wtorek, 26 listopada 2019

The National - Warszawa, Torwar - 25.11.2019


Matt Berninger to człowiek nieobliczalny - taki wniosek można było wysnuć po poniedziałkowym koncercie The National na warszawskim Torwarze. Zespół rozpoczął w polskiej stolicy kolejną odsłonę trasy promującej "I Am Easy To Find", o którym opowiadałam na łamach soundrive.pl. Był to wieczór, którego wielu fanów z pewnością nie zapomni. 



The National darzeni są w Polsce sympatią szczególną, o czym można było przekonać się już na kilka godzin przed koncertem. Mimo przeszywającego zimna przed wejściem na Torwar ustawiła się gigantyczna kolejka oczekujących, która z każdą minutą rosła. Wszystko po to, by być tego wieczoru jak najbliżej sceny i mieć możliwość bezpośredniego kontaktu z artystami, a szczególnie z wokalistą.

Kto był już wcześniej na którymś z polskich występów The National, chociażby pierwszym pamiętnym koncercie na Off Festivalu w 2007 roku, czy Open'er Festivalu w 2011, ten miał świadomość, że w tym przypadku bezpośredni kontakt ma znaczenie dosłowne. Matt Berninger już od początku występu postawił przede wszystkim na interakcję z publicznością - dialogi, wymianę spojrzeń, gesty. Śpiewając przemierzał scenę wzdłuż i wszerz, wchodząc na podesty, a także wskakując między fanów z mikrofonem. Dzięki temu nawet osoby w połowie, czy prawie na końcu kilkutysięcznej sali miały możliwość przybić z nim piątkę, przytulić, czy poklepać po ramieniu. Co ciekawe, dotarł nawet na trybuny. 

Wszystko to wiązało się z ogromnym wysiłkiem dla ekipy technicznej i chwilami bywało dość ryzykowne. Krótko mówiąc, Berninger nie do końca panował nad sobą - popijając tajemniczy trunek zaskakiwał gwałtownymi reakcjami, w tym podrzucaniem nad siebie kubka z wspomnianą zawartością, w wyniku czego oblewał siebie i swoich kolegów z zespołu. 

Niestandardowo zachowywała się też publiczność. Fani nie tylko nie ustawali w owacjach, wspólnych śpiewach czy tańcach w bardziej dynamicznych momentach, jak chociażby podczas "Graceless", lecz także próbowali odkupić od wokalisty napój, podawali telefony z prośbą o wspólne zdjęcie, czy też prosili o autografy na płytach, biletach i plakatach. Wokalista chętnie spełniał wszelkie życzenia, a szczególnie cenne były indywidualne podpisy, zawierające fragmenty poetyckich tekstów, które w danym momencie miały zostać zaśpiewane. Dziękował w ten sposób za zaangażowanie, energię i oddanie. Nie zabrakło też kilku komicznych momentów, jak chociażby prób prezentacji popularnych emotikon i odniesień do nie do końca zrozumiałej "kultury facebooka". 

Brzmieniowo koncert wypadł niestety nie najlepiej. W dużej sali dźwięk niósł się nierównomiernie, wręcz tłamsząc potencjał dziesięcioosobowego składu. Nie było wyraźnie słychać dwójki perkusistów, gitary brzmiały dość płasko, a sekcja dęta została stłumiona przez bas. Berningerowi towarzyszyły na scenie dwie urocze wokalistki, które dodały wokalnej stronie koncertu nieco głębi i przestrzeni. W ciągu dwugodzinnego koncertu muzycy wykonali ponad dwadzieścia kompozycji, wśród których pokaźną część stanowili reprezentanci "I Am Easy To Find". Nie zabrakło jednak też hitów takich jak "England", "Bloodbuzz Ohio", "Terrible Love", czy kończący podstawowy zestaw utworów, politycznie zabarwiony "Fake Empire". Najbardziej wzruszający był jednak fragment bisu - akustyczna wersja "Vanderlyle Crybaby Geeks", zaśpiewany w całości przez publiczność. 

Występowi towarzyszyła ciekawa oprawa wizualna. Z tyłu i po bokach sceny umieszczono trzy ekrany, na których wyświetlały się tematyczne wizualizacje, z których najpiękniej prezentował się padający deszcz podczas "England". Scena była też bardzo dobrze oświetlona, dzięki czemu reakcje muzyków były wyraźnie widoczne. 

Przed występem The National miał miejsce równie ciekawy koncert, choć zdecydowanie krótszy i niosący inne emocje. W roli supportu zaprezentowała się Misia Furtak. Wokalistka i basistka wystąpiła w towarzystwie trójki muzyków, co nadało jej kompozycjom głębi. Została przyjęta bardzo ciepło przez publiczność, która wysłuchała jej muzycznych propozycji z uwagą i zaangażowaniem, za co artystka gorąco dziękowała. Słowa wdzięczności padły także w stronę zespołu The National. Delikatne utwory Misi znacznie lepiej brzmią w mniejszej sali, w kameralnej atmosferze, jednak było to bardzo miłe wprowadzenie do koncertu gwiazd wieczoru.