środa, 6 listopada 2019

Perséide - Parmi les arbres (11.10.2019)


Perséide - Parmi les arbres

Niezbadany, niebezpieczny, zapierający dech – taki jest Wszechświat. Zachwyca nas pięknem ciał niebieskich, a zarazem budzi ogromny respekt ze względu na ich nieprzewidywalność. Jednym z najbardziej widowiskowych kosmicznych zdarzeń są perseidy – rój meteorów, którego orbita przecina się każdego roku z ziemską w okresie od 17 lipca do 24 sierpnia. Tak się składa, że nazwę od tego niezwykłego zjawiska zaczerpnął pewien kanadyjski kwintet. Czy jego muzyka jest równie fascynująca jak zjawiska astronomiczne?




Perséide tworzą wielowarstwowe kompozycje na pograniczu art rocka i psychodelii i śpiewają po francusku. Niedawno podzielili się drugim albumem, który intryguje od pierwszych minut, przykuwając uwagę słuchacza zmianami nastroju, wokalno-instrumentalnymi dialogami i kontrastami brzmieniowymi. Muzyka kwintetu kipi od emocji – raz jest pełna radości i nadziei, za chwilę urzeka melancholią i niepokojem. To dźwięki, których można słuchać z przyjemnością o dowolnej porze, choć najlepiej brzmią po zmierzchu.

“Parmi les arbres” to album uniwersalny. Znajdą tu coś dla siebie zarówno fani Pink Floyd jak i psychodelicznej liryczności z repertuaru The Doors, a także takich współcześnie tworzących grup jak Stereolab, Tame Impala czy Temples. To płyta spójna koncepcyjnie, a zarazem bardzo różnorodna brzmieniowo i pobudzająca wyobraźnię. Melodie snują się pięknie, mieniąc się paletą muzycznych barw. Poza inspiracjami psychodeliczno-progresywnymi w siedmiu kompozycjach wyraźnie wyczuwalne są też echa tradycji muzycznej Bliskiego Wschodu, wyczuwalne przede wszystkim w drugim “Istanbul” oraz  piątym w zestawie “La nuit des faunes”. Nad całością unosi się aura tajemniczości, którą potęguje fakt, że wszystkie utwory zostały zaśpiewane po francusku.

Liderem grupy jest obdarzony ciekawą barwą głosu Louis-Philippe Cantin, grający także na gitarach oraz sitarze, nadającym kompozycjom wyjątkowości. Towarzyszą mu gitarzysta Olivier Durand, basista Samuel Milette, klawiszowiec Daniel Quirion i grający na perkusjonaliach Guillaume P. Trépanier. W nagraniach wziął udział także flecista Jeannot Bournival oraz wspierający wokalistę David Bujold, śpiewający w chórkach i grający na instrumentach perkusyjnych.

Album rozpiera pozytywna energia, która najbardziej wyczuwalna jest w rozpoczynającym “Hier ne saura jamais”, opartym na dialogu sitaru i gitary akustycznej, początkowo delikatnym, a z czasem wybuchającym tanecznym pulsowaniem wspomnianym już, jednym z najciekawszych na płycie “La nuit des faunes” oraz wprowadzającym w trans, wywołującym uśmiech bezkompromisowością dominującego motywu “Enracinés”. Równoważą je delikatnie płynące, refleksyjne fragmenty -  “Les tombeaux d'Atuan” oraz przepiękny “Contreplongée”.

Wydawnictwo wieńczy epicki, niemal jedenastominutowy utwór tytułowy, będący doskonałym podsumowaniem różnorodnego charakteru albumu. Mrok kontrastuje tu z lekkością, wyrafinowanie sitaru z delikatnym pulsowaniem instrumentów perkusyjnych, klawiszowa psychodelia z basową tanecznością, tajemnicze chóralne śpiewy z gitarowym szaleństwem.  

Tytuł drugiego wydawnictwa Kanadyjczyków w wolnym tłumaczeniu oznacza “pośród drzew”. Teksty przepełnione są magią, uczuciami i pochwałą przyrody.  Traktują o tym, co w życiu najważniejsze, podkreślając wagę miłości, o której często zapomina się we współczesnym świecie, często bezmyślnie gnając przed siebie. Warto zatrzymać się na chwilę i posłuchać tej płyty co najmniej kilka razy.  Zdecydowanie warto!

7,5/10