nadało
utworom bardziej przestrzenne i delikatne brzmienie. Nad produkcją i miksami
płyty, podobnie jak w przypadku czterech poprzednich czuwał pianista Elbow,
Craig Porter.
Dziewięć nowych kompozycji urzeka
magiczną atmosferą i naturalnym pięknem. Uroku delikatnemu pulsowaniu perkusji
i partiom gitar dodają melodie klawiszy, bogate orkiestracje i chórki. Nad
całością prym wiedzie rozpoznawalny od pierwszych sekund głos wokalisty -
przepełniony nostalgią, a zarazem niezwykle kojący i napełniający słuchacza radością
i ciepłem. To jeden z wyznaczników charakterystycznego stylu grupy, której
nazwa podobno pochodzi z nadawanego przez BBC serialu "Śpiewający detektyw",
w którym główny bohater – Philip Marlowe stwierdza, że słowo "elbow"
(ang. "łokieć") jest najbardziej zmysłowym słowem w języku
angielskim, nie ze względu na znaczenie, a uczucie towarzyszące jego
wypowiadaniu. Ta anegdota trafnie oddaje emocje odczuwane podczas słuchania
dokonań zespołu - świadomość styczności z twórczością niełatwą do zdefiniowania,
wyjątkową i wprowadzającą w dobry nastrój.
Elbow brzmi na nowej płycie tak,
jak zawsze - pięknie. Przystępnie, a zarazem niebanalnie, trochę eksperymentalnie,
jednocześnie zbytnio nie odbiegając od tego, co muzycy potrafią najlepiej - od nagrywania
jedynych w swoim rodzaju alternatywnych piosenek, brzmiących bardzo brytyjsko,
a zarazem uniwersalnie. Jest tu gitarowa energia, sporo melodii, zmian tempa, a
przede wszystkim emocje.
To muzyka dla wrażliwych słuchaczy,
poruszająca i zmuszająca do myślenia, z drugiej strony na tyle przebojowa, że z
powodzeniem może być elementem radiowych playlist. Z pewnością spodoba się
fanom dotychczasowej twórczości kwintetu, a jednocześnie być może przekona grupę
nowych odbiorców, szukających w muzyce szczerości i ciekawych historii.
7,5/10